Witam Was w drugiej i zarazem ostatniej części mojego bardzo subiektywnego Top 10. Chciałbym z tej okazji wyjaśnić, że lista jest kierowana głównie do osób, które na elektroniczną rozrywkę patrzą przede wszystkim przez pryzmat konsol ostatniej i przedostatniej generacji. Starzy PCtowi wyjadacze, którzy wymęczyli dziesiątki klawiatur i myszek raczej nic odkrywczego tu nie znajdą. Drugą częścią zapewne niektórych z Was przyjemnie zaskoczę. Innych z kolei...no cóż - myślę, że serwis GOLa zapewni mi opiekę przed stalkerami. Spóźnialskich natomiast odsyłam do pierwszej części listy. Tak więc bez zbędnego przeciągania przejdźmy do przedstawienia pierwszej piątki.
Braid, wydany sierpniu 2008 na XBLA, a rok później na PC, Mac i PlayStation 3 stał się grą kultową. Według niektórych Braid był tym dla niezależnych gier, czym dla rynku filmowego był obraz Stevena Soderbergha pt. Seks, kłamstwa i kasety wideo. Jednakże nie o samej grze będzie dziś mowa, lecz o jej wyjątkowej ze wszech miar ścieżce dźwiękowej, która nie tylko wpłynęła na stronę wizualną gry, ale i pozwoliła zbliżyć się Braidowi do miana dzieła sztuki.
PC – nieodłączny element życia każdego z nas. Używają go praktycznie wszyscy: od pani w urzędzie, która bez niego i Pasjansa nie wyobraża sobie dnia pracy, poprzez „sweetashne” nastki buszujące po portalach społecznościowych, aż po graczy, dla których PC jest dodatkową albo (o zgrozo!) jedyną opcją zanurzenia się w świecie elektronicznej rozrywki. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo psioczyli na PeCety, jako maszyny do grania, to jednak ukazało się na nich kilka gier, które oprócz tego, że ostro kopią zady i lasują zawartość mózgoczaszki, to wydane zostały tylko na blaszaki (nie licząc dziwacznych konwersji). W związku z tym, że postawiłem sobie za zadanie dbanie o ogólną erudycję wśród graczy, niniejszym mam przyjemność przedstawić Wam listę gier, które pojawiły się (w głównej mierze) na PC i które powinny być „jazdą obowiązkową” każdego gracza.
Fachowcy od marketingu i reklamy miewają różne pomysły. Jednak czegoś takiego, co zaserwowali nam spece z Electronic Arts chyba jeszcze nie było. Idea całego przedsięwzięcia polega na tym, że niczego nieświadomym kobietom w średnim wieku pokazano najokrutniejsze fragmenty wyjęte wprost z rozgrywki w Dead Space 2. Zadaniem pań było szczere reagowanie na to, co widzą na monitorach. I chociaż reakcje biednych mam raczej zaskakujące nie są, to pomysł EA na kampanię reklamową owszem.
Technologia rozwija się w zastraszająco szybkim tempie. To, co kiedyś było high-endowym sprzętem dziś już, co najwyżej, możemy podziwiać w muzeach lub szkolnych salach informatycznych. Ludzi starszych wiekiem to zjawisko przeraża. Młodsi konsumenci natomiast przyswajają wszystkie nowinki w mgnieniu oka. Zastanawialiście się jednak kiedyś, co by się stało gdyby właśnie tym najmłodszym pokazać sprzęt sprzed 20-30 lat?
Boom na telewizję i gry 3D rozpoczął się na dobre. Sony promuje model telewizor+okulary (kosztowny i dla niektórych niewygodny), Nintendo w nadchodzącym 3DS udało się przedstawić stereoskopowe 3D za pomocą jednego ekraniku (jednak z pewnymi ograniczeniami). Na przeciw wszystkim tym problemom wyszedł pomysł pewnego tajemniczego jegomościa.
Już jakiś czas temu w sieci pojawił się filmik ukazujący jak wyglądałyby oldskulowe tytuły na poziomie super easy. Wizja, w której Space Invaders przybywają w pokoju, a w Tetrisie spada tylko „line piece”, zmusiła mnie do przemyślenia problemu poziomu trudności, który już nie raz był poruszany.