„Easter eggs”, czyli po naszemu „jajka wielkanocne”, czyli już całkiem po naszemu „ukryte smaczki”, to element gier komputerowych, który już na dobre zadomowił się w interaktywnym medium. Deweloperzy uwielbiają chować różnorakie mrugnięcia okiem do graczy w swoich produkcjach. Czasem sekrety te odkryć można wyjątkowo łatwo, bywa i tak, że na ich ujawnienie potrzeba całych lat. Jedne przyjmuję subtelną formę, inne są wyjątkowo rozbudowane. Poniżej znajdziecie zabarwione moim subiektywnym zdaniem zestawienie najlepszych „jajek” ukrytych w grach wideo.
Jeśli mieliście kiedyś (nie)przyjemność zaplątać się w zakątki internetu opanowane przez tak zwane nazifeministki (i nazifeministów, bo nie brak również mężczyzn hołdujących ich opiniom), czytając ich mógł ukazać się Wam obraz świata, w którym Hollywood zostało opanowane przez wiernych patriarchatowi szowinistów i rola kobiet we wszystkich filmach sprowadzona została do obiektu seksualnego, damy w opałach i/lub narzędzia mającego zapewnić motywację głównemu, obowiązkowo męskiemu bohaterowi. Tymczasem, jak każda skrajność, jest to opinia ekstremalnie przesadzona, w rzeczywistości bowiem w filmach nie brakuje zarówno interesujących i wiarygodnych kreacji kobiecych, jak i twardzielek mających charakterologiczne cojones nie mniejsze niż Schwarzenegger i Stallone razem wzięci. Jak zdradza tytuł tego tekstu, tematem dzisiejszej „lekcji” będzie ta druga kategoria. Zapraszam do przeglądu największych żeńskich „badassów” kina akcji.
Kilka dni temu przedstawiłem kilka gier, które zapamiętałem szczególnie mocno ze względu na to, że zdołały wywołać we mnie bardzo silne emocje, dzięki immersji zachodzącej między graczem a sterowaną przez niego postacią mocniejsze niż cokolwiek, co można odczuwać podczas oglądania filmu czy czytania książki. Dzisiaj przyszła pora na prezentacje kolejnych, moim zdaniem wyjątkowo wzruszających, produkcji. Tym razem jednak nie tylko moje zdanie się liczy – swój głos zabrali i swe typy zaprezentowali również czytelnicy Gameplay’a!
W gry komputerowe gramy z różnych powodów. Niektórzy, by się odstresować po trudach życia codziennego. Inni, by potrenować szare komórki. Jeszcze inni dla satysfakcji ze zwycięstwa bądź dreszczu płynącego z rywalizacji z innymi. Są też i tacy, dla których największą satysfakcję stanowi psucie zabawy innym graczom. Ja w elektronicznej rozrywce najbardziej cenię sobie opowiadane historie. Ze względu na to, że w medium tym jak w żadnym inny podczas zabawy następuje immersja, czyli „zżycie” się ze sterowanym bohaterem, również emocje wywoływane przez wydarzenia w świecie gry potrafią uderzyć silniej niż podczas czytania książki czy oglądania filmu, gdy jesteśmy jedynie biernymi obserwatorami. Niektóre gry komputerowe doskonale to wykorzystują, grając emocjami odbiorców i serwując sceny tak wzruszające, że nawet najwięksi twardziele mają problem z zachowaniem kamiennej twarzy i suchego oka. Poniżej znajdziecie subiektywne zestawienie tytułów, które w moim prywatnym rankingu stanowią absolutną czołówkę interaktywnych „wyciskaczy łez”.
Komiksowe światy rządzą się swoimi własnymi prawami, bliźniacza podobnymi zarówno w przypadku DC (to ci od Supermana i Batmana), jak i Marvela (Avengers, Spider-Man czy X-Men). Choć z respektowaniem tego bywa różnie, najistotniejsza jest spójność względem innych tytułów, zarówno aktualnie wydawanych, jak i dawniejszych. Przykładowo, jeśli rok temu Superman w swoim własnym komiksie poznał tożsamość Bruce’a Wayne, to fakt ten będzie odnotowany również w dzisiejszych numerach Batmana, a każdorazowa śmierć uznanego superbohatera roznosi się szerokim echem po najróżniejszych komiksach. Dzięki temu, czytając komiksy czujemy, że obserwujemy wycinek autentycznego, wielkiego świata z bogatą historią i interesującymi zależnościami.
