Sekrety serii Dragon Age
Wszystkie grzechy Gothica. Jakim cudem tak źle zaprojektowana gra zdobyła tylu wiernych fanów?
Klasyczne CRPG i ich droga ku zapomnieniu
Postacie, dialogi, wybory - dywagacje o grach cRPG.
Pen & Paper #2. O tworzeniu postaci
Hej zagrajcie muzykanty! O bardach, skaldach i kapelach w grach RPG
O Buncie Ludzkości wygłoszono już wiele tyrad, wydęto metry sześcienne powietrza w odpowiedni ton fanfar, że kolejny dopisek o jego wspaniałości nie jest już nawet formalnością, a spotyka się raczej z uśmiechem politowania. No cóż, nieczęsto zdarza mi się ukończyć jakiś tytuł po dwukrotnym przerwaniu rozgrywki w połowie – i na dodatek go pochwalić. Deus Ex: Bunt Ludzkości jest ewenementem.
To jak muzyka w grach komputerowych jest ważna chyba nie trzeba nikomu mówić. Buduje nastrój, odwzorowuje to co się dzieje na ekranie, reaguje na to co robimy, umila nam czas spędzany z grą i nie pozwala, by z głośników nie wydobywało się nic prócz dźwięków gracza i świata. Muzyka nie pojawia się tylko jako lepsze lub gorsze tło. Pomijając produkcje, w których jest kluczowym i integralnym elementem, na przykład Guitar Hero, jest kilka gier, w których pojawia się postać muzyka wynosząc samą muzykę ponad określenie „tło”.
Nie jestem wrogiem rozwoju graficznego i nie stękam z utęsknieniem do tych kanciastych potworków sprzed dwudziestu lat, ale mimo tego twierdzę, że rozwój grafiki, zwłaszcza w grach RPG, mógł wyraźnie zaszkodzić immersji, przyzwyczajając nas do zupełnie innego sposobu odbioru.
Choć póki co nadal pełna błędów, niedopatrzeń i dziur, już cieszy oczy. Mowa o Kingdom Come: Deliverance. W ręce zainteresowanych trafił bowiem ostatnio godzinny materiał prezentujący rzeczywisty gameplay z tejże gry, tak mocno wyczekiwanej przeze mnie, której obserwacji oddaję się za każdym razem, gdy tylko pojawia się jakaś wzmianka o niej. Twórcy dość mocno dbają o nasze wrażenia, serwując nam coraz to nowsze, uchylające raz po raz rąbka tajemnicy fragmenty rozgrywki, a tym razem pokusili się o 60 minut nieprzerwanej, opatrzonej komentarzem, gry. Krótko omawiam materiał.
Ostatnio przeglądając gameplay.pl, natknąłem się na wpis evilmg (i przy okazji na jeden od Roja), w którym wspomniał o tym, jak zwykle buduje postacie w różnych grach z gatunku RPG. W końcu w takich produkcjach kluczowym elementem jest rozwój bohatera. Możliwość dostosowania go do własnych wymagań, potrzeb, a przede wszystkim stylu prowadzenia rozgrywki. Możemy tutaj wypuścić swoją fantazję na ekran i potem patrzeć jak nasz protagonista niszczy potwory, przy pomocy zakrwawionego od walk topora, albo zaklęcia zmiatającego wszystkich wrogów dookoła pierścieniem ognia. Piękna w swym sadyzmie rzecz.
Gry RPG to dość zaśniedziały gatunek. Nieważne, czy oparte są o mocno eksplorowane krainy fantasy, steampunk, czy futurystyczne światy twardego science fiction. Rozwijamy wciąż te same umiejętności, wykonujemy te same questy w stylu "przynieś 5 skór wiewiórek, bo cała wioska nie może sobie poradzić, dostaniesz błyskotkę", zabijamy te same zastępy orków, czy robotów. Co prawda raz na jakiś czas ktoś wyskoczy z innowacyjnym lub prześmiewczym podejściem do tematu, a RPG zadomowił się wśród innych gatunków(o czym pisało ostatnio kilka osób), ale ogólnie jest to ciągłe wałkowanie tego samego. A gdyby zrobić coś opartego o rzeczywistość? W końcu mawiają: cudze chwalicie, swojego nie znacie.
Sekwencje QTE, wszechobecne wskaźniki, podpowiedzi i prowadzenie gracza za rączkę, samoodradzające się zdrowie - oto znak czasów, który na pierwszy rzut oka dostrzegamy w praktycznie każdej grze wideo. Narzekamy na nie, należy dodać, że raczej słusznie. Jest jednak pewna już-nie-nowość, której nieobecność zauważylibyśmy niemal od razu i, co ciekawe, z pewnością jej brak rzutowałby na nasz negatywny odbiór produkcji. O co chodzi? O elementy RPG.
Temat chyba najbardziej uniwersalny z tych, jakie można sobie wyobrazić – gra idealna. W końcu każdy z nas, grających, niezależnie od stopnia zaangażowania, zdążył przebrnąć przez tytuły, które miały w sobie ten unikalny pierwiastek sprawiający, że gra, choć mogła być oparta na utartych schematach, była w danym aspekcie wyjątkowa. W pewnym momencie też każdy z nas z pewnością wyobraził sobie grę będącą uosobieniem tego, co nazwać można grą idealną, a która zawierałaby w sobie wszystkie te cechy, które w innych grach przypadły nam do gustu. Wygląda na to, że coś podobnego zbliża się do mnie z pomocą Kickstartera.
W ramach dyskowych wykopalisk trafiłem również na niepublikowany, archiwalny tekst poświęcony nieścisłościom, uproszczeniom, bzdurom i schematom w jednym z moich ulubionych gatunków gier wideo, czyli RPG. Oczywiście bez wielu z nich gry fabularne nie byłyby aż tak fajne, ale zastanawiając się nad "problemem" na chłodno, dość łatwo z pewnych rzeczy się zaśmiać.
Vigil Games dzięki swojemu debiutanckiemu projektowi – grze Darksiders – utorowało sobie drogę do Krainy Wiecznego Game Devu. Tytuł została niesamowicie ciepło przyjęty zarówno przez recenzentów, jak i graczy, więc powstanie kontynuowanie serii wydawało się oczywiste. No i Darksiders II faktycznie się ukazało – wyszło w 2012 roku. Mi zaś trzy lata od premiery zajęło ukończenie pierwszej części serii. Ale opłaciło się.