Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Rozdanie potencjalnie najważniejszych filmowych nagród, Oscarów, już za kilka godzin. Wśród nominowanych produkcji znajduje się bohater tego tekstu, film Pokój. Dzieło twórcy Franka (to jedyny film Lenny'ego Abrahamsona, który widziałem, który mi się bardzo podobał, dlatego o nim wspominam) idzie jeszcze dalej w kreowaniu świata prawdziwego, niewygodnego, potwornie emocjonującego i emocjonalnego, ale jednocześnie ciepłego i optymistycznego. Pokój to kino doskonałe, któremu od wyjścia z kina bardzo kibicuję i życzę, aby zgarnął wszystko, co może.
Powroty po latach zazwyczaj są bardzo trudne. Fani dorośli, zmądrzeli, branża poszła naprzód, wymyślono nowe sposoby angażowania publiczności i tak naprawdę jedynym istotnym słowem-kluczem jest nostalgia. Z archiwum X teoretycznie zakończyło się w 2002 roku, by później powrócić jako średnio udany drugi film kinowy dający Scully i Muderowi szansę na prawdziwy happy end. Ale najwyraźniej kosmiczna moc wśród fanów i twórców była na tyle silna, by wskrzesić serial i zaoferować sześcioodcinkowy mini-sezon, który właśnie się skończył. Zapraszam na recenzję okiem oddanego fana - będzie trochę spoilerów!
Recenzja nowego filmu Ethana i Joela Coenów może pójść w dwie strony. Jedni uznają Ave, Cezar! za świetną dekonstrukcję filmowego mitu, mistrzowskie spojrzenie w przeszłość Fabryki Snów, inni pewnie skupią się na braku wyraźnej linii fabularnej, niespecjalnie zabawnych żartach i rozczarowujących gościnnych występach. Moim zdaniem prawda, jak to ona ma w zwyczaju, leży gdzieś po środku. Zapraszam zatem na recenzję, która jedne rzeczy wyjaśni, a inne nie - tak samo, jak film.
Największy hit roku (póki co), wielce przyjemna filmowa niespodzianka i żywy dowód na to, że warto inwestować w niegrzeczne historie dla dorosłych - Deadpool - jest na najlepszej drodze do zyskania statusu jednej z najlepszych ekranizacji komiksu w historii. Ryan Reynolds od ponad dekady zabiegał wśród włodarzy Hollywood o pozwolenie na stworzenie krwawego, brutalnego i niepoprawnego filmu o super-anty-bohaterze, materiał źródłowy należy do rzeczy nietuzinkowych i trudnych do zrealizowania... Przeszkód było sporo, ale udało się wyśmienicie. Nic więc dziwnego, że reżyser, scenarzyści i sam Reynolds wykorzystali sytuację, by wcisnąć do filmu tyle "wszystkiego", ile tylko współczesne cyfrowe kamery będą w stanie zmieścić. Innymi słowy - Deadpool aż kipi od nawiązań, mrugnięć okiem, easter-eggów i żarcików. Wedle samych twórców, ilość żartów przekroczyła setkę, jest więc czego szukać.
W tym odcinku filmowych ciekawostek zaprezentuję listę różnych deadpoolowych smaczków. Jedne będą bardziej oczywiste (ha, robimy sobie jaja z Łże-Deadpoola sprzed 7 lat), inne mniej. Jedne łapie się w mig, inne wymagają wiedzy o komiksowym rodowodzie. Na tej liście nie umieszczę wszystkich rzeczy, które znalazłem z Internecie, ale być może ktoś z Was w duchu powie "ojaaa, nie wiedziałem, fajne!". To będzie takie easter-eggowe the best of, na które niniejszym zapraszam!
Dallas'63 (znana w krajach anglojęzycznych jako 11.22.63) to jedna z najlepszych powieści Stephena Kinga i przy okazji świetny materiał do ekranizacji. Platforma Hulu zauważyła ten potencjał i już za moment na ekrany wprowadzi ośmioodcinkową, serialową wersję tej historii. Bardzo mocno wierzę w wysoką jakość adaptacji, ale to nie o niej będzie to tekst. Zapraszam na zawarte w kilku akapitach wyjaśnienie, dlaczego Dallas'63 jest super.
Stephen King to król powieści grozy. Ale gdy z powodzeniem wyznacza się standardy na rynku popularnych książek od ponad 40 lat, to nie powinny dziwić odstępstwa od reguły. Dallas'63 nie jest bowiem ani horrorem, ani historią o nadprzyrodzonych mocach, mało jest tu także dreszczowca (choć emocji nie brakuje). Wydana w 2011 roku powieść jest w dużej mierze melodramatem, jest obyczajówką, jest książką opowiadającą o czasach minionych, jest świadectwem bogatej amerykańskiej historii. No i przedstawia podróż w czasie - to w zasadzie jedyny niesamowity element fabuły, punkt wyjścia do kreowania prawdziwej kingowskiej magii, ale tym razem bez potworów.
Pieniądze rządzą przemysłem filmowym, tak samo, jak każdym innym biznesem. W branży musi zatem panować przekonanie, że tam, gdzie można obniżyć koszty, trzeba to zrobić. I tak filmy pożyczają fragmenty scenografii, kostiumy, rekwizyty, czasami kawałki muzyki. Ale bywają też sytuacje, kiedy słowo "pożyczka" wydaje się zbyt delikatne. Niektóre filmy po prostu wykorzystują całe sceny z innych produkcji, poddając je lekkim (bądź żadnym) modyfikacjom. Jedno robią to lepiej, inni gorzej, czasem można to usprawiedliwić, innym razem nie, ale najczęściej wygląda to po prostu słabo.
Tytuł wpisu mówi sam za siebie. Fever Daydream, debiutancki album grupy The Black Queen, to rzecz skrojona dla miłośników, tak modnych ostatnio, lat 80-tych. Napędzana syntezatorami, mroczno-taneczna petarda, o której zapewne jeszcze nie słyszeliście. Pozwólcie więc, że krótko Wam naświetlę czym jest zespół i czym jest ich dzieło.
Greg Puciato to wokalista momentami dosyć ekstremalnego zespołu The Dillinger Escape Plan. Joshua Eustis był częścią elektronicznego duetu Telefon Tel Aviv, grał również z Nine Inch Nails i Pusciferem, zaś Steven Alexander to doświadczony "techniczny", który współpracował z NIN, ale także z popową gwiazdką Keshą. Pierwsze wzmianki o wspólnym projekcie pojawiły się 3 lata temu, a konkretne dźwięki wypłynęły na szerokie wody internetu wczesną wiosną 2015 roku. Czujni poszukiwacze klimatów retro, electro, synth i ambient od razy zaznaczyli sobie w kajetach, że The Black Queen to coś, na co warto czekać.