Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Z okazji premiery The 2nd Law, szóstego albumu Muse, napiszę że to fajny zespół złożony ze zdolnych chłopaków. Po raz pierwszy wypatrzyłem ich dzięki teledyskowi do New Born z płyty Origins of Symmetry. Zakiełkowała myśl: wow, takie czadowe, ciężkie Radiohead. Spodobało mi się od razu i udana wspólna podróż trwała przez kolejne 3 albumy. Potem pojawiło się The Resistance. A teraz The 2nd Law. I zdecydowanie trudniej jest mi ocenić twórczość zespołu, bo muzyków lubię, a oni chyba za wszelką cenę chcą, żebym lubić ich przestał...
Nowa płyta swoją oficjalną, polską premierę będzie miała w poniedziałek, ale już od 5 dni można jej legalnie posłuchać w sieci (czy to na Onecie, czy na Soundcloud), więc zdążyłem się już solidnie zakolegować z 13 świeżymi kompozycjami spod znaku Muse. Tzn. zakolegować z tymi, które są tego warte, bo znowu jest powtórka z The Resistance. Na nowej płycie mamy utwory naprawdę świetne, obok których wrzucono smętne zapchajdziury.
W tym wpisie chodzi o trzy rzeczy: humor, gitary i rockową energię. Dodatkowo to wszystko musi być sfilmowane z pomysłem - zaklęte w formę kilkuminutowego filmiku i musi dawać radę. Innymi słowy zapraszam na subiektywną jak jasny gwint listę wesołych rockowych teledysków. Listę, którą z powodzeniem można uzupełnić o drugie tyle propozycji, ale albo ich nie znam, albo uznałem za gorsze niż te umieszczone, albo cokolwiek innego. Poklikacje, posłuchajcie, pouśmiechajcie się... Kolejność przypadkowa.
Hard Reset. Nazwa gry mówi wszystko. Będzie cyber, będzie punk, będą roboty i będzie reset. Twardy reset. Czyli wybuchy. Miałem przyjemność zrecenzować na GOLu HR w momencie jej światowej premiery i choć z perspektywy czasu widzę, że plus w ocenie został dany na wyrost, to siódemka należy się jak najbardziej. Za czystą frajdę płynącą ze złomowania kolejnych zastępów robotów i prześliczną grafikę. Niedawno w końcu zmierzyłem się z Exile - darmowym rozszerzeniem do Hard Reset, które w efekcie tworzy tak popularną ostatnio Edycję Rozszerzoną. Poniżej znajdziecie kilka zdań komentarza na temat tej produkcji. Możecie traktować ten tekst jako recenzję, choć oceny zaklętej w ładny emblemat brak.
Od dwóch dni można grać w Black Mesa - najdłużej oczekiwany, największy nieoficjalny projekt związany z uniwersum Half-Life. Gdy piszę te słowa, gra właśnie kończy się u mnie instalować, więc na wrażenia z zabawy musicie poczekać lub udać się do kolegów, bo któryś na pewno niedługo coś o tym przedsięwzięciu napisze. Ja chcę Wam zaproponować co innego. Żarciki.
Black Mesa, początkowo zwykły mod, upiększenie klasycznej gry za pomocą nowego silnika, stało się w efekcie wielką, nową produkcją. Reimaginacją (że się tak koślawo wyrażę na bazie ślicznego angielskiego słowa "reimagining"). I jak to w wielkiej, robionej przez pasjonatów i fanów, grze bywa - ukrytych jest w niej mnóstwo mrugnięć okiem do graczy i easter eggsów. Mamy nawiązania do Half-Life 2 (np. cudny plan przejęcia władzy nad światem w wykonaniu młodego Breena), mamy coś dla fanów Douglasa Adamsa, filmu Office Space/Życie biurowe (kto pamięta aferę związaną z brakiem czerwonego zszywacza?) i całą masę innych, zwykłych, sympatycznych żartów. I to bez uwzględnienia dialogów, które przecież też dokładają swoje 3 grosze do kreowania wesołości w świecie gry... Zapraszam do galerii, zapraszam do grania.
[galeria uzupełniona o obrazki forumowiczów - dzięki! - oraz Dopefisha i kapelusz Willy'ego Wonki... być może później pojawi się więcej materiałów]
Hasło reklamowe #1: Najbardziej efektowna historia miłosna od czasów Titanica. Hasło reklamowe #2: Romeo i Julia w świecie Incepcji. Cytuję z pamięci, ale przekaz jest chyba jasny. Muszę tu przyznać, że nawet nie są specjalnie zwodnicze te hasła. Odwróceni zakochani rzeczywiście są bardzo efektownym filmem, a zabawa z grawitacją przywidzi na myśl incepcyjne hotelowe figle w wykonaniu Josepha Gordon-Levitta. Szkoda tylko, że ta historia miłosna taka chłodna i pozbawiona emocji się wydaje.
