Guardians of the Galaxy Deluxe Edition - Recenzje(34)
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
40% NIN, 60% pop. Recenzja albumu Halsey - If I Can't Have Love I Want Power
Pożegnanie z Fear Factory - recenzja albumu Aggression Continuum
The Beatles to grupa, która wypłynęła w zasadzie niedawno. Lepiej znają ją stali bywalcy hamburskich ulic rozrywkowych i klubów nocnych, gdzie młoda czwórka z Liverpoolu szkoliła się w trudnej sztuce rock'n'rollowego grania. Pod koniec 1962 roku wydali oni swój pierwszy singiel Love Me Do, a potem, po znakomitym odbiorze tej piosenki, wydali jeszcze Please Please Me. Tym razem muzycy powrócili z czymś większym - całym albumem noszącym właśnie tytuł Please Please Me, zawierającym 14 piosenek! Sprawdźmy zatem czy jest sens interesować się tą ekipą, czy też przeminą niezauważeni jak wielu przed nimi i, zapewne, wielu po nich.
Z serią Halo jest trochę jak z futbolem amerykańskim. Prawie na całym świecie cieszy się znikomym zainteresowaniem, ale w Ameryce szał na to jest nieziemski. Szał z okazji Super Bowl ogarnia USA co roku, szał z okazji Halo rzadziej i nieregularnie, ale za każdym razem jest to wielkie święto fanów gier. Pod koniec 2012 roku ukazała się kolejna odsłona serii, Halo 4, a jej wydaniu towarzyszył soundtrack. Choć zdaję sobie sprawę, że płyta ta nie jest najświeższa, to właśnie niedawno wpadła w moje (wirtualne) ręce w edycji Deluxe, a ja postanowiłem się jej przyjrzeć i zrecenzować ją – w końcu nie było u mnie jeszcze recenzji OST z gry, a gameplay.pl jest serwisem skupionym w głównej mierze na grach. Nadrabiam więc tę zaległość i zapraszam na recenzję Halo 4 (Original Soundtrack) w edycji Deluxe, która została wzbogacona o dodatkowe remixy kilku utworów.
Kraina lodu to bez wątpienia jedna z najgłośniejszych(a dla części ludzi także najlepszych) bajek 2013 roku. Potwierdzają to w tym momencie liczne nominacje do prestiżowych nagród – w tym Oscarów – oraz zainkasowany Złoty Glob w kategorii Najlepszy film animowany. Temu filmowi towarzyszył, jak to zwykle bywa, soundtrack. Disney przyzwyczaił nas do wysokiej jakości swoich filmów, a tę wysoką jakość budował też za pomocą muzyki i piosenek. A jak jest z OST do Krainy lodu i czy jest on tak samo dobry jak film?
Dziś(20.01.2014) przypada ponoć tzw. „Blue Monday”, czyli najsmutniejszy, najbardziej depresyjny dzień w roku. Jak to ludzie wyliczyli? Z tego co zorientowałem się, to wyliczenia te nie mają żadnego sensu, jedno natomiast wiem na pewno – mnie dziś w stan smutku wprawił soundtrack do ostatniej części Igrzysk śmierci o podtytule W Pierścieniu Ognia. Bo w żadnym wypadku nie może on się, niestety, mierzyć z bardzo przyjemnym filmem, któremu towarzyszy.
Nie ulega wątpliwości, iż programy typu talent show cieszą się w Polsce(i nie tylko) wielką popularnością. Jest ich już cała masa i każda licząca się stacja telewizyjna ma co najmniej(!) jeden. Mamy więc takie twory jak Must Be the Music, Mam Talent, X Factor czy The Voice of Poland. Programy te wykreowały na gwiazdy głównie jury, które zawiadowało tym programem, lecz od czasu do czasu wypływał też jakiś wokalista lub zespół, który był w stanie się przebić dalej niż finał danego programu. Problemem z tymi „gwiazdami” jest najczęściej taki, że są albo mierne, albo po prostu słabe. A jak jest z Dawidem Podsiadło, zwycięzcą 2. edycji X Factora, i jego debiutanckim krążkiem Comfort and Happiness?
Rok 1982. PRL. Od roku ludzie mogą „podziwiać” czołgi i wojsko na ulicach. Po karnawale Solidarności partia dokręciła śruby, a cenzura na nowo zaczęła szaleć. W takich warunkach, w warszawskim klubie Stodoła, wyjątkowy koncert dała wyjątkowa grupa – Perfect. Rok później zapis z tego koncertu ukazał się na winylu, a pod koniec 2013 roku(czyli dokładnie 30 lat później) wydawnictwo to ukazało się po raz pierwszy na CD. Zapraszam na wspólną podróż do czasów stanu wojennego, lat świetności polskiego rocka i Solidarności walczącej z PZPR-em.
Cztery poprzednie dzieła Howarda Shore’a dotyczące uniwersum Władcy Pierścieni mnie zachwyciły. Wszystkie i bez wyjątku. Każda płyta, która towarzyszyła premierze filmu na podstawie książek Tolkiena była przemyślana, klimatyczna, epicka i po prostu bardzo dobrze zrobiona. Pod koniec tego roku do kin trafił kolejny film Petera Jacksona o Hobbicie. Nosi on tytuł Hobbit: Pustkowie Smauga i pod takim samym tytułem ukazał się również soundtrack z tego dzieła. A jaki on jest i czy zachwycił mnie tak samo jak jego poprzednicy? Zapraszam do recenzji!
Sabaton to bez wątpienia grupa wyjątkowa. Daremnie szukać innych zespołów power-metalowych nagrywających całe albumy koncepcyjne albo takie, które cieszyłyby się podobnym uznaniem w Polsce. O wyjątkowości relacji na linii Sabaton-Polacy niech świadczą koncerty, które u nas regularnie się odbywają, a wyjątkowość ich płyt znakomicie pokazuje ich ostatnie dzieło – Carolus Rex.
Mike Oldfield wydając w 1973 roku album Tubular Bells zdobył z miejsca zasłużony rozgłos i sławę. Choć płyta ta była bez wątpienia jego Opus magnum, to nie jest to jedyna dobra rzecz, która wyszła spod jego ręki. W 2013 roku wyszły remastery dwóch jego płyt – Five Miles Out(oryginalny rok wydania – 1982) oraz Crises(1983). Jest to znakomita okazja do zapoznania się z tymi bardzo dobrymi płytami, a także z samym Oldfieldem, który przecież skomponował kilka znakomitych rzeczy, a który nie wszystkim jest znany.
Motorhead to zespół szczególny w historii muzyki rockowo-metalowej. Wokal nie jest wybitny, sekcja instrumentalna też technicznie nie wymiata, melodie są proste, a teksty – nawet prostackie. Ale słucha się tego naprawdę świetnie, a panowie na czele z Kilmisterem od 1977 roku zapewniają tam dawkę dobrej, szalonej i mocnej muzyki. Choć ostatnio rockowy styl życia dopadł Lemmy’ego, to nie przeszkodziło im to w nagraniu pierwszego od trzech lat albumu studyjnego. Więc jak prezentuje się Aftershock(bo to o nim mowa), ich najnowsze dzieło? Zapraszam do przeczytania recenzji!