Rewolucja francuska to całkiem ciekawy temat. Nie pisze tego tylko dlatego, że na studiach musiałem czytać książki na ten temat i zdawać zaliczenie z porównywania francuskiej i amerykańskiej rewolucji z podobnej epoki. W każdym razie nie ma zbyt wiele gier osadzonych w tych klimatach. Dlatego z zainteresowaniem spojrzałem na Liberte. Czy to produkcja, która warto sprawdzić, czy może nadaje się ona tylko pod gilotynę?
Wychowałem się na grach arcade. Przez wiele generacji konsol produkcje tego typu dominowały i dostarczały frajdy rodem z salonów gier. Od jakiegoś czasu produkcje tego typu nie pojawiają się zbyt często.Teraz inne rzeczy są popularne i nie potykam się już o gry rodem z salonów arcade. Co jakiś czas wychodzą jednak produkcje takie jak After Wave: Downfall. Czy ten tytuł przypomni mi o starych dobrych czasach, gdy nie byłem cały siwy i zmęczony?
Nie jestem influencerem ani jakimś poważanym redaktorem czy recenzentem. Jednak moja skrzynka mailowa zalewana jest mailami z zapowiedziami premier i prasówkami nadchodzących tytułów. Staram się przejść przez wszystkie wiadomości, ale czasem nie jest to łatwe ze względu na ilość wirtualnej poczty, która mnie przytłacza. Jednak wystarczyło że w informacji o pewnym indie horrorze pojawiła się wzmianka, że w projekcie bierze udział Akira Yamaoka, a ja zamieniłem się w słuch. Czy Decarnation warte jest uwagi z jakiegokolwiek innego powodu niż udział wybitnego muzyka?
Gdy byłem dzieckiem jedną z najpopularniejszych zabawek było Tamagotchi. Jajeczko skrywało w sobie zwierzątko, którym należało się opiekować. Ten prosty pomysł zawojował świat i przez jakiś czas był hitem na niespotykaną skalę. Pózniej wszyscy zapomnieliśmy o naszych wirtualnych pupilach i Tamagotchi praktycznie wyparowało z Ziemi. Nie oznacza to, że sam pomysł został kompletnie zapomniany. Od czasu do czasu pojawiają się gry w duchu Tamagotchi. Jedną z nich jest Wobbledogs. Czy warto zainteresować się tym tytułem? Może szedł on na psy?
Śmierć to trudna i przerażająca sprawa. Czeka to nas wszystkich o ile się nie zamrozimy lub przeniesiemy naszego mózgu do jakieś wirtualnej przestrzeni na serwery meta. Kwestia tego, że koniec jest czymś nieubłaganym sprawia, że można się tym martwić i nie spać po nocach. Dlatego może lepiej podejść do tego w trochę bardziej humorystyczny sposób jak ma to miejsce w przypadku Death or Treat?
Gotowanie może być koszmarem i niezwykłym wyzwaniem. W końcu trzeba kombinować i napracować się, a efekt godzin pracy może po prostu wylądować w koszu na śmieci. Wiele razy ambicje i próby stworzenia własnego dania przerodziły się w niejadalną papkę. Często jednak sam proces gotowania może sprawić sporo frajdy . W przypadku Monster Menu: The Scavenger's Cookbook sprawa ma się odrobinę inaczej.
Czasem wydaje mi się, że roguelite już mi się trochę przejadło. Ten typ produkcji eksplodował na scenie indie kilka ładnych lat temu i ciągle trwa niczym jakieś zombie. Narzekam troch, ale zdaje sobie sprawę, ze za każdym razem gdy wychodzi fajna gra z elementami inspirowanymi Rogue i tak się w nią zagrywam. Dlatego pewnie nie mam problemów z roguelite o ile są one ciekawe i pomysłowe. Jak to jest w przypadku gry ArcRunner?
Przyszłość zawsze zapowiada się raczej źle. Ci którzy mówią o dobrobycie nie mają racji i teorie w stylu końca historii wydają się żartem. Bliższe prawdzie są wszelkiej maści dystopie i koszmary twórców science fiction. Co prawda jeszcze oficjalnie nie doczekaliśmy się żadnego programu telewizyjnego o zabijaniu, ale może niedługo to się zmieni. W międzyczasie pozostaje nam granie w Showgunners.
Horror ma wiele motywów przejawiających się w filmach, książkach i grach. Jednym z popularniejszych jest audycja radiowa, zazwyczaj w okolicach północy, gdzie prowadzący wysłuchuje strasznych historii lub dzieli się wskazówkami ze słuchaczami. Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi sprawdzić grę wykorzystującą ten element straszaków. Jednak trafiłem na Killer Frequency i nie mogłem się oprzeć.
Ostatnio na moją skrzynkę mailową wpadł ciekawy email. Oferta niczym od szejka z jakiegoś państwa, którego nie jestem w stanie znaleźć na mapę. W tym wypadku okazją było zagranie w fajną grę na kilka miesięcy przed jej premierą. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu nie była to ściema i zgodziłem się przetestować daną grę. W ten właśnie sposób miałem okazję sprawdzić wersję preview Atelier Marie Remake: The Alchemist of Salburg.
Karcianki mają się niezwykle dobrze. Gatunek popularny w realnym świecie, eksplodował także w grach wideo. Po sukcesie produkcji takich jak Hearthstone, każdy próbuje sił z własną karcianką. Czasem efektem tego są nudne tytuły naciągające graczy i starające się wyciągnąć ostatnie drobne z ich kieszeni. Innym razem trafi się świeży i fajny pomysł. Ciekawe jak to jest w przypadku gry Dungeon Drafters?
Bardzo lubię folklor i legendy z różnych krajów. Jest coś ciekawego gdy zacznie się zastanawiać nad wspólnymi elementami i tym co różni tradycyjne historie z poszczególnych regionów świata. Moje zainteresowanie tą tematyką sprawiło, że w oko wpadła mi niepozorna gra zatytułowana Labyrinth of Zangetsu. Czy jest to ciekawa produkcja?