Dla wielu z nas Red Dead Redemption to najlepsza gra osadzona w realiach Dzikiego Zachodu jaka kiedykolwiek ukazała się na konsolach. Dopracowane dzieło mistrzów z Rockstar zapisało się w pamięci ciekawym światem, historią, charyzmatycznym bohaterem i oczywiście przemyślaną mechaniką. Oceny powyżej dziewięćdziesięciu punktów procentowych sypały się po premierze i nadal trafiają pod recenzje graczy nadrabiających zaległości. Pomimo wysokiej jakości RDR nie była jednak idealna. Miejsc do poprawy, dobrej zmiany czy kreatywnej rewolucji nie brakuje. Czym więc kontynuacja Red Dead mogłaby nas pozytywnie zaskoczyć? Oto subiektywna lista nowych elementów, które przyjąłbym z otwartymi ramionami.
Wyższy poziom trudności
Jedną ze słabości przygody Johna Marstona był bez wątpienia niski poziom trudności. W grze nieustannie przewijały się komentarze postaci na temat trudów życia na Dzikim Zachodzie i licznych niebezpieczeństw czyhających na życie podróżników. Nijak jednak nie przekładały się one na zabawę, bo uzbrojony po zęby John szybko zyskiwał odpowiednie narzędzia i środki, by bez większych kłopotów radzić sobie z kłopotami. Z setkami dolarów w portfelu, kieszeniami pełnymi środków medycznych i setkami sztuk amunicji do każdego z kilkunastu rewolwerów, pistoletów czy strzelb nie musiał za bardzo przejmować się atakami dzikich zwierząt czy bandytów. A tak chyba nie powinno być.
Red Dead 3aż prosi się o wyższy poziom trudności. O rzucenie graczom wyzwania – przetrwaj na Dzikim Zachodzie, gdzie niemal wszystko chce cię okraść lub zabić! Ile zyskałaby cała produkcja, gdyby wymusić liczenie amunicji i rozważanie każdego strzału, a także oszczędzanie pieniędzy i planowanie kolejnych zakupów? To mogłoby otworzyć pole do lepszego zastosowania pasków reputacji i honoru, bo gracz czasami musiałby zejść ze ścieżki prawa, by przeżyć i zarobić. Do tego wreszcie na wadze zyskałyby wszystkie dodatkowe prace i zadania, z polowaniem, zbieractwem i zabijaniem na zlecenie na czele.
Więcej bohaterów
Odróżnić kolejną odsłonę serii od słynnej poprzedniczki bez wątpienia mógłby też wybieg z wprowadzeniem do gry więcej niż jednego bohatera. GTAV wykorzystała ten patent fenomenalnie, oferując graczom świeże i niezapomniane doznania. W klimatach Dzikiego Zachodu ten system można by jeszcze bardziej rozwinąć. Stworzyć dwie różne osobowości, egzystujące po dwóch stronach barykady, wśród tych praworządnych i tych wyjętych spod prawa. Doprowadzić do sytuacji, gdy wzajemnie wpływają one nie tylko na otaczający świat, ale też na swoje losy. Postawić graczy w roli wrogów dla samych siebie.
Już Red Dead Redemption pokazał, że Rockstar nie ma problemów z kreowaniem ciekawych, intrygujących postaci. Wielu pobocznych bohaterów przygody Johna Marstona zostało wręcz zbyt słabo wykorzystanych i marnowało potencjał, który dawał scenariusz, ich projekt i gra aktorska. Dziki Zachód słynie z legend i ciekawych osobowości, które warto byłoby poznać. Daje ogromne możliwości, bo mniej lub bardziej honorowych rewolwerowców, stróżów prawa, zbirów, oszustów i łowców skarbów w XIX-wiecznej Ameryce nie brakowało. Każdy z nich mógłby stać się częścią nowej historii, bo nie musiałby jednocześnie brać na siebie ciężaru bycia samotnym głównym bohaterem gry. Zawsze też można by zastosować wybieg znany z nieco zapomnianego Shadow od Rome na PlayStation 2 i głównego bohatera historii „wesprzeć” dodatkowym herosem, którego losy poznaje się tylko co jakiś czas.
