Recenzja filmu Człowiek z magicznym pudełkiem. Polskie sci-fi o miłości - fsm - 21 października 2017

Recenzja filmu Człowiek z magicznym pudełkiem. Polskie sci-fi o miłości

Każdy, kto widział film Dziewczyna z szafy dobrze wie, że jest w polskiej kinematografii miejsce na kino autorskie, oryginalne, wizualnie wysmakowane i unikające zamknięcia w gatunkowych kajdanach. Od dłuższego czasu filmy znad Wisły są w większości produkcjami udanymi, miejscami świetnymi, ale mimo wszystko twórcy nadal poruszają się wśród dobrze znanych wszystkim widzom typów kina: sensacja, dramat, komedia, kryminał. Fantastyka-naukowa leży zapomniana i czeka na takiego Bodo Koxa, którego Człowiek z magicznym pudełkiem jest filmem na tyle dobrym, że chciałbym, by oznaczał renesans sci-fi po polsku.

Od razu wyjaśnijmy sobie jedno - to nie jest science-fiction z robotami, efekciarstwem i dziarsko nakręconą akcją. Człowiek z magicznym pudełkiem to kameralny film o miłości, który ma całkiem sporo punktów stylu z Łowcą androidów. Rzeczy naprawdę niezwykłych jest tu niewiele, ale bardzo sprawnie wykreowany świat sprawia, że łatwo wyjść z kina uśmiechniętym. Historia toczy się w Warszawie AD 2030, a drugim - obok uczucia - motorem napędowym fabuły jest motyw podróży w czasie. On, Adam, małomówny, jakby z innej bajki, pojawia się znikąd, zaczyna pracować w bezdusznej korporacji jako tzw. konserwator powierzchni płaskich, a za jedynego kumpla ma nieszczególnie atrakcyjnego odludka, co zna się na technologii. Ona, Goria, z wierzchu jest zimną suczą z najwyższego piętra najwyższego wieżowca, ale w głębi duszy pragnie mieć kogoś u boku. Tak, brzmi bardzo banalnie, ale w kontekście całego filmu takie nie jest. I całe szczęscie!

Zbyt dużo o fabule Człowieka z magicznym pudełkiem napisać nie mogę, bo jest tu miejsce na zabawy z czasową pętlą i inne niespodzianki. Wystarczy, że zapewnię Was - ma to ręce i nogi, a sposób, w jaki bohaterowie przenoszą się w czasie, jest dosyć nietuzinkowy. Początkowo trochę trudno jest uwierzyć w nagle pojawiające się uczucie między bohaterami, ale w tym zdehumanizowanym świecie niedalekiej przyszłości relacje najwyraźniej tak mają wyglądać. Okresy emocjonalnej pustyni są przetykane wybuchami namiętności. Współgra to z tym, jak wygląda Warszawa za 13 lat. Bodo Kox wykreował fantastyczną, ponadczasową wizję, która została wykreowana w sposób przemyślany i bardzo swojski. Zapożyczeń z innych filmów jest cała masa, z Blade Runnerem na czele, ale całość jest taka nasza, taka nadwiślańska. Nieco uboższa, nieco mniej szczegółowa, ale po prostu fajna. Scenografia, komputerowo dorysowane tła, oświetlenie... Bardzo miło się na to patrzy. Zero wstydu, zero taniości. Podobnie dobrze wypada udźwiękowienie i muzyka autorstwa Sandro di Stefano. Kompletna audiowizualna paczka wysokiej jakości.

Domyślam się, że Bodo Kox nie jest fanem rządzącej ekipy, bo jego przewidywanie dotyczące przyszłości nie jest specjalnie różowe. Szarzy przedstawiciele rządu klęczący pod krzyżem, inwigilacja i kontrola w imię Dobra Narodowego. A gdzieś w tle ciągle zagrożenie atakami terrorystycznymi, które najwyraźniej dotarło do Polski i ogólna beznadzieja. Ani ludzie w korporacjach nie mają fajnie, ani ci biedni, chowający się w zrujnowanych kamienicach. Ale dobrze już wiecie, że w takim świecie jest potrzebna miłość. Piotr Polak i Olga Bołądź bardzo ładnie nam tę miłość pokazują, bohaterowie zdecydowanie są "jacyś" i kibicowałem im przez cały film. Jest trochę zabawnie, trochę zmysłowo, trochę nostalgicznie. Oczywiście można kręcić nosem, że zbyt bezduszni są ci ludzie, że zbyt chaotycznie są prowadzone oba główne wątki, że jednak banał wyłazi spod powierzchni, że bardziej doświadczony twórca zrobiłby to lepiej... Ja jednak taką konwencję kupuję. Mam wrażenie, że widzowi dobrze zaznajomionemu z tematyką s-f Człowiek... powinien podobać się mniej, bo przecież gdzieś to wszystko już było. Ale jednak tak nie jest. Coś się zadziało i się podobało.

Bardzo miło jest napisać kilka pozytywnie nacechowanych akapitów o filmie, który na pewno będzie miał trudno podczas walki o widza. A bo plakat słaby, albo zwiastun nie przekonuje (a trudno pokazać w nim to wszystko, co decyduje o wartości tej produkcji), albo za dużo mówi się o Patryku Vedze. Byłoby wielką szkodą, gdyby Człowiek z magicznym pudełkiem przepadł gdzieś podczas pojedynczych seansów o 22 w czwartek. Zasługuje na Waszą uwagę, pod warunkiem, że lubicie kino ładne, dosyć powolne i kameralne, wymagajce odpowiedniego nastawienia i w konsekwencji satysfakcjonujące. Patriotyczny kredyt zaufania wystawiam, a idąca z nim ocena to 8/10.

fsm
21 października 2017 - 18:57