The Beatles to grupa, która wypłynęła w zasadzie niedawno. Lepiej znają ją stali bywalcy hamburskich ulic rozrywkowych i klubów nocnych, gdzie młoda czwórka z Liverpoolu szkoliła się w trudnej sztuce rock'n'rollowego grania. Pod koniec 1962 roku wydali oni swój pierwszy singiel Love Me Do, a potem, po znakomitym odbiorze tej piosenki, wydali jeszcze Please Please Me. Tym razem muzycy powrócili z czymś większym - całym albumem noszącym właśnie tytuł Please Please Me, zawierającym 14 piosenek! Sprawdźmy zatem czy jest sens interesować się tą ekipą, czy też przeminą niezauważeni jak wielu przed nimi i, zapewne, wielu po nich.
The Beatles to stosunkowo młoda grupa na muzycznym rynku wydawniczym. Popularnością, oczywiście, nie mogą się jeszcze równać z The Shadows czy z Królem Elvisem, lecz widać wyraźnie, że chętnie czerpią z dokonań tych(i nie tylko tych) muzyków. Jak już wspomniałem wcześniej ten kwartet zdążył wydać znakomicie przyjęte single, które mogą zwiastować coś więcej niż tylko sezonową modę. By jednak przekonać się czy tak jest najlepiej jest chyba sięgnąć po ich debiutancki album i ocenić jego zawartość.
Pierwsze co rzuca się od razu w oczy, to odejście Beatlesów od popularnej i niestety nieuczciwej praktyki, by albumy służyły tylko do ponownej sprzedaży tych samych singli. Choć te dwie piosenki na płycie oczywiście się pojawiają, to nie są to jedyne wartościowe kawałki. Cała płyta została pomyślana bardzo dobrze, a dobór i ilość rzeczy, których słucha się przyjemnie jest naprawdę pozytywnie zaskakujący. Płyta zawiera 14 kawałków i każdy z nich mógłby być de faco singlem promującym ten album. Tak więc wśród nich można znaleźć świetny cover Twist and Shout, który został znakomicie wykonany przez młodego, acz utalentowanego Johna Lennona, urocze i znane już szerszej publiczności Please Please Me, kolejną autorską(i również udaną) piosenkę Ask Me Why, które zaskakuje dojrzałością i wysokim poziomem wykonania, a także Love Me Do, które bardzo miło otwiera drugą stronę albumu. Pomijając wymienione tutaj przeze mnie piosenki dostaliśmy również jeszcze sporo coverów. Co warto zaznaczyć od razu - Beatlesi mieli swój własny pomysł na aranżację i wykonanie tych utworów, które zyskały nowego, bardziej energetycznego ducha. Pomijając sam pomysł na te kawałki Beatlesi dodali do nich coś jeszcze - trudny do uchwycenia i jednoznacznego zdefiniowania pierwiastek własny, dzięki któremu każdy ich kawałek wchodzi dosłownie "na raz".
Główną siłą The Beatles są, moim zdaniem, charyzmatyczni autorzy piosenek i wokaliści. Zarówno John Lennon, jak i Paul McCartney mogą pochwalić się znakomitymi głosami. Głos należący do Paula jest czystszy, technicznie lepszy, za to głos Johna jest bardziej intrygujący i bogatszy w emocje. Lennon i McCartney "dzielą się" piosenkami i gdy na jednej dominuje np. Paul, to druga należy już do Johna. Panowie znakomicie się uzupełniają i chce się ich słuchać i słuchać, i słuchać. Pomijając ich współpracę głosową trzeba również zwrócić uwagę na ich współpracę w pisaniu samych utworów. Śmiem twierdzić, że każda z ich własnych piosenek byłaby zauważalnie gorsza, jeśli pisaliby je w tajemnicy przed sobą.
Beatlesi, choć nie nagrali płyty wybitnej, to zaserwowali nam danie co najmniej bardzo dobre. Świetny dobór piosenek, znakomita więź głosowo-intelektualna między Johnem a Paulem, a także potraktowanie albumu jako coś więcej niż kolejny sposób na sprzedanie tych samych singli - to wszystko sprawia, że płytę Please Please Me mogę polecić z czystym sumieniem. Choć jest jeszcze kilka rzeczy do rozwiązania, takich jak wybór lidera(jeśli tego nie zrobią, to przeczuwam konflikty, szczególnie na linii Lennon-McCartney), zwiększenie roli młodziutkiego George'a Harrisona i wyrzucenie lub znaczne podszkolenie ich perkusisty Ringo Starra, to już teraz mogę powiedzieć, że na naszym rynku wydawniczym pojawiło się coś ciekawego i godnego uwagi. Wszystkim melomanom radzę uważnie śledzić beatlesowskie wykonania, bo coś czuję, że ci muzycy jeszcze nie raz nas zaskoczą.
A teraz zupełnie serio:
11.02.1964 roku Beatlesi dali swój pierwszy, przełomowy koncert na amerykańskiej ziemi, rozpoczynając tym samym tzw. „beatlemanię”. Histeria, która wokół nich powstała nie powtórzyła się już nigdy, a piski i ekscesy podczas koncertów zmusiły Beatlesów do rezygnacji z tras już w 1966 roku. Beatlesi do dziś uważani są za najważniejszy zespół XX wieku i trudno się z tym nie zgodzić. Mówiąc wprost – bez nich nie byłoby niczego. Ani rocka, ani hard-rocka, ani nawet heavy metalu. Beatlesi byli prawdziwymi pionierami w wielu sprawach(by nie być gołosłownym – to oni np. wymyślili i nagrali po raz pierwszy album koncepcyjny), a liczba hitów, które nagrali w zaledwie 7 lat jest imponująca. Beatlesi zmienili nie tylko historię popkultury, ale historię w ogóle, na nowo definiując pojęcie muzyki rozrywkowej, a także zmieniając samą branżę muzyczną. W 50 rocznicę rozpoczęcia „beatlemanii” postanowiłem Wam o tym przypomnieć. Choć ja osobiście tak uważam, to nie upieram się, że Beatlesi są najlepsi technicznie, muzycznie, że ich muzyka jest super ambitna czy że to najlepszy zespół na świecie. Ale jedno każdy musi przyznać: na pewno są najwięksi i chyba już nigdy nie przyjdzie nam żyć w czasach zespołu takiego jak oni.
Zapraszam do wchodzenia na moją facebookową stronę i lajkowanie jej: https://www.facebook.com/musictothepeoplemagazine
Moje poprzednie recenzje:
Halo 4 (Original Soundtrack) Deluxe Edition: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83053
Disney Artists – Kraina Lodu OST: https://gameplay.pl/news.asp?ID=82890
Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia OST: https://gameplay.pl/news.asp?ID=82724