Powrót starych znajomych
Rzekoma mapa nowego Red Dead sugeruje, że akcja częściowo toczyć się będzie w znanym z Redemption regionie. Większość obszarów działań mają jednak tworzyć miejsca nieznane, nowe, świeże. Fanatycy serii zdążyli już dokonać analiz materiałów i wyciągnąć wniosek, że Rockstar zafunduje nam powrót do przeszłości, tworząc historię poprzedzającą znane losy Marstona. Prequel? To otwiera kolejne możliwości przed kontynuacją.
W trakcie Redemption twórcy odkryli tylko mały wycinek informacji na temat młodości Johna, jego działalności w gangu i szczegółów życia poza prawem. W niewielkim stopniu opowiedzieli o przeszłości rewolwerowca Landona Rickettsa, o trudach rodziny McFarlane’ów. Ci wszyscy dobrze kojarzeni bohaterowie w prequelu mogliby powrócić, nawet niekoniecznie w znaczących rolach. Małe wzmianki o ich wyczynach, przypadkowe spotkania sprawiłyby graczom mnóstwo radości i tylko zwiększyły immersję w cały świat. Umówmy się, kto nie zareagowałby z entuzjazmem na wieść, że w sequelu można spotkać ponownie Johna?
Więcej charakterystycznych questów
Nie sposób podczas podróży po Redemption nie zauważyć, że liczba pobocznych questów nawet nie zbliża się do tej ze Skyrima czy podobnych tytułów. Rockstar postawił na jakość i można być mu za to tylko wdzięcznym, bo dzięki temu nie było zanudzania graczy powtarzalnymi w kółko misjami „przynieść-podaj-pozamiataj”. Znakomicie jednak i w tym aspekcie RDR nie wypadła, bo mimo wszystko zapadających w pamięć side-questów było niewiele. Kontynuacja powinna zaoferować więcej ciekawych doznań i możliwości, a najlepszym wzorcem dla niej powinny być misje z domorosłym lotnikiem („Deadalus and Son”) i kanibalem („American Appetites”). Na tyle atrakcyjne, że sprawnie odwracające uwagę od głównej osi fabularnej, wykorzystujące dobrze mechanikę gry i pozwalające lepiej poznać wykreowany świat Dzikiego Zachodu. Więcej takich pobocznych historii na pewno ucieszyłoby każdego fana serii, zwłaszcza, że Rockstar potrafi je projektować i grać na emocjach.
Opcje rozwoju postaci
Nie da się ukryć, że Red Dead Redemption nie miał specjalnie udanego systemu rozwoju postaci. Paski reputacji i honoru rosły i spadały sobie gdzieś w tle, skilli uczyliśmy się bardziej przypadkowo i z doskoku, a do tego bez specjalnej potrzeby. Przebieranie Johna też miało głównie znaczenie estetyczne i stanowiło raczej ciekawostkę. Współcześni gracze często narzekają, że elementy RPG są niepotrzebnie pakowane przez twórców do gier, które ich totalnie nie potrzebują. Red Dead 3 wydaje się jednak elementów rozwoju postaci wyraźnie domagać. Przy takim rozbudowaniu świata i długości gry samo oferowanie coraz lepszych gnatów nie wystarczy, by utrzymać ciekawość na jednym, wysokim poziomie. Rockstar powinien pomyśleć o mocniej wpływających na rozgrywkę dodatkowych umiejętnościach, których uczenie się i trenowanie miałoby naprawdę sens. Może rozważyć opcję zwiększania statystyk głównych bohaterów lub odblokowywania przez nich konkretnych zdolności w miarę progresji i wykonanych misji? Wielu osobom w drugiej połowie przygody Johna Marstona na pewno takich nowych atrakcji brakowało. Główny bohater zbyt szybko stawał się maszyną do zabijania, a kolejne misje zaczynały wydawać zbyt podobne do siebie pod względem wymaganych wobec gracza czynności. Pojawienie się dodatkowych zdolności mogłoby dać grze zawsze mile widzianą opcję wykonania danego zadania na kilka sposobów. A to coś nie do przecenienia.
Opcje dialogowe
Pozostając przy elementach RPG-owych