Chociaż kinowe uniwersum Marvela odniosło gigantyczny sukces i udowodniło, że amerykański gigant jest w stanie zrobić hit w zasadzie ze wszystkiego, wliczając w to gadającego szopa, początkowo sytuacja komiksowego potentata na filmowym poletku była nieciekawa. Wynikało to z faktu, że lata wcześniej Marvel wyprzedał prawa do ekranizacji swoich najbardziej znanych marek. Sony zgarnęło Spider-Mana i Ghost Ridera, Fox X-Men oraz Fantastyczną Czwórkę. Dom Pomysłów nie miał też dostępu do Punishera, Blade’a czy Daredevila. Marvelowi zostały w rekach wyłącznie mniej znani superbohaterowie, do których praw nikt kupić nie chciał i studio na nich właśnie zaczęło budować swoją potęgę. I zrobiło to tak dobrze, że dziś jest głównym rozgrywającym rynku superhero, Avengers zaś nie ustępują popularnością takim ikonom jak Batman czy Superman. Występując z pozycji lidera i do tego od kilku lat mając za plecami całą potęgę finansową Disneya, Marvel przez lata zdołał odzyskać większość swoich marek albo dogadać sie tak, by móc z nich korzystać. Problemem pozostawali jednak X-Men, z których Fox stworzył udaną franczyzę i ani myślał się z nimi rozstawać, serwując raz lepsze, raz gorsze ekranizacje przygód mutantów. Lodowy mur zaczął jednak nareszcie topnieć, gdyż jakiś czas temu ogłoszono prace nad serialami powiązanymi z X-Men, które powstaną dzięki współpracy „Cudu” z „Lisem”.
Przyznam się do niepopularnej opinii – nie uważam Stephena Kinga za wielkiego pisarza. Raczej za wyjątkowo efektywnego rzemieślnika, który w iście ekspresowym tempie produkuje kolejne solidne, ale nienatchnione książki. Owszem, ma on w swym dorobku kilka powieści świetnych, ale stanowią one bardzo małą część wszystkiego, co spłodził. Większość jego twórczości pochłaniałem szybko, by następnie równie szybko ich fabuła wylatywała mi z głowy. Ale ponieważ cały świat uważa Kinga za mistrza horroru i fantastyki, a kolejne sygnowane jego nazwiskiem książki z automatu stają się bestsellerami, ciężko się dziwić, że filmowcy od lat ekranizują i adaptują niemal wszystko, co wyszło spod jego pióra. Natomiast jak najbardziej można się dziwić, gdy się bliżej tym filmom przyjrzeć i okaże się, że owszem, potworków wśród nich nie brakuje, ale odsetek naprawdę udanych wersji kinowych bądź telewizyjnych jest zdecydowanie wyższy niż w przypadku ogółu ekranizacji.
Wszyscy kochamy crossovery, zwariowane połączenia dwóch lub więcej zazwyczaj kompletnie oddzielnych światów. W filmach zjawisko to mieliśmy okazję zaobserwować chociażby przy takich tytułach jak Obcy kontra Predator czy Freddy kontra Jason, również uniwersum Marvela oparte jest właśnie na idei połączenia różnych mniejszych części składowych. Crossovery są też bardzo popularne wśród gier komputerowych, zwłaszcza japońskich. Najczęściej przybierają formę bijatyk między ikonicznymi przedstawicielami różnych franczyz, ale nie brak też przedstawicieli gier wyścigowych, a nawet RPGów mieszających ze sobą różnorodne światy.
Tomy 41 i 42 Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela są powiązane z poprzednimi albumami. Uzasadniona Interwencja to bezpośrednia kontynuacja historii Fantastyczna Czwórka – Niepojęte z tomu 37, natomiast Śmierć Kapitana Ameryki stanowi epilog do Wojny Domowej, albumu numer 39. O ile ten pierwszy komiks wart jest swojej ceny, tak drugi już niekoniecznie...
Kupując wypasione wydania DVD albo Blu-Ray filmów w pakiecie z wybranych obrazem dostajemy też często całą gamę dodatków – od zwiastunów filmowych, przez komentarze reżysera i materiały zza kulis, aż po wycięte sceny i alternatywne zakończenia. To te dwa ostatnie zazwyczaj stanowią największą atrakcję spośród wszystkich bonusów, pozwalając odbiorcy lepiej poznać pierwotny zamysł reżysera. Czasem jednak, i tyczy się to zwłaszcza alternatywnych zakończeń, obejrzenie tego typu materiału wywołuje czystą frustrację. Okazuje się bowiem, że wycięty finał był zwyczajnie lepszy i pozbycie się go pozbawiło film szansy na bycie znacznie ciekawszym.