Hejka. Znów dla was mam kilka informacji odnośnie książek i komiksów opartych na grach. Zaskoczony jestem faktem, że każda nowa gra o większym budżecie, musi posiadać jakieś rozwinięcie swojego uniwersum. Promocja gry nie odbywa się już tylko za sprawą targów i reklam oraz zapowiedzi w gazetach lub Internecie. Teraz obok wielu gadżetów są również dodatkowe historię. Te darmowe i te płatne. To mnie osobiście bardzo cieszy. Żałuje tylko, że nie mieszkam w USA lub Japonii. Tam dopiero fan gier i czytania może dokupić sobie co zechce. Zapraszam więc na drugi tekst z newsami na temat tych rzeczy, które warto poczytać po ukończeniu gry. W dzisiejszym odcinku Bloodborne, Lara Croft, Sonic oraz krwawy Gears of War.
„Gdyby mnie dopuścili do produkcji, zrobiłbym to o niebo lepiej” – tego typu stwierdzenie każdy z nas wymruczał pod nosem przynajmniej raz w swojej karierze gracza, mając styczność z licznymi niedoróbkami gier, czy też złymi decyzjami developerów. I chociaż z reguły są to słowa rzucone na wiatr, nietrudno sobie wyobrazić, że wśród społeczności fanów danej gry znajdzie się kilka utalentowanych osób, które rzeczywiście „zrobiłyby to o niebo lepiej”. Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie oddałby w ręce grupki zapaleńców (choćby i nie wiem, jak zdolnych) produkcji nowej gry ze znanej serii. Nie w czasach, kiedy jedno potknięcie może zadecydować o ogromnych stratach finansowych i wizerunkowych całej firmy. Całe szczęście, SEGA nie jest firmą o zdrowych zmysłach. Dlatego kiedy młodzi, zdolni i szerzej nieznani goście przedstawili Sonic Team prototyp swojej własnej gry z Sonikiem w roli głównej, Takashi Iizuka, głowa studia, po krótkim namyśle wypalił: sure, why not?
Igrzyska Olimpijskie w Rio są już praktycznie za rogiem. Za około miesiąc cały świat będzie żył zmaganiami sportowców i ekscytował się dyscyplinami, które na co dzień olewamy. Atmosfera tego podniosłego wydarzenia udziela się także bohaterom gier wideo. Dlatego też Mario i Sonic organizują swoją wersję tegorocznej Olimpiady. Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games w wersji na Nintendo 3DS okazało się daleki od ideału ale całkiem przyjemnym tytułem. Ciekawe czy niedawno wydana wersja gry na WiiU poprawia błędy kieszkonsolowego tytułu? Czy może po raz kolejny najnowsza stacjonarna konsola Nintedno doczekała się kolejnej słabej gry sportowej z Mario?
Czytacie to dalej? Cudownie, to oznacza, że clickbaitowy tytuł artykułu spełnił swoje zadanie. Bo czy gdyby w nagłówku stało coś w rodzaju „Fascynujące studium social mediów Sonika”, ktokolwiek o zdrowych zmysłach brnąłby w to dalej? No właśnie… Ale nie uciekajcie jeszcze, mimo iż w istocie niżej czekają na Was Twitter i Facebook ponaddźwiękowego jeża. Daliście się złapać na clickbait, a to oznacza, że jesteście znudzeni oraz spragnieni rozrywki, choćby i taniej. A dzisiaj, w tym artykule, skupimy się właśnie na rozrywki dostarczaniu.
Czy to błyskawica? Czy to odrzutowiec? (Czy to najbardziej oklepany wstęp, jaki mogłem wybrać?) Nie! To Sonic, jedyny w swoim rodzaju ponaddźwiękowy jeż, który… Chyba złapał zadyszkę. Czy może raczej wypluwa płuca od dobrych kilku lat*, z wybitnym nasileniem dolegliwości po ostatnim Sonic Boom. Jeśli ktoś nie śledził recenzji: po premierze było takie BOOM, że nawet najzagorzalsi fani jeża chyba nie chcieli szukać resztek grywalności w leju po wybuchu. Ale mniejsza z tym. Wokół Sonika krążyłem myślami z tego powodu, że liczyłem na zapowiedź nowego tytułu z serii na E3. Jako że SEGA zrobiła to, co robi najlepiej – czyli mnie rozczarowała i nie pokazała nic – postanowiłem zagrać w coś z czasów, kiedy jeszcze mieli własną konsolę, żeby klepać na nią Soniki. I tym sposobem na mój dysk zawitało Sonic Adventure 2.
Pojawienie się na rynku next-genów to dla wielu serii gier wyjątkowo trudny okres. Twórcy znanych i lubianych cykli muszą znaleźć sposób, by udanie przenieść danego bohatera i jego uniwersum w nowe środowisko i mądrze wykorzystać większe możliwości sprzętu. Nie wszystkim się to udaje. James Brown z Whatculture! wybrał swoją piątkę gier, którym według niego nie udało się przeskoczyć na kolejną generację konsol. Czy jednak rzeczywiście Crash, Sonic i Spyro zanotowali widoczny regres w minionych latach, a gry z nimi mocno obniżyły poziom?
Pierwszy raz o filmie Wreck-It-Ralph (jeszcze wtedy nie było polskiego tytułu: Ralph Demolka) usłyszałem w czerwcu, gdy zobaczyłem pierwszy trailer i przygotowaną przez Disneya promocyjną stronę.
Zdarzało mi się polecać interesujące gry, na wszystkie sposoby wychwalając je przed znajomymi. Mogłem w uniesieniu opisywać kolejne mechaniki, rozpływać się nad muzyką, czy wyjątkowo dramatycznym przerywnikiem. Cóż z tego, kiedy czasami tak ciężko jest przełożyć wrażenia na słowa, zwłaszcza gdy nasze zaangażowanie stanowi część składową doświadczenia. Dlatego, gdy widać było, że nieporuszony słuchacz kiwał tylko głową, w nie do końca szczerym zrozumieniu, pozostawało mi tylko zakończyć zdaniem: No, gra ma po prostu duszę. Na tę frazę-klucz oblicze słuchacza zwykle rozjaśni się, a błysk w oku będzie oznaką porozumienia – właśnie przywołane zostały wszystkie chwile z grami, które i w jego odczuciu, z pewnością duszę posiadały.
Nie tak dawno wspominałem o szykującej się na 3DS-a kolejnej olimpiadzie, w której bohaterowie serii Sonic zmierzą się z Mario i spółką. Nieco później trafiłem na ciekawe pytanie na jednym z forów dyskusyjnych. Co by się stało, gdyby Sonic został sprzedany do Nintendo?
Gdyby „Niebiescy” zdecydowali się oddać prawa do marki naddźwiękowego jeża producentowi Wii za odpowiednią sumę pieniędzy to czy oznaczałoby to koniec Sonica, czy może szansę na jego renesans? Sytuacja na pierwszy rzut oka wydaje się nierealna, ale w tym momencie niewykluczone, że tłumy fanów tej kultowej postaci o niej marzą.
Do tej pory trudno było traktować olimpijskie występy Mario i Sonica na poważnie. Każdy wiedział, że to marketingowy hit, który w prosty sposób stara się wykorzystać możliwości kontrolerów ruchowych do zachwycenia młodszych graczy i ich rodziców. Patrząc jednak na zbliżająca się produkcje o Igrzyskach Olimpijskich w Londynie na 3DS-a można zmienić zdanie.