Wiele jest związków frazeologicznych ze słowem emergent w projektowaniu gier wideo. I każdy oznacza coś fajnego – coś, do czego każdy projektant aspiruje.
W dużym skrócie chodzi o samoczynne pojawianie się w grach pewnych elementów, jak to się mówi „na przecięciu systemów rozgrywki”. Samoczynne, to znaczy bez ingerencji projektanta, bez skryptów, bez umieszczenia w grze wielkiego napisu „podejdź tutaj i coś się stanie”. Chodzi o rzeczy odkryte przez użytkowników, a wręcz przez nich wymyślone, dopowiedziane. Istnieje też coś takiego, jak „objawiona” narracja*, czyli emergent narrative.
*słowo narrative jest dość niejednoznaczne w tłumaczeniu, umówmy się na taką wersję
Niedawno zorientowałem się, że obchody "dziesięciolecia działalności", heh, spóźniłem o ponad pół roku. Niemniej, ta epifania rzuciła mnie na wody wspomnień i grzebania po pogrążonych w ciemnej piwnicy pudłach ze starymi gazetami. Kurz, półmrok, szczury dropujące złoto. Na tropie własnych śladów - mniej lub bardziej chwalebnych. No i trafiłem na pewien numer Resetu, którego okładka do dziś przywołuje dreszczyk wspomnień. Dziś będzie autotematycznie. O tym, jak jedna linijka tekstu utkwiła mi w pamięci na całe życie.
Czwarta edycja corocznego zlotu polskich fanów Xboxa dobiegła końca. To był mój trzeci wypad na tę imprezę, a zarazem trzeci raz, kiedy organizatorzy złapali sie na podobne haczyki. Jak mówią fora, ludziom się podobało - nie ma więc, co wsadzać kija w mrowisko i marudzić. Niemniej, jako że zapewne przeczytają te słowa osoby bezpośrednio tematem zainteresowane, mam kilka uwag, które mogą się przydać w przyszłości. Czy to na przyszłorocznym Fun Dayu, czy na jakiejś innej imprezie poświęconej grom.
Tegoroczny Xbox Fun Day odbył się pod znakiem jurajskich domów zdrojowych, ulewnych deszczy i wylewnych występów. Na trzy dni Podlesice-Kroczyce w powiecie zawierciańskim zamieniły się w zlot klockowych hardkorowców i casuali, których połączyło fanostwo, zabawa i piknikowanie.
Wiemy już, że targi gamescom okazały się dla nas bardzo udane. Jako że minęło już trochę czasu i ruch internetowy zaczął się stabilizować, postanowiłem uchylić rąbka tajemnicy i podsumować nasze dokonania w kilku liczbach. Zważcie tylko, że dwie ostatnie liczby ulegają ciągłym zmianom (znaczy się rosną), więc nie jest to stan ostateczny. Na pierwszą sami macie wpływ... Zapraszam!
Targi to miejsce pełne niespodzianek. Nigdy nie wiadomo, z której strony zaatakują kłopoty, co się zepsuje, co odmówi posłuszeństwa. A, że coś posłuszeństwa odmówi, jest pewne. Tym razem jednak skoncentruję się na tym, co nie do końca działało po drugiej stronie barykady - po stronie firm wystawiających się na gamescom.
To były dla nas najbardziej udane targi wszech czasów. Odkładając na bok wewnętrzne czynniki, które to umożliwiły (duża w tym zasługa tekstowej ekipy gry-online.pl i Vermiego, który ogarniał całość organizacyjnie, pozwalając nam skupić się na treści), chciałbym skupić sie na warstwie koncepcyjnej tego, co zrobiliśmy. I wygłosić pewien manifest. Do wydawców, do innych mediów, do wszystkich interesariuszy, którzy mogą twierdzić, że robimy im na złość. Bo istotnie, na targi jeździmy zawsze dla czytelników, a nie dla robienia repu po godzinach.
Wyjazd na gamescom już jutro. Po single-playerowym maratonie, jakim w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności było dla mnie E3, jadę na te targi wyluzowany. I nie, że to co napisał Del w swoim wpisie było w jakimkolwiek stopniu nieprawdą. Po prostu: z jednej strony da się do hardkoru przyzwyczaić, z drugiej no HALO ktoś inny będzie pisał teksty, a od filmików będziemy we dwóch. Luksusy. Jednakże. W związku z klimatem tabelkowania i prowadzenia badań nad przedtargową wiedzą, wzięło mnie na podsumowania. Od dłuższego czasu leży mi na wątrobie zmierzenie się z pierwszą połówką roku. Chciałem to zrobić na filmie, ale nie na wszystko jest czas w napiętej ramówce, na której kiedy-wydaje-się-Wam-że-nic-nie-ma-to-znaczy-że-zasuwanie-jest-jeszcze-gorsze. Żeby nie było zbyt łatwo, podzielimy to sobie na dwie części. A właściwie to trzy, bo jest jeszcze kategoria niespodziewanych crapów, zwanych zawodami. Zaczynamy więc: moje niezobowiązujące i podlegające płynnym zmianom Top 10 tegorocznych wydawnictw, miejsca 10-6. Przyjemności.
Cyfrowe marzenia to ksiażka, o której ostatnio głośno. Bo istotnie, na polskim rynku w-przybliżeniu-nigdy nie pojawia się sensowna literatura na temat gier. Udało mi się parę dni temu przechwycić jeden egzemplarz i napocząć go w miernych resztkach czasu wolnego, jakie pozostały pomiędzy Dragon Questem, Off Festivalem i tajemnicą o której istnieniu dowiecie się pewnie niedługo. No ale przeczytałem pierwsze 150 stron dzieła Micza, przekartkowałem czasy bliższe współczesności, i mam wrażenia.
Można już pobrać demko Mafii 2! Wczoraj pojawiła się wersja pecetowa i PS3 (dla użytkowników niesławnego PS Plus), dzisiaj trafi na XBL.
Hype na tę grę jest u nas przeogromny, więc pewnie sami sobie chętnie zagracie. A jeśli chcecie zobaczyć tę wersję w akcji, to zapraszam do filmiku z E3. Jak się okazuje, demko to dokładnie ten sam build - zawiera jedną z misji w wersji nieco zmodyfikowanej w stosunku do tego, co zobaczymy w finalnej grze, a na swobodnym bujaniu się po mieście jest ograniczenie czasowe (kiedy jesteśmy w "instancji" misji, odliczanie się zatrzymuje). Ot, taka fajna zagrywka, żeby w krótkim czasie zaprezentować jak najwięcej atrakcji. Warto zagrać!
Jeśli ktoś nie widział, zapraszam też do naszego filmiku z późniejszej wersji Mafii. Wciąż się jaram, że dostaliśmy jednego z pierwszych exclusive'ów na świecie. Pełna wersja już krąży po redakcji, a więcej materiałów z Mafii spodziewajcie się po gamescomie.