Remedy Entertainment wie, w co ja lubię grać. Pomijając debiutanckie Death Rally z 1995 roku (które przecież też jest dobrą grą), wszystko, co wyszło spod ręki Finów, trafiło w moje gusta. Od Maksa Payne'a, przez Alana Wake'a, aż po Quantum Break. Każda ich gra ma u mnie przynajmniej 8/10, nie powinna więc Was dziwić widoczna obok ocena gry Control. Najnowsze dzieło studia Remedy to sprawdzony fundament przygodowej gry akcji TPP, na którym raz jeszcze zbudowano wyjątkowy tytuł.
Po ukończeniu głównego wątku fabularnego trudno jest mi do czegokolwiek się przyczepić. Control to bardzo przemyślana produkcja świetnie wykorzystująca autorski silnik studia do generowania niezwykłych pokładów "graczowskiej" satysfakcji przez przynajmniej kilkanaście godzin. Tylko w singlu. W grze nastawionej na fabułę. To prawdziwa perełka!
Control dzieje się tu i teraz, ale świat gry już od dawna nawiedzany jest przez różnego rodzaju nadprzyrodzone zjawiska. W jakimś momencie historii powstało więc Federalne Biuro Kontroli zajmujące się niewyjaśnionymi zjawiskami. Takie potężniejsze i bardziej biurokratyczne Z archiwum X. Nasza bohaterka, Jesse Fayden, pojawia się w Nowym Jorku i z miejsca wchodzi do siedziby biura, budynku, którego nie da się znaleźć i który na dodatek został zamknięty z powodu mającej miejsce wewnątrz mocno nieprzyjaznej dla ludzkości atmosfery, którą można nazwać inwazją pozawymiarowych sił. Mało tego - Jesse nie tylko jest w stanie znaleźć się tam, gdzie żaden cywil nie ma prawa się znaleźć, ale w zasadzie od razu zostaje nową szefową całej organizacji.
O co w tym wszystkim chodzi? Fabularnie rzecz jest jednocześnie bardzo prosta (do naszego świata przenikają różne dziwy, pojawiają się "nawiedzone" przedmioty, obiekty o wielkiej mocy, a ludzi opętuje złowrogi Syk) i całkiem skomplikowana (bardzo skomplikowany świat pełen powiązań, postaci, wątków, notatek, nagrań i wszystkiego, co tak lubią gracze czytający wszystkie maile w Deus Eksach i innych takich). Zanim Jesse dowie się na tyle dużo, by rzeczywiście stać się panią dyrektor, minie dużo godzin. I bardzo dobrze, bo przebywanie w świecie Control to wielka frajda.
Ludzie z Remedy zawsze wplatali do swoich gier fajne gameplayowe motywy. Max Payne - bullet time. Alan Wake - światło. Quantum Break - zabawa czasem. Control - najlepsza w historii gier telekineza i tym podobne moce. Umiejętność rzucania we wrogów meblami czy fragmentami ścian (a potem i samymi wrogami lub ich pociskami) to jedna z najbardziej satysfakcjonujących mechanik walki w ostatnich latach. Wszystkie starcia zmieniają się w balet chaosu, pełen latających odłamków, a dobrze wymierzone combo "koleś rzuca granatem, my łapiemy go w locie, odrzucamy, potem szybko śmigamy w bok omijając przelatujący kamienny odłamek, rzucamy w innego kolesia krzesłem, a na koniec wyrywamy fragment posadzki i używając go jako pola siłowego pochłaniamy klasyczne pociski z pistoletów" sprawia taką samą frajdę za pierwszym i za sto pierwszym razem.
Gra jest dodatkowo prześliczna (fotorealistyczny styl w produkcjach Remedy zawsze się sprawdzał i był świadectwem czasów, w jakich powstała gra), posiada świetne model postaci, doskonały voice-acting i zacny soundtrack. Lecące podczas napisów końcowych Porcupine Tree to miła niespodzianka. Control jest też dosyć łaskawe dla sprzętu - Ryzen 5 1600, 16 GB DDR 2933 MHz i Radeon RX 570 4GB w Full HD i na średnich detalach, które są wystarczająco ładne, by zwrócić oko postronnego widza, generował 40-60 fpsów, które uważam za w zupełności wystarczajcie.
Spędziłem w Federalnym Biurze Kontroli kilkanaście godzin i spędzę jeszcze kilka kolejnych, żeby przejść dodatkowe misje, dostępne w trakcie zabawy i również po zakończeniu głównego wątku fabularnego. Jedyny poważniejszy zarzut, jaki mogę wytknąć grze Control, to nieco za duże odległości między punktami szybkiej podróży - jeśli się nie uważa, zginąć jest bardzo łatwo i potem trzeba raz po raz pokonywać tę samą drogę. Zatem - wstydź się, Remedy Entertainment, za tę karygodną niedoróbkę! :)