Pojawienie się na rynku next-genów to dla wielu serii gier wyjątkowo trudny okres. Twórcy znanych i lubianych cykli muszą znaleźć sposób, by udanie przenieść danego bohatera i jego uniwersum w nowe środowisko i mądrze wykorzystać większe możliwości sprzętu. Nie wszystkim się to udaje. James Brown z Whatculture! wybrał swoją piątkę gier, którym według niego nie udało się przeskoczyć na kolejną generację konsol. Czy jednak rzeczywiście Crash, Sonic i Spyro zanotowali widoczny regres w minionych latach, a gry z nimi mocno obniżyły poziom?
Spyro the Dragon
Sympatyczny smoczy bohater pojawił się po raz pierwszy we wrześniu 1998 roku i szybko podbił serca posiadaczy PlayStation. Dopracowana platformówka 3D z jego udziałem wysoko zawiesiła poprzeczkę dla konkurencji, a dla wielu deweloperów stała się źródłem inspiracji. Dwa wydane jeszcze na „Szaraka” sequele umocniły pozycję Spyro w świecie wirtualnej rozrywki, ale w końcu nadszedł moment przesiadki na potężniejszy sprzęt. Niestety za debiut na mocniejszej platformie, w 2002 roku, nie odpowiadali już ojcowie małego smoka, studio Insomniac Games.
W kolejnych latach Spyro powracał w pięciu nowych tytułach. Niestety żaden z kilku deweloperów, którzy próbowali zająć się przygodami smoka, nie zdołał przywrócić sympatycznego bohatera do wysokiej dyspozycji. Kolejne odsłony zbierały przeciętne noty, a próba zrestartowania serii i odświeżenia samego konceptu wyszła najwyżej dobrze. Do geniuszu sprzed lat zabrakło sporo, co gracze i dziennikarze przypominali na każdym kroku.
Od 2011 roku Spyro jest częścią marki Skylanders, pomysłu prostego i jednocześnie genialnego, który przynosi Activision duże pieniądze. Z jednej strony można mówić, że fioletowy smok zupełnie nie przypomina siebie sprzed lat, a fantastyczne platformówki z jego udziałem są już tylko wspomnieniem. Z drugiej jednak, Spyro znalazł jednak swoje miejsce na rynku i wciąż jest dochodowy, więc z punktu widzenia wydawców, trudno mówić o jego porażce w dostosowywaniu się do nowej rzeczywistości. Potwierdzą to pewnie też nowe pokolenia graczy, dla których Skylanders i Spory to atrakcyjna i zapewniające godziny dobrej zabawy pozycja.
Czy James ma rację? W połowie tak, ale Spyro na pewno się jeszcze nie skończył.
Tony Hawk
Seria gier z wybitnym skaterem zapewniała godziny zabawy na najwyższym poziomie na pierwszym PlayStation, a wysoki poziom udało się autorom utrzymać nawet po zmianie platformy na mocniejszą. Gracze za każdym razem otrzymywali świetną oprawę audiowizualną, dopracowany system zabawy, długi i wymagający tryb dla pojedynczego gracza, a także niezwykle miodny multiplayer. W skrócie, kolejne świetne tytuły, które warto było mieć w kolekcji.
Z biegiem czasu utarty koncept zaczął się jednak przejadać i twórcy zaczęli szukać nowinek, by móc z czystym sumieniem oferować kolejne gry z „Jastrzębiem”. Problem jednak w tym, że nie wszystkie ich pomysły okazały się dobre. W końcu autorzy przekombinowali, Tony zderzył się ze ścianą, a wydawcy podjęli decyzję, by zrezygnować z kolejnych prób maglowania serii. Dzisiaj Tony’ego trzeba sobie odświeżać, bo na kolejne duże i poważne gry z jego udziałem się nie zanosi.
Czy James ma rację? Tak, Tony nieźle sobie radził, ale w końcu dotarł do końca ślepej uliczki.
Sonic the Hedgehog
Sonic jest ikoną wirtualnej rozrywki, maskotką Segi i postacią, która już od wielu lat gości na ekranach telewizorów. Superszybki jeż miał przez te wszystkie lata wiele okazji, by zmierzyć się z wyzwaniami na nowych plarformach. Nie dziwi więc, że w jego dorobku znajdują się produkcje bardzo różne, tak pod względem konceptu, jak i jakości wykonania.
Czy dzisiaj można mówić o upadku Sonica? Przeskok na Dreamcasta udał się jeżowi bardzo dobrze, ale w kolejnych latach coś się w lubianym mechanizmie zacięło, a i nowe pomysły okazały się niezbyt trafione. Pomimo przeciętnych not, Sonic jednak nie stracił wiele ze swojej pozycji, bo gry z nim wciąż były dochodowe i cieszyły się sporą popularnością. Wydane w 2010 roku Colors czy rok później Generations pokazały także, że naddźwiękowy jeż ma jeszcze potencjał, by nawet w obecnych czasach móc zaoferować coś przyzwyczajonym do wysokiej jakości graczom.
Czy James ma rację? Na pewno Sonic zaliczył kilka potknięć, ale z udziału w maratonie nie zrezygnował.
Tekken
Najwięksi fani Tekkena oczywiście mają prawo narzekać, że popularna bijatyka zmienia się niekoniecznie w dobrą stronę, mogą krytykować nowych bohaterów i z rozrzewnieniem wspominać trzecią odsłonę serii, ale summa summarum ta marka wciąż jest bardzo mocna, a i pod względem jakości kolejne części trzymają solidny poziom. „Turniej żelaznej pięści” zawiesił sobie wysoko poprzeczkę na pierwszym PlayStation, ale na PS2 zadebiutował udanie z pomysłem na Tag Tournament. Potem przyszła obniżka formy i znowu powrót na szczyt z chwaloną przez wielu „piątką”. Dzieło Namco nieźle poradziło też sobie z przesiadką na kolejną generację platform i do dzisiaj stanowi dobry wybór dla miłośników wirtualnego prania się po buziach.
Czy James ma rację? Nie, przemawia przez niego sentyment i wspomnienia godzin zarwanych z „trójką”.
Crash Bandicoot
Zbierający fioletowe kryształy i różnokolorowe gemy jamraj musiał znaleźć się na takiej liście, bo to dzisiaj wręcz idealny przykład genialnej serii, która z czasem zaczęła radzić sobie coraz gorzej. Opuszczony przez swoich twórców, Naughty Dog, Crash od momentu pożegnania macierzystego PSX-a napotykał na kolejne trudności, raczył średnimi pomysłami i przegrywał z nowocześniejszymi konkurentami. W wypadku Bandicoota trzeba się zgodzić, że przenosiny na nową generację sprzętu nie wyszły mu na zdrowie. Patrząc jednak nieco bardziej pobłażliwym okiem i na chwilę przestając porównywać Mind Over Mutant czy Nitro Kart z Cortex Strikes Back, Warped lub Team Racing, można jednak zauważyć solidne, dobre platformówki bądź wyścigówki, które charakteryzowało kilka niezłych rozwiązań. Można więc śmiało powiedzieć, że Crash w rzeczywistości bardziej nie poradził sobie z wygórowanymi oczekiwaniami fanów, niż z adaptacją na nowych platformach.
Czy James ma rację? W tym przypadku tak, choć Crash pewnie jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
A jak wy się zapatrujecie na propozycje Jamesa? Macie może jakieś inne, własne, lepsze przykłady?