Krótsza czasem znaczy lepsza – recenzja Uncharted: Zaginione Dziedzictwo
Grałem już w Uncharted: Zaginione Dziedzictwo / wrażenia z pokazu
Podsumowanie E3 2017 – szału nie było, ale Ubisoft i Nintendo zarządzili
Call of Duty Black Ops III: Zombies Chronicles - przyjemna sentymentalna wycieczka
Grałem w Farpoint... i nowy kontroler do PS VR jest niesamowity
Prey – cudowne dziecko Bioshocka, System Shocka i Half-Life’a
Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się zobaczyć reklamę promocji i udać do któregoś z elektromarketów licząc na zakup gry lub sprzętu po okazyjnej cenie, na miejscu dowiadując się, że niestety wszystkie sztuki zostały wyprzedzane? Ile razy widzieliśmy w sieci pełne żalu komentarze, że wielkie sieci sklepów traktując konsumentów niepoważnie, organizując promocje towaru, który jest na wyczerpaniu i tym samym tanio zyskując zainteresowanie klientów? A może zdarza Wam się narzekać, że w Polsce nie da się kupić gier wideo po przystępnych cenach i trzeba kombinować na serwisach aukcyjnych lub sprowadzając dane tytuły zza granicy?
Opowiem Wam zatem krótką historyjkę o tym, jaki cyrk wydarzył się dziś na moich oczach w dwóch warszawskich sklepach sieci Saturn, w której od dziś (24.11.2011) obowiązuje promocja na kilkanaście tytułów na konsole oferowanych w bardzo atrakcyjnej cenie 50 zł. Choć nie wszystkie z nich są warte zainteresowania, wśród nich znalazły się bardzo dobre pozycje pokroju Mass Effect 2, Bulletstorm czy Dead Rising 2. Wycieczka do sklepu celem zakupu pierwszej z nich, zaowocowała bardzo ciekawymi obserwacjami.
Niezależnych gier polegających na kopaniu w ziemi, pozyskiwaniu surowców i wznoszeniu różnorakich konstrukcji mnoży się ostatnio coraz więcej. 18 listopada miała miejsce premiera najgłośniejszej z nich, czyli Minecrafta – prawdopodobnie pierwszej produkcji w historii, która odniosła tak wielki i długotrwały sukces pozostając we wciąż przedłużającym się procesie produkcji. Notch nie wymyślił jednak swojego hitu od podstaw, o czym pisałem w tekście „O podróbkach Minecrafta” – inspirował się bowiem grą Infiniminer. Geneza gatunku sięga jednak dużo głębiej, a dziś przyjrzę się jednej z produkcji, która miała swój wkład w jego rozwój. Dwarf Fortress to połączenie strategii, gry ekonomicznej i symulatora życia umiejscowione w realiach fantasy.
Bieżący rok nieuchronnie zbliża się ku końcowi i gdy tylko trwająca obecnie w najlepsze gorączka premier najgłośniejszych tytułów gier przeminie, zastąpi ją czas różnorakich plebiscytów i podsumowań. Tradycyjnie, wszystkie najlepsze nagrody zgarnie nowa odsłona „Call of Duty”, a część zainteresowanych – w tym i moja skromna osoba – rozpocznie narzekanie o niedocenienie prawdziwych pereł pokroju „Dark Souls”, dzięki czemu dopełni się coroczny rytuał. Zanim jednak to nastąpi, pragnę zachęcić Was do oderwania się na chwilę od podziwiania kolejnych zwiastunów gier, i zajmujących rozważań czy lubimy grać na siedząco, czy na leżąco oraz czy w którejś z najnowszych produkcji lepiej eksterminować wrogów wirtualnym kijem, czy pałką.
W zamian proponuję zabawę, którą zapamiętałem z jednego z for internetowych. Spróbujcie sobie przypomnieć jak przebiegała ostatnia dekada dla Was, jako graczy. Których tytułów oczekiwaliście? Co było największą niespodzianką? Jak wielki zachwyt wzbudzały nowinki technologiczne? A może mieliście chwile zwątpienia i porzuciliście na pewien czas granie jako hobby? Wybierzmy się razem w sentymentalną podróż w przeszłość przy pomocy niezbyt imponującego wehikułu czasu, który cofnie nas jedynie o dziesięć lat.
Wpis zbierający najśmieszniejsze i najdziwniejsze hasła wpisywane w Google, po których spragnieni różnorakiej wiedzy internauci trafiali na mój blog cieszył się wśród Was Drodzy Czytelnicy sporym powodzeniem. Toteż nie mogłem się powstrzymać przed zaprezentowaniem nowych kuriozalnych haseł, które pojawiły się przez trzy miesiące. Odstawcie lepiej szklanki i kubki z napojami, ponieważ przeczytanie niektórych z nich grozi wybuchami śmiechu.
Tytuł tej wiadomości mówi sam za siebie. W maju musiałem zapłacić za wymianę karty płatniczej w Inteligo, teraz być może będę musiał zrobić to ponownie. Dlaczego? Valve rozesłało dziś wiadomość o treści, którą znajdziecie w rozwinięciu.
W życiu gracza przychodzą dni, w których wypada odłożyć pada i zaprzestać sieciowych potyczek w „Battlefieldzie 3”, by wyjść z domu i zasmakować dóbr kultury innych niż interaktywne wideo. W myśl tej zasady udałem się w zeszłą sobotę do kina na „Contagion” (dosłownie „zakażenie”), jak zawsze przemianowany przez naszych genialnych tłumaczy-artystów na „Epidemia Strachu”. Zastanawiam się czasem, czy w środowisku ludzi nadających polskie nazwy produkcjom filmowym nie panuje przypadkiem jakiś tajemniczy zakład o flaszkę jakiegoś drogiego trunku, w którym wygra ten, kto wymyśli najgłupszy tytuł. Zostawiając jednak biednych, niewyżytych artystycznie ludzi w spokoju, przyjrzyjmy się bliżej samemu filmowi. Gdybym miał opisać go jednym zdaniem stwierdziłbym, że został stworzony specjalnie dla polskiego odbiorcy.