Recenzja gry Kholat - Polska adaptacja uralskiego horroru - Materdea - 5 czerwca 2015

Recenzja gry Kholat - Polska adaptacja uralskiego horroru

Materdea ocenia: Kholat
85

Luty 1959 roku – tajemnicza śmierć rosyjskich studentów podczas wycieczki alpinistycznej na Uralu wywołała niemałe zamieszanie. Przełęcz Diatłowa, jak przyszło określać miejsce feralnej wyprawy, do dziś rodzi więcej pytań, niż jest odpowiedzi. Teren odgrodziło wojsko, zaś dokumenty utajniono i już od ponad półwiecza sekrety tamtego miejsca są pilnie strzeżone.

Właśnie na motywie tamtych wydarzeń powstała gra Kholat! Za jej produkcję odpowiada studio IMGN.PRO, które swoją siedzibę ma w Bielsku-Białej. Tytuł reprezentuje gatunek survival horror. Wcielamy się w enigmatyczną postać, która jest najprawdopodobniej jednym z poszukiwaczy, wtedy zaginionych, alpinistów, aczkolwiek podróżuje już po cywilnej i wojskowej wyprawie.

Pierwsze zderzenie z tym tytułem było naprawdę pozytywne! Ba, powiedziałbym nawet, że więcej, niż pozytywne – kapitalne! Zaraz po skorzystania z przycisku „nowa gra” odwiedzamy stację kolejową oraz miejscowe budynki, zaś motyw muzyczny wtenczas przygrywający dosłownie zwala z nóg. Etap ten jest również pokazem siły silnika Unreal Engine 4, na którym powstało Kholat.

Nie chcę jednak zdradzać większej ilości szczegółów, ponieważ potencjalny spoiler może czaić się na każdym kroku. Choć gra nie jest aż tak rozbudowana pod względem fabularnym, by dostarczała twistów co kilka kroków, to mimo wszystko jej budowa nie pozwala na swobodne opowiadanie o kolejnych wydarzeniach. Zwłaszcza, że fragment rozgrywający się w miasteczku to dosłownie 3-4 minuty zabawy. Po nim przenosimy się na górę Chołatczachl, a więc „główne danie”.

To właśnie dopiero drugi akt de facto przenosi nas we właściwe clou gry. W namiocie, do którego docieramy po kilku chwilach wędrówki, znajdujemy mapę, pusty dziennik i kompas. Kholat pozbawione jest jakiegokolwiek interfejsu – jeśli chcemy sprawdzać mapę, możemy iść, aczkolwiek nie widzimy akcji przed nami, a światło latarki przyciąga niepotrzebną uwagę. Nie ma tutaj czegokolwiek, co wytrącałby nas z rytmu, wszak to właśnie nastrój jest tutaj kluczowym elementem. Klimat jest siarczyście ciężki, niepokojący i dołujący na wszelkie możliwe sposoby! Kiedy z ośnieżonej górskiej przełęczy wychodzimy na spowity kompletną ciemnością las, który na dodatek jest doszczętnie wypalony, serce samo podchodzi do gardła.

Klimat klimatem, ale co z rozgrywką? Tutaj zaskoczenia nie będzie – osoby, które cenią sobie akcję, wraże doznania przez ciągłe działanie lub też po prostu chciałby przejść grę nie bacząc na elementy skradankowe, z Kholat nie będą miały pożytku. Dzieło studia IMNG.PRO łączy takie „ficzery”, jak unikanie walki, ostrożne stąpanie po nieprzyjaznym środowisku, a przede wszystkim eksplorację. Bohater, co prawda, nie posiada jakichkolwiek wskaźników w stylu wychłodzenie, głód etc., które mogłyby powodować śmierć, ale nie jest też nieśmiertelny. Na nasze życie czyha… no właśnie – co? Nie wdając się w bezpodstawne dywagacje zdradzę tylko, że jest to coś na wzór osławionego stwora zwanego też potocznie yeti. Jednak to twierdzenie również poddałbym wątpliwości, ale do tych wniosków powinniście dojść sami.

W każdym razie najważniejszym aspektem gameplayu jest mapa i kompas. Rozgrywka nie przewiduje żadnych znaczników lub innej pomocy, zatem jesteśmy zdanie wyłącznie na nasze umiejętności orientowania się w otoczeniu oraz doświadczenie w korzystaniu z map. Na lewej stronie papieru zostało spisanych kilka wartości geograficznych, które są swojego rodzaju celem naszej ekspedycji. Musimy dojść do nich wszystkich i znaleźć wszystkie zapiski jednego z uczestników cywilnej pomocy zorganizowanej przez rodziny ofiar – tylko wtedy dowiemy się prawdy o Przełęczy Diatłowa.

Oprócz tego na terenie całej lokacji (Kholat nie zawiera jakichkolwiek ekranów ładowania, zaś cała góra wraz z podziemnymi jaskiniami i korytarzami jest od początku jest otwarta) porozrzucane są również strony, ale z innych materiałów – chodzi o wojskowe raporty grupy poszukiwawczej, pamiętnik samych wycieczkowiczów oraz artykuły prasowe na temat wydarzenia. Każde odnalezienie pojedynczego skrawka papieru wiąże się z zapisem stanu rozgrywki i zaznaczeniem go na naszej mapie, żeby w przyszłości ułatwić nieco poszukiwania.

Oprawa graficzna to zdecydowany wyróżnik rodzimej produkcji. Tytuł autorstwa IMGN.PRO powstał, jak wspomniałem, na silniku Unreal Engine 4, co pozwala wycisnąć nieco więcej z najlepszych konfiguracji sprzętowych. W istocie, Kholat wygląda naprawdę pięknie, efektownie i szczegółowo. Jeśli zaś obniżymy detale do np. średnich, to wciąż prezentuje się zacnie, choć nie aż tak, jak na ultra. Niemniej jednak posiadając słabszego peceta chcecie zaopatrzyć się w polską produkcję (mój i5 750 2,6 GHz, 6 GB RAM i Radeon 6870 dawał radę grze w 30 klatkach i rozdzielczości 1080p), to myślę, że uda się Wam odpalić ją w przyzwoitej jakości.

Nie inaczej jest też ze ścieżką dźwiękową, bez której nie byłoby rewelacyjnego klimatu! Utwory skomponowane na rzecz Kholat napędzą stracha niejednemu chojrakowi – oczywiście w duecie z wydarzeniami oglądanymi na ekranie monitora. Z głośników bądź słuchawek dobiegają świetnie dobrane utwory!

Kilka słów podsumowania wydaje się zbędne. Kholat to naprawdę świetna produkcja z gatunku survival horror! Niesamowicie klimatyczna oraz nastrojowa, odkrywająca swoje najlepsze cechy kawałek po kawałku. Im więcej stron dokumentów zbieramy, tym bardziej chcemy poznać finał wykreowany przez projektantów z rodzimego studia IMGN.PRO! Rozgrywka jest naprawdę wymagająca, pomimo iż chodzi tylko o poprawne weryfikowanie danych na mapie, a także rozróżnianie kierunków północ i południe. Tragedia w Przełęczy Diatłowa dopiero teraz jest naprawdę straszna!

Materdea
5 czerwca 2015 - 13:59