Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Zespół Korn, który w połowie lat 90-tych wprowadził na listy przebojów gatunek zwany nu-metalem i zapoczątkował kilka lat bardzo intensywnej mody na nowy rodzaj gitarowego grania, od pewnego czasu trochę się miota i szuka swojego miejsca na rynku. Co prawda ostatni album - The Serenity of Suffering - okazał się przyjemnym powrotem do solidnych wydawnictw sprzed lat, ale fani ekipy dowodzonej przez Jonathana Davisa dopiero teraz dostali coś, z czego nie trzeba się tłumaczyć znajomym. Black Labyrinth, długo oczekiwany solowy album Davisa, w końcu zadebiutował, a wraz z nim sporo pozytywnych recenzji. W tym moja!
Płyta, której podwaliny powstały w 2002 roku podczas pisania muzyki do filmu Królowa potępionych (Davis użyczył wokalu panu aktorowi, który zastąpił Toma Cruise'a w roli Lestata), zaczęła nabierać kształtów 10 lat temu. Jonathan Davis zrobił sobie urlop od Korna i zaczął grać koncerty z ekipą nazwaną Simply Fucking Amazing. Było granie na żywo i było granie w studiu. Musiała minąć dekada, by album w końcu stał się ciałem i powędrował do naszych głośników. Ale warto było.
Po latach grania w różne produkcje zorientowałem się, że zupełnie nie zależy mi na wysokim poziomie trudności, kręcę też nosem, jeśli fabuła jest szczątkowa. Frostpunk jest grą wymagającą, a opowiedziana w niej historia to taki luźny szkic świata dotkniętego globalnym zlodowaceniem. Zatem nie jest to gra dla mnie. Coś mnie jednak przyciągało do nowego dzieła 11 bit studios i dałem się skusić na pudełko z prześlicznym artbookiem w zestawie. Po kilkunastu godzinach jestem pewien, że to była słuszna decyzja. Frostpunk jest bardzo, ale to bardzo dobry!
Gry tej nie da się wepchnąć do wora gromadzącego jeden tylko gatunek. Gdybym musiał, hasłem przewodnim byłoby "strategia". Ale Frostpunk jest też grą w przetrwanie, ale na poziomie społecznym. Jest to gra w budowanie miasta. Jest swego rodzaju to symulator grupowych zachowań i test dla przywódczych uwarunkowań gracza. No i najważniejsze - jest to produkcja na tyle oryginalna i dobrze zrobiona, że może przekonać do siebie także gracza nastawionego głównie na intensywne, filmowe przygody. Czyli mnie.
Od kiedy wystartowało „uwolnione” HBO Go, z miłą chęcią korzystam z jego zasobów, mimo niedociągnięć technicznych samej platformy. Dzięki temu byłem w stanie posmakować bardzo dobrej nowości, która w przeciwnym razie zostałaby (być może) wpisana na listę „do obejrzenia” i czekała tam nie wiadomo jak długo. A przecież ośmioodcinkowy serial Barry to rzecz warta uwagi mojej, Twojej i Waszej.
Punkt wyjścia jest dosyć prosty – ostry kontrast. Tytułowy Barry to były żołnierz, który teraz zarabia dobre pieniądze wykonując zabójstwa na zlecenie organizowane przez niejakiego Fuchesa. Przypadek chce, że podczas wykonywania kolejnego zadania trafia na kurs aktorski dla amatorów. Boża iskra (albo pewien rodzaj kryzysu wieku średniego) sprawia, że pan zabójca nagle odkrywa w sobie coś więcej i nagle pragnie porzucić swój fach na rzecz kariery scenicznej. Jak się domyślacie, kontrast ten bywa bardzo zabawny, dzięki czemu serial Barry to wysokiej próby komediodramat rozpisany na 30-minutowe epizody.
Ręka do góry, ilu z Was miało okazję zagrać w grę Rampage na oryginalnej maszynie arcade? Gdy hit Midwaya zadebiutował na rynku, miałem dwa lata, a w Polsce salonów arcade było równie mało, co teraz. Więc szał mnie ominął, a później od razu wskoczyłem w Cadillacs & Dinosaurs. Innymi słowy: komputerowe dziedzictwo tej marki znaczy dla nie bardzo mało i jestem pewien, że większość osób kupujących bilety na film Rampage: Dzika furia będzie czuło podobnie. Im będzie zależeć na solidnej akcji, która nie pozwoli się nudzić przez niecałe 2 godziny seansu.
Nie umiem odpuścić wizyty w kinie, jeśli mowa o nowym filmie Wesa Andersona. Filmie, który w Polsce pokazał się w groźnym momencie - na kilka dni przed premierą Avengers. Seans był więc spóźniony i taka też jest ta recenzja. Wyspa psów jest jednak obrazem na tyle dobrym i na tyle wyjątkowym, że trzeba go pochwalić nawet w sytuacji zatrważająco niewielkiej liczby pozostałych seansów. No ale kto miał zobaczyć, ten już widział! Hau!
Wes Anderson to król hipsterskiego kina, który dawno temu wypracował swój wielce charakterystyczny styl i zdołał wynieść się ponad tłum filmowców niezależnych. Czyli w sumie już nie jest hipsterem. Ten konkretny Anderson (podobnie jak Paul Thomas) to filmowa marka gwarantująca przeżycie wysokiej próby. Wyspa psów jest jego dziewiątym filmem i drugim animowanym. I znowu jest wyśmienicie.