Z urną w Bieszczady - recenzja gry Far Cry 4
Assassin's Creed Unity: Notre Dame Edition - zaglądamy do środka!
Publisher’s Creed – czyli jak wykorzystać embargo, by zrobić klienta na szaro
"Przytrzymaj X, żeby złożyć hołd" - nowe Call of Duty nie obyło się bez kontrowersji
Apple iPad Air 2 - kompleksowa recenzja
The Last of Us: Left Behind – o dodatku, który przypomina dlaczego warto grać
Valiant Hearts zapowiadało się unikatowo - oryginalny i rzadko eksploatowany w grach fragment historii, piątka intrygujących bohaterów i przepiękna oprawa graficzna korzystająca z dobrodziejstw czarodziejskiego silnika Ubi-art. Spodziewać mogliśmy się dobrej gry opowiadającej świetną historię, a dostaliśmy... świetną grę opowiadającą tylko dobrą historię. Valiant Hearts wzrusza i bawi, ale jedno i drugie robi w zasadzie na pół gwizdka. Mimo wszystko, zagrać trzeba - to jedna z tych gier, o których szybko nie zapomnicie.
30 lipca, 1914
Cholera, jak to wszystko szybko się dzieje. Czytałem niedawno w gazetach o postępujących niepokojach gdzieś daleko, w Afryce, tymczasem już bębnią o zapowiadanej pełnej mobilizacji i za tydzień pewnikiem poszedłbym w kamasze! Fart mnie jednak nie opuszcza i gdy tylko z rana wyszedłem na ulicę napotkałem paczkę wspaniałych ludzi uganiających się za przyjaźnie wyglądającym czworonogiem. Dwóch żołnierzy (chociaż jeden to nie wygląda!) i pielęgniarkę. Młodą i miłą. Podobno ktoś im się zgubił, a dodatkowa para rąk i nóg się przyda.
No to ku przygodzie!
O Watch Dogs powiedziano już sporo. Przed premierą słów padło nawet zbyt wiele, a hype przybrał formę dość bolesną - spora liczba graczy była grą zmęczona, mimo że ta nie zdążyła wylądować w czytnikach ich sprzętów. Nijak nie przełożyło się to na wyniki sprzedaży, a jak wiadomo - samym marudzeniem niewiele zmienimy. Czy są jeszcze potrzebne dodatkowe opinie o grze, o której powiedziano już wszystko? Przyznam szczerze - nie wiem, ale postaram się zrobić to konkretnie. Mimo, że gra "konkretnego" wrażenia na mnie nie zrobiła, raz na jakiś czas trafiając celnie w mój gust, by kilkanaście kolejnych razy kompletnie przestrzelić.
Aż chciałoby się westchnąć "Moja branża, taka piękna!". Oto bowiem pewien moder zza oceanu chcący podkręcić nieco grafikę Watch Dogs odkrył, że bez większego wysiłku da się przywrócić część efektów, które rzuciły na kolana wszystkich śledzących E3 w 2012 roku. Mało tego, rzesza graczy deklaruje przy tym wzrost wydajności. Brawo, Ubi.
Dzisiaj pod lupą nie znalazła się co prawda kolekcjonerka, ale wydanie, któremu zdecydowanie warto przyjrzeć się bliżej. Gry nieśmiertelnej serii The Elder Scrolls doczekały się bowiem zbiorczego wydania, które może i nie rzuca na kolana bogatą zawartością, ale wygrywa elegancją i kompaktowością. Rzućmy okiem!
Tegoroczne E3 obsypało grami. To dobra wiadomość. Mniej dobra jest taka, że tym razem nie zostaliśmy uraczeni żadną niespodziewaną petardą pokroju pierwszego pokazu Watch_Dogs, czy The Division. Całe szczęście, honoru konferencji obronił Ubisoft, z którym rywalizować mogłoby Sony, gdyby… nie przegadało wystąpień. Udało im się odnowić mą bezgraniczną miłość do The Last of Us (chwała!), podczas gdy Ubi wznieciło moje zainteresowanie praktycznie wszystkim. Nawet cholernym tańcem.
Im dłużej gram w Watch Dogs, tym większą mam ochotę na powrót do GTA V. Jako że jednak nie mam pod ręką konsoli, z tęsknotą za Los Santos musiałem sobie radzić innymi sposobami - między innymi czytając o sekretach, które gracze przez spory już czas od premiery zdołali w grze odkryć. Przeklikując się przez fora dotarłem jednak do rzeczy potężnej. Gość mieszkający w Los Angeles postanowił udokumentować wszelkie podobieństwa miasta do Los Santos. Jak postanowił - tak zrobił. Zadbał nawet o fotografowanie obiektów z odpowiedniej perspektywy.
Szczerze powiedziawszy, zaniemówiłem. Podziwiajcie.
Przy okazji - nie jestem zwolennikiem pokazu slajdów, którego uskuteczniać trzeba w galerii, ale połowa grafik musiała się tam znaleźć z powodów praktycznych. Galeria i tak jest ogromna, więc jeśli odwiedzasz stronę mobilnie i nie masz pod ręką Wi-fi, lepiej uciekaj, zanim całość zdąży się wczytać ;)
Po premierze Psów opadł już pierwszy kurz. Dla jednych kurz ten zdążył już przykryć tę produkcję grubą warstwą, nie zachęcając do sprawdzenia gry, która w opinii większości nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Inni otrzepali się z pyłu i wyruszyli w miasto ze smartfonem w ręku, by wyrobić sobie własną opinie. Spośród miliona różnych edycji specjalnych, jakie nam Ubi wspaniałomyślnie zaserwowało, w ręce wpadła mi ta najbardziej wypasiona. No to zobaczmy, co my tam mamy…