Kibole - kto wypleni tę zarazę?
Windows XP - koniec wsparcia, koniec pewnej epoki?
Strong, Jack Strong - recenzja filmu o pułkowniku Kuklińskim
Quo Vadis, Saints Row?
5 argumentów... za tym, że NBA Live 14 będzie niewypałem (o ile wyjdzie)
Hiszpańskie gry w Krakowie, czyli jak nie robić growych eventów
Polacy w sprawach powiązań historii z grami komputerowym są niezwykle wrażliwi. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby aferę z Codename: Panzers, gdzie „przedstawiono” sytuację napaści Polski na Niemcy, choć finalnie racja była po stronie wydawcy i twórców gry. Tym razem kroi nam się kolejne małe trzęsienie ziemi. Z czym bowiem od kilkunastu miesięcy kojarzy nam się osoba prezydenta Polski zestawiona z samolotem? No właśnie…
Ach, burmistrzem być… Ciepła posadka, wygodny hotel, godziwa pensja – archetypiczny obraz głowy miasta wygląda wręcz nierealnie. W SimCity do pewnego momentu radość z prowadzenia własnej metropolii jest wręcz niesamowita. Ale kiedyś muszą zacząć pojawiać się problemy, które wykończą niejednego domorosłego ekonomistę i projektanta.
Jako że rok 2011 możemy uznać za oficjalnie rozpoczęty, pora zacząć zastanawiać się, co też ciekawego przyniesie nam kolejne dwanaściemiesięcy. Ja, niczym wróżbita Maciej… eee, nasz ukochany analityk Michael Pachter postanowiłem zabawić się w growego analityka i spróbować przewidzieć kilka nowych tytułów, trendów i ciekawostek. Będzie trochę śmiesznie, trochę poważnie – jakkolwiek by nie było, zapraszam do lektury.
Mortyr, Mortyr, Mortyr… Polska myśl programistyczna zawsze miała w zanadrzu ogrom dziwnych pomysłów. To gry porno i niesamowicie brutalne produkcje od Nekrosoftu, to znowu chyba najdziwniejsza platformówka polskiej sceny growej – Kostucha: Just One Fix, a przecież mieliśmy jeszcze całe zastępy Maluchów i Poldków, Detektywa Rutkowskiego – oj, było tego sporo. Rodzimi twórcy nie zapominali także o II Wojnie Światowej – wszak to temat chwytliwy jak mało który. W teoriach spiskowych, jak doskonale widać na przykładzie pierwszego Mortyra, też byli całkiem nieźli.
8:30. Mimo, iż godzina niemłoda, rozum mówi, że to jeszcze nie pora, a pięknie wtóruje mu reszta organów, które chcą przestawić się tryb świąteczny, zaś wszelkie okoliczności niesprzyjające temu procesowi mają zostać odsunięte na boczne tory. Nic z tego.
Demoniczny krzyk domowników: „Wstawaj, już późno, bo przez cały rok będziesz tak długo spał” uświadomił mi, że to już ten dzień, że już za kilka godzin znowu będę zjadać bezlitośnie zamordowanego (i ustawicznie drożejącego) karpia, a na kompot z suszu będę patrzyć ze stałym politowaniem jak i współczuciem na tych, którzy wypiją to nieznośne paskudztwo.
Pizza, pizza, pizza… Ach, ilu z nas w tym momencie nie chciałoby w tym momencie otwierać ogromnego kartonu z pachnącą „Margheritą” w środku? Jako, że to potrawa niezbyt świąteczna, a zajadanie pachnącej pizzuni może wprawić w szewską pasję zapracowanych domowników, może by tak samemu przyrządzić własną pizzę – na przykład na ekranie komputera?
Ponad półtora roku temu gracze oszaleli ze szczęścia – Rockstar dumnie zapowiedział trzecią odsłonę przygód jednego z najpopularniejszych komputerowych glin. Przez kolejne miesiące twórcy mamili nas nowymi artworkami, nowymi informacjami, a fani serii łapczywie i pełnymi garściami chwytali wszelkie skrawki informacji – właściwie to brakowało tylko konkretów. I wygląda, że jeszcze trochę sobie na nie poczekamy.
Do tej pory FPS-y na konsolach traktowałem jak zło konieczne. Konieczne dlatego, bo nigdzie indziej nie mogłem zagrać w Halo 3, a zło, bo jakoś trudno było mi się odzwyczaić od myszki i klawiatury po latach żmudnej praktyki i dziesiątkach tysięcy headshotów. Ale nadszedł TEN moment.
Jeśli macie za dużo pieniędzy, stary telewizor i tak powędruje na śmietnisko (tak, wiem, to niezbyt proekologiczne), a w planach jest zakup nowego telewizora, może pora zainteresować czymś naszego pupila? Wystarczy Xbox 360 i trochę Microsoft Points.
Choć Petera Molyneux znamy głównie z bajkowego Fable czy boskiego Black & White, „Piotrusiowi Panowi” zamarzyła się także posada wirtualnego reżysera. Powiedzieć, że „Hollywood stoi przed nami otworem” to może mała nadinterpretacja, ale któż nie chciałby choć przez chwilę nawrzucać obijającym się planie filmowym gwiazdom?