Odwróceni zakochani to kanadyjsko-francuski film argentyńskiego reżysera, który na koncie ma krótkometrażówkę sprzed lat, pełnometrażowy dramat i długaśny dokument. Czyli ta produkcja to jego pierwsze tak drogie (60 milionów dolarów) i stricte komercyjne przedsięwzięcie. Szkoda zatem, bo mamy tu bardzo ładny przykład przerostu formy nad treścią. Uwaga - przedstawię teraz założenia filmu, naukowi puryści, filmowi realiści i ortodoksi s-f proszeni są o wyrozumiałość.
Crossover, fabularne przechodzenie między światami, przekraczanie granic opowieści. Ładnego polskiego odpowiednika tego słowa nie ma, ale chyba wszyscy dobrze wiedzą, o co chodzi. Oto w jednym uniwersum pojawia się postać lub wątek z innego uniwersum. Bohaterowie z różnych historii spotykają się w jednym miejscu i czasie. Takie paliwo napędzające mokre sny geeków, nerdów, maniaków i fanów z całego świata.
Przykłady tego typu zabiegów są doskonale znane miłośnikom komiksów o superbohaterach, gdzie prym wiodą dwa wielkie uniwersa - Marvel i DC, a bohaterowie często wychodzą z dedykowanych sobie opowieści, by pomóc koledze po fachu (Batman i Superman w jednym stali domku...). Moja znajomość tematu jest bardzo nikła, nie będę się więc pogrążał, napiszę tylko na marginesie, że np. taki Spider-Man to część inicjatywy Avengers i są plany, by w kolejnym filmie Pająk pojawił się na ekranie u boku Iron Mana i spółki (pieniądze pomagają przezwyciężyć podziały między studiami i dogadywanie się w kwestii praw do marek). A gdyby tak... Gry komputerowe?
Valve, gamepad, konsola, patent? Atmosfera się zagęszcza...
To, co widzicie powyżej, to ciekawe znalezisko wyszperane przez internetowych detektywów z serwisu Reddit. Rzecz bardzo ciekawa w obliczu wielu plotek o rzekomym Steamboksie - sprzęcie do grania od twórców serii Half-Life. Ile prawdy jest w tym, że Valve rzeczywiście produkuje konsolę - nie wiemy. Pod tym linkiem jednak kryje się rzecz niespodziewana. Pomysł na gamepad z trackballem. Coś genialnego w swej prostocie i być może narzędzie, które uprzyjemni rozgrywkę w FPS-ach na padzie. Mało tego. Analogową gałkę i trackball można zamienić stronami! Bombowo.
Patent, zgodnie z informacjami na powyższej stronie, został złożony w maju 2011 roku. Wypłynął zaś dopiero teraz. Przypadek? Być może Valve po prostu chce zaoferować światu najlepszy kontroler do grania w cokolwiek i nie ma to nic współnego z jakąkolwiek konsolą. Mi się pad z trackballem bardzo podoba i jestem niezmiernie ciekawy, co będzie dalej z tym pomysłem. I mam nadzieję, że nie jest to jeden wielki pic na wodę. Szczególnie, że mój niespecjalnie zaawansowany pad marki Tracer chyba dokonuje pomału żywota...
PS Kształtem valve-pad przypomina konstoler do X360... To dobrze?
Walka. Pojedynek. Twardziele. Ha-dzia! Męskość. Testosteron. Zwolnione tempo. Pot, krew i zgrzytanie zębów. Włochy na klacie i nie tylko. A wszystko sfilmowane z wielka swadą i pazurem. Filmowe pojedynki na pięści, stopy, piszczele, czoła, młotki i kije to jest coś, co tygryski* lubią najbardziej. Trzeba odpocząć od przemyśleń, gier i narzekania i zająć się przemocą :) Zapraszam zatem na wysoce subiektywną (choć mocno wspomaganą Internetem) listę najlepszych walk z filmów wszelakich. Od razu zaznaczam, że jest to lista "poważna", a nie turecki Rambo albo Kirk vs Gorn... No i generalnie koncentruje się ona na rękoczynach - broń palną zostawmy sobie na kiedy indziej.
Hey hey let's go kenka suru! Taisetsu na mono protect my balls!