Możemy odtrąbić małe święto - Child of Light trafiło do Polski w Edycji Deluxe w cenie oscylującej wokół 80 zł. Ominie nas niestety przyjemność posiadania nośnika fizycznego - dostaniemy jedynie kod do gry, ale za to uprawniał on nas będzie do grania zarówno na PlayStation 4, jak i poczciwej "trójeczce". Ot, zalety cross-buy.
Cała zawartość umieszczona jest w nieutwardzanym kartoniku. Jedynym fragmentem, który chroni zbieraninę przez swobodnym lataniem w pudełku jest plastikowa wytłoczka otulająca jedyny "twardy" element zestawu...
Mowa o niewielkim, uśmiechniętym jegomościu - Igniculusie, który w grze pełni istotnią rolę, a w pudełku ukrył się pod postacią breloczka do kluczy! Po przekręceniu "włącznika", całość rozbłyska na niebiesko i wygląda świetnie! Niestety, nie bez przyczyny o włączniku napisałem w cudzysłowiu - konstruktorzy poszli mocno na łatwiznę i zamiast zaaplikować tam faktycznie coś, co mogłoby dobrze pełnić swoją funkcję, naszą rolą jest dokręcanie i odkręcanie wieczka baterii. Niedokręcenie powoduje co prawda wygaszenie światełka, ale lata toto później nieprzyjemnie na gwincie w lewo i w prawo. Fuszerka panowie, a mogło być tak fajnie!
Artbook jest wykonany na przyjemnym, grubym papierze, chociaż umówmy się - w tak świetnej z artystycznego punktu widzenia grze znalazłby się materiał na artbooka, który objętościowo przekroczyłby nieszczęsne 20 stron. Jest skromnie, ale schludnie. Kiedy przypomni mi się, że chciałoby się więcej - zerkam na rachunek za tę edycję i mi przechodzi. ;)
Największym bodaj smaczkiem wydaje się być widoczna na zdjęciu zbiorowym zbitka makulatury, która po rozłożeniu robi niemałe wrażenie. Mocno psychodeliczny plakat zaprojektował Yoshitaka Amano - gość w pewnych kręgach uchodzący za grafika kultowego, który pracował między innymi nad projektami postaci do kilku pierwszych odsłon serii Final Fantasy. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie gwałt na plakacie, jakim jest składanie go w ciasną kosteczkę. Prostowanie tego będzie bolesne, ale znowu - cena...
Oprócz tego, w pudełku znajdziemy kody na dobra elektroniczne ochrzczone niezbyt pomysłowo jako "Golem Pack" i "Dark Aurora Pack", które - umówmy się - #nikogo.
Podsumowując - czy warto szukać dla siebie swojej kopii? Ano warto. Raz, że gra zbiera bardzo dobre oceny, dwa że wydanie jest bajecznie tanie, a trzy że w zamian - oprócz opisanych wyżej bajerów - dostaniecie kopie na obydwie konsole Sony. Przyznam szczerze, że dostając takie wydania jestem w stanie bez problemu zrezygnować z płyty w pudełku i zgodzić się na brak możliwości późniejszej odsprzedaży. Ładnie to rozegrali.
Ps. Recka wjedzie za kilka dni!