Od premiery Diablo III minął nieco ponad tydzień. Część z Was już pewnie zmaga się z poziomem Inferno i sprzedaje tony przedmiotów w domu aukcyjnym. Są jednak i takie osoby, które walczą z piekielnymi pomiotami na Koszmarze lub „Normalu”. Postanowiłem więc przedstawić Wam kilka porad, które ułatwią eliminację maszkar i sprawią, że rozgrywka w Diablo III będzie przyjemniejsza oraz bardziej satysfakcjonująca.
W związku z nową świecką tradycją na gameplay.pl, którą sam w tej chwili ogłaszam, postanowiłem co dwa tygodnie dostarczać wam nowy, świeży i pachnący „Top 10”. Mieliśmy już gry na PC, rozmawialiśmy o broniach, a dzisiaj nadszedł czas na coś zgoła innego. Gdy słyszycie zwrot cel-shading, to automatycznie w głowie macie obraz tego jak powinna wyglądać gra zrobiona w tym stylu. W związki z tym, że takich tytułów pojawiło się wiele, postanowiłem pochylić się nad problemem i wybrać 10 z nich, które mi najbardziej zapadły w pamięć.
Każda dziedzina szeroko pojętego zbieractwa i kolekcjonerstwa ma swoje białe kruki – mityczne okazy, które nie dość, że niezwykle rzadkie, to jeszcze zazwyczaj kosztujące małe fortunki. Spore sumy trzeba zapłacić za pierwsze numery komiksów o superbohaterach, karty do Magic: The Gathering (sławny Black Lotus), ale również i za gry wideo, które zostały wyprodukowane w bardzo ograniczonych nakładach i są smakowitym kąskiem dla kolekcjonerów z zasobniejszymi portfelami. To, ile pieniędzy trzeba wysupłać na najbardziej pożądane tytuły, czasami wręcz szokuje. Dlatego też postanowiłem przybliżyć Wam krótką listę najbardziej pożądanych okazów z dziedziny kolekcjonowania gier wideo.
Gra Dark Souls w wersji na PC jest jak Lady Gaga. Albo się ją kocha, albo nienawidzi. Ja na szczęście należę do tej pierwszej grupy (w kwestii Dark Souls oczywiście) i mogę z czystym sumieniem oraz 140 godzinami na liczniku stwierdzić, że produkcja From Software jest dziełem znakomitym, nietuzinkowym i dostarczającym niesamowitej ilości rozrywki . Jeśli szukacie połączenia metroidvanii, zręcznościowego RPGa, głębokiego jak rów mariański systemu walki oraz klimatów dark fantasy rodem z Berserka, to nie mogliście trafić lepiej.
Mały zastój zapanował u mnie na blogu. Końcówka pisania pracy magisterskiej, zaliczanie wszystkich dziwacznych przedmiotów na czas i pisanie newsów na GOLu trochę mnie ostatnimi czasy pochłonęły. Na szczęście studia mają się już ku końcowi i wyłuskałem nareszcie nieco czasu by coś naskrobać. Tym razem wpis traktować będzie o dosyć nietypowej książce, bowiem jej tematem przewodnim jest uczenie się.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jest tak, że niektórym osobom opanowanie nowych umiejętności przychodzi z łatwością, a osiągnięcie sukcesu w dowolnej dziedzinie jest tylko kwestią czasu? Z kolei są i tacy, którzy poddają się przy najmniejszej porażce nie podejmując ponownie rzuconego im wyzwania. Wiecie dlaczego wmawianie dzieciom, że są humanistami/mają umysł ścisły po pierwszej słabej ocenie z matematyki/polskiego jest prawdopodobnie największym błędem, który popełniają rodzice i nauczyciele? Jak to jest, że zawodnik, który przegrał 300 gier i spudłował 9000 razy stał się jedną z największych gwiazd NBA? Odpowiedzi na to i wiele innych pytań znajdziecie w The Art of Learning (W poszukiwaniu doskonałości. Sztuka uczenia się).
Fachowcy od marketingu i reklamy miewają różne pomysły. Jednak czegoś takiego, co zaserwowali nam spece z Electronic Arts chyba jeszcze nie było. Idea całego przedsięwzięcia polega na tym, że niczego nieświadomym kobietom w średnim wieku pokazano najokrutniejsze fragmenty wyjęte wprost z rozgrywki w Dead Space 2. Zadaniem pań było szczere reagowanie na to, co widzą na monitorach. I chociaż reakcje biednych mam raczej zaskakujące nie są, to pomysł EA na kampanię reklamową owszem.
Kilka dni temu „skończyłem” Terrarię. Cudzysłów użyty z premedytacją, bo ciężko tak naprawdę powiedzieć o zaliczeniu gry, która jest sandboksem. W kampanii dla jednego gracza zdobyłem najlepsze zestawy zbroi, stworzyłem Night's Edge i pokonałem trzech bossów, więc można to podciągnąć pod przejście gry. Wszystko to od zera na planszy średnich rozmiarów. I muszę przyznać, że czasu spędzonego z Terrarią absolutnie nie żałuję. Oczywiście nie ma róży bez kolców i w Terrari można wciąż wprowadzić kilka poprawek, które teoretycznie powinny w znacznym stopniu uprzyjemnić i uatrakcyjnić obcowanie z tym tytułem.
…i pewnie nigdy więcej taki film już nie powstanie. Dzieło, które zrodziło się ze współpracy Jima Hensona i Franka Oza to z pozoru zwykła (choć momentami mroczna) baśń opowiadająca historię, w której to młody chłopak musi wyruszyć ze swojego bezpiecznego gniazdka w nieznane, spotkać przyjaciół i uratować świat – temat przerabiany setki razy. Jednak to, w jaki sposób tę uniwersalną opowieść o dorastaniu, przyjaźni i komplementarnej naturze dobra i zła przedstawili twórcy Muppetów zasługuje na wspomnienie nawet dziś.
PC – nieodłączny element życia każdego z nas. Używają go praktycznie wszyscy: od pani w urzędzie, która bez niego i Pasjansa nie wyobraża sobie dnia pracy, poprzez „sweetashne” nastki buszujące po portalach społecznościowych, aż po graczy, dla których PC jest dodatkową albo (o zgrozo!) jedyną opcją zanurzenia się w świecie elektronicznej rozrywki. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo psioczyli na PeCety, jako maszyny do grania, to jednak ukazało się na nich kilka gier, które oprócz tego, że ostro kopią zady i lasują zawartość mózgoczaszki, to wydane zostały tylko na blaszaki (nie licząc dziwacznych konwersji). W związku z tym, że postawiłem sobie za zadanie dbanie o ogólną erudycję wśród graczy, niniejszym mam przyjemność przedstawić Wam listę gier, które pojawiły się (w głównej mierze) na PC i które powinny być „jazdą obowiązkową” każdego gracza.
Rzadko kiedy zdarza się, żeby w Hollywood, czy gdziekolwiek indziej na świecie, powstał dobry film bazujący na grze komputerowej. Jednak nawet jeśli gry mają być tylko częścią jakiegoś filmu to zazwyczaj średnio na tym wychodzą i dostają rolę rozrywki dla dzieci albo upośledzonych kulturowo mężczyzn, którzy psychicznie są na poziomie rozwoju 13-latka. Na szczęście pojawiają się też filmy, które potrafią z genialnej gry zrobić użytek i wkomponować ją w ciekawą historię. Taki przypadek mamy właśnie w wydanym w 2007 roku Reign Over Me.
JRPG – magiczny akronim, który w poprzednich generacjach konsol budził wiele ciepłych skojarzeń. Wszyscy zaczynali od Final Fantasy VII, znają serię Tales of i na dobre i na złe byli z serią Suikoden. Coś jednak w dobrze działającej japońskiej maszynie się popsuło gdy na rynku pojawiły się PlayStation 3 i Xbox 360. Fakt, na początku panowania drugiej konsoli Sony też jakoś super wesoło nie było, ale jednak biznes się kręcił. Jednak to co się dzieje teraz zaczyna nastrajać mało pozytywnie wszystkich wielbicieli gier RPG z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Narzędzia, którymi niesiemy zniszczenie w grach są różnej maści. Od popierdółkowatych pistolecików i nożyków, aż po zabawki naprawdę sporego kalibru. Pomyślałem więc sobie, że fajnie by było wyłuskać 10 broni, które naprawdę zapadły mi w pamięć – nie dla tego, że były niewiarygodnie skuteczne, czy fajnie wyglądały. Nic bardziej mylnego. Moje kryterium wyboru było bardziej prozaiczne. Po pierwsze: fajnie by było mieć taką zabawkę na czarną godzinę, a po drugie: musi być po prostu OSOM.
Weekend się rozpoczął, ale nauki nigdy za wiele. Zwłaszcza, gdy wykładowcą jest Gabe Newell – współzałożyciel i dyrektor zarządzający Valve Software (obecna wartość tej firmy może wynosić nawet 4 mld dolarów). Uczniowie Tippecanoe Valley High School podczas lekcji dotyczącej marketingu sportu i rozrywki mogli zadawać mu pytania, a także dowiedzieli się kilku naprawdę ciekawych rzeczy o biznesie (nie tylko growym).
Witam w kolejnym odcinku cyklu WTFG. Epizod 2.3 będzie ostatnim poświęconym Hideo Kojimie. Prześledzimy w nim pracę mistrza nad kontynuacją sagi Metal Gear Solid na PlayStation 2 i PlayStation 3, dowiemy się o wielkich robotach oraz udowodnimy, że Castlevania: Lords of Shaow nie była jego pierwszym spotkaniem z tematem pogromców wampirów. Na początku też chciałem zaznaczyć, że tym razem w tekście pojawią się spojlery - żeby nie było, że nie ostrzegałem zawczasu.
Shinichirō Watanabe to człowiek, który w kwestii japońskiej animacji zrobił ilościowo niewiele, ale jeśli już się za coś weźmie to robi to co najmniej bardzo dobrze. Watanabe reżyserską przygodę zaczął od świetnego technicznie Macross Plus, później był klimatyczny Cowboy Bebop (był emitowany w TVP Kultura!), a ostatni ważnym projektem było anime, które dziś chciałbym Wam polecić. Dziełem tym jest Samplujący Samuraj, czyli Samurai Champloo.