Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Na nowy album Queens of the Stone Age czekaliśmy 4 lata. Wcześniej aż 6. Josh Homme i koledzy testują naszą cierpliwość, szczególnie, że coraz dalej odchodzą od brudnych, hałaśliwych, stonerowych korzeni. Villains, album numer 7, niemal całkowicie zamienia pustynię na taneczny parkiet, co może odrzucić niektórych ( "ja słucham tylko metalu!") słuchaczy. Na szczęście przejście jest płynne i eleganckie, co postaram się za chwilę udowodnić.
Kluczem do zrozumienia Villains jest cytat z Josha Homme: "Na potrzeby tej płyty chciałem zaryzykować nasza reputację. Powinniśmy wziąć nasze stare brzmienie i je totalnie wykręcić". Konsekwencją takiego nastawienia było zatrudnienie Marka Ronsona w roli producenta. Brytyjczyk jest DJ, kompozytorem, producentem i wokalistą istniejącym na rynku muzyki rozrywkowej od 15 lat, ale dopiero utwór Uptown Funk z 2014 roku stał się prawdziwym światowym hitem, szturmującym listy przebojów i zdobywającym uznanie krytyków. Homme chciał uzyskać podobne taneczne, funkowe, ciasne brzmienie dla swoich nowych piosenek, bo podobno ostatnio rock przestał być muzyką do szalenia na parkiecie. No i wkroczył Ronson.
Lana Del Rey w czasie swojej kariery zdążyła już ugruntować swoją pozycję na rynku muzycznym oraz zdobyć rzesze fanów, czy wręcz wyznawców. Od premiery najnowszego krążka amerykańskiej wokalistki minął już ponad miesiąc. Lust for Life jest czwartym „kanonicznym” albumem w dyskografii artystki i podobnie jak jej poprzednie płyty dotarł na szczyty list przebojów. Jako fan piosenkarki postanowiłem sprawdzić, czy zasłużenie.
W ciągu roku przesłuchuję mnóstwo albumów, sporą część kupuję, o niektórych piszę na łamach Gameplaya. O wszystkich jednak napisać się nie da, więc czasami warto zwrócić uwagę na pewne wydawnictwa zawczasu. Nadchodzący wrzesień jawi się jako miesiąc wyjątkowo interesujący dla miłośników gitarowego i szeroko pojętego alternatywnego grania. W ciągu 4 kolejnych piątków pojawi się aż 9 wartych uwagi albumów, których część na pewno zrecenzuję w osobnych tekstach. Zapraszam!
30 czerwca 1997 roku na muzycznym rynku pojawiło się dzieło, które zatrzęsło posadami tego, co wówczas było znane jako muzyka popularna. Album The Fat of the Land grupy The Prodigy (na potrzeby tego wydania nazwa zgubiła "the") stał dosyć daleko od gatunków, z którymi kojarzono tę markę. Big beat? Rave? Techno? Jasne, to tam było, gdzieś w środku, ale to organiczność żywych instrumentów i gościnne występy sprawiły, że ta płyta to coś dużo większego i lepszego, niż mogło się wydawać. Prawdziwa elektroniczna alternatywa!
W połowie lat 90-tych mainstreamowy rock pomału dogorywał. Grunge się wyczerpał, a nowa fala ciężkiego grania, z nu-metalem na czele, dopiero raczkowała. Rynek potrzebował czegoś nowego, atrakcyjnego, co zbudowałoby pomost między muzycznym podziemiem a szczytami list przebojów. W 1992 roku parkiety dostały świetne Experience, za pomocą którego Liam Howlett czarował fanów rave i jungle. W 1994 roku Music for the Jilted Generation dodało jeszcze tłustsze rytmy okraszone okazjonalną gitarą. Ewolucja osiągnęła szczyt w 1997 roku - wtedy zadebiutowało dzieło niemal kompletne, muzyczne ciasto wyrastające z najlepszych składników, będące więcej niż tylko sumą części składowych.
Co prawda nigdy nie czułem się muzycznym ekspertem, lecz jak chyba każdy posiadam swoje mniej lub bardziej ulubione zespoły. Niektóre z nich są popularne, a ich płyty sprzedają się w milionowych nakładach, inne zaś nie przebiły się do szerokiego grona słuchaczy i list przebojów. Do tej drugiej grupy zaliczyłbym amerykański zespół Cigarretes After Sex, którego debiutancki album ujrzał światło dzienne niecałe dwa miesiące temu.
W grudniu 2016 roku Trent Reznor dotrzymał słowa i zaoferował fanom nową muzykę spod szyldu Nine Inch Nails. 5 utworów składających się na EPkę Not The Actual Events było hałaśliwych, dosyć nieprzyjaznych i pozbawionych popowych, wpadających w ucho melodii. Można to było odebrać jako muzyczny komentarz do zmiany władzy w USA. Okazuje się, że Reznor ma do powiedzenia nieco więcej, czego dowodem jest nowa EPka zatytułowana Add Violence.
Podczas zamieszania związanego ze słabą kondycją internetowego sklepu wysyłającego zamówione kilka miesięcy wcześniej płyty winylowe, szef NIN wysłał do klientów wiadomość z przeprosinami i informacją, że grudniowa płytka była pierwszą częścią trylogii, której kolejne rozdziały mają ukazywać się co kilka miesięcy. Nowy rozdział został zapowiedziany na lato, zaś ostatecznie ukazał się 21 lipca.
Mieliście tak kiedyś? Czy kiedykolwiek wieść o odejściu waszego idola dotknęła was jak strata kogoś bliskiego? Ja mam tak dziś. Wciąż wydaje mi się to nieracjonalne, głupie nawet, ale wmawianie sobie obojętności nie ma sensu w obliczu żalu który ściska w tej chwili moje gardło.
Rzucamy okiem na okładkę - Hydrograd nie ma klasycznego logo Stone Sour. Rzucamy okiem na skład zespołu (zakładając, że sprawdzanie wieści ze świata rocka nie należy do Waszej codzienności) - Hydrograd powstał bez udziału gitarzysty Jima Roota, basista zresztą też jest nowy. Czyli nowy start dla ekipy z 25-letnim doświadczeniem?
Wszyscy w ekipie, z Coreyem Taylorem na czele, twierdzą dokładnie to: Hydrograd to odejście od znanego Stone Sour, album bardziej klasyczny, rock'n'rollowy i hard rockowy do samego rdzenia. Taylor zdobył się nawet na wyznanie, że to najlepsza płyta, jaka nagrał od czasu pierwszego albumu Slipknot. No ale przecież każdy artysta uwielbia chwalić swoje nowe dzieło, szczególnie w okolicach jego premiery. Sprawdzam, panie Taylor!
Krótko, treściwie, bez przestojów, do celu, z mocą, konkretnie, miejscami lepiej, miejscami gorzej. Tak to jest z tym Royal Blood. W 2014 roku debiutancki album brytyjskiego duetu zaskoczył słuchaczy rockowym mięchem zawartym w zaledwie 32 minutach. Po trzech latach przyszedł czas na zmierzenie się z syndromem drugiej płyty. Jakie jest How Did We Get So Dark?
Jest krótkie, treściwe, bez przestojów, do celu, z mocą, konkretne, miejscami lepsze, miejscami gorsze. Czyli dostajemy więcej (no, troszkę więcej - 34 minuty) tego samego, choć zmiany są łatwe do wyłapania nawet przez niedoświadczone ucho. Album to 10 utworów, z których tylko jeden jest dłuższy niż 4 minuty, a za to wszystkie czarują kreatywnym użyciem perkusji i gitary basowej. Tyle hałasu z takiego ubogiego instrumentarium?
Legendy Polskie Allegro to interesująca sprawa - z jednej strony filmy są sponsorowane przez Allegro, lecz z drugiej nie zawierają ani sekundy (poza, oczywiście, logiem) dodatkowej reklamy. Producenci dostali absolutnie wolną rękę i tworzą krótkie filmy związane z najpopularniejszymi polskimi legendami, unowocześniając je i tworząc coś na miarę własnej historii. Czy dobrej, to się dopiero okaże, ponieważ chwilowo nie wszystkie „odcinki” serii są dostępne - mamy za to kilka utworów, które z pewnością są zasługują na osobny artykuł.