Recenzja filmu Dziedzictwo. Hereditary - prawdziwy dom zły - fsm - 28 czerwca 2018

Recenzja filmu Dziedzictwo. Hereditary - prawdziwy dom zły

Przed Wami kolejny przykład horroru o reputacji, która go wyprzedza, a plakat dziarsko ogłasza - arcydzieło! Dziedzictwo. Hereditary było na moim filmowym radarze już od dłuższego czasu, gdy więc w końcu udało mi się doświadczyć (tak, to zdecydowanie lepsze słowo niż "obejrzeć") tej produkcji wyszedłem z kina z grymasem. Tu nie można bowiem mówić o uśmiechu - grymas był mieszaniną ulgi, zmieszania, przestrachu i satysfakcji, bo Hereditary to TAKI. FILM. ŻE. HEJ.

Ustalmy sobie kilka rzeczy na samym początku. Dziedzictwo nie jest filmem dla fanów horrorów spod znaku wyskakujących duchów, wrzeszczących zjaw czy dużej ilości naraz krwi. Nie jest też wycelowane w ludzi, którzy wiercą się na fotelu, gdy na ekranie mało się dzieje. To produkcja, która z jednej strony czerpie pełnymi garściami z gatunkowego inwentarza, a z drugiej stara się jak może, by to wszystko postawić na głowie. Efekt jest momentami piorunujący.

Rodzina Grahamów zmaga się ze śmiercią seniorki rodu. Smutny moment wydaje się być naprawdę przejmujący tylko dla najmłodszej Charlie. Zarówno jej brat Peter, który woli być typowym imprezującym i łypiącym w stronę koleżanki nastolatkiem, zimny tata-doktor Steve i rozdarta wewnętrznie mama-artystka Annie czują chyba coś w rodzaju ulgi. Szybko odkrywamy, że z pozoru normalna rodzina chowa mroczne tajemnice i nierozpracowane traumy z przeszłości, należy więc oczekiwać stopniowego zejścia w stronę niewyobrażalnego mroku.

Dziedzictwo robi dokładnie to - skrupulatnie zanurza widza w coraz gorszych okolicznościach, pomału tkając koc zrobiony z niepokoju i niewypowiedzianego terroru. Od samego początku czuć, że coś jest nie tak - gdy kamera porusza się wśród szczegółowych miniatur zamieniając jedną z nich w prawdziwy pokój z prawdziwymi ludźmi staje się oczywistym, że nic nie będzie oczywiste.

Atmosferą obecną w debiutanckim (!) dziele Ariego Astera można obdzielić kilka filmów. I nie chodzi tu tylko o solidny czas trwania (ponad 2 godziny), ale o różnorodność rodzajów strachu, jakimi częstuje nas ten film. Przez większość seansu wszystko dzieje się powoli, ale cały czas czujemy się nieswojo. Gdy w kilku scenach film wciska gaz do dechy, biedny widz nie wie, jak zareagować. Zaskoczenie. Strach. Obrzydzenie. Niezręczność. Wszystko naraz. Dziedzictwo pięknie wodzi widza za nos i oferuje jedną z najbardziej wstrząsających scen dużo szybciej, niż można się spodziewać. Do tego wszystkiego dokłada się rewelacyjny soundtrack i mistrzowskie prowadzenie kamery, która uwielbia skupiać się na pełnych bólu twarzach o kilka sekund za długo.

A te twarze należą przecież do niezwykle zdolnej ekipy aktorów. Gabriel Byrne jako odizolowany od szaleństwa ojciec, nietuzinkowa debiutantka Milly Shapiro w roli Charlie, fenomenalnie napięty Alex Wolff jako Peter i absolutnie rewelacyjna (oczekuję nagród) Toni Colette sprawiają, że łatwiej uwierzyć w to wszystko, co dzieje się na ekranie.

Dziedzictwo. Hereditary to spadkobierca mistrzów w rodzaju Dziecka Rosemary i Egzorcysty, z dodatkowymi elementami bardziej współczesnych: Klucza do koszmaru czy nawet Wizyty Shyamalana. Aster wykorzystał świetne inspiracje, ale stworzył dzieło unikatowe i oryginalne. Oto film na tyle niepokojący i niewygodny, że zaczyna straszyć na zupełnie innym poziomie. Jeden z lepszych horrorów ostatnich lat? Bez wątpienia.


fsm
28 czerwca 2018 - 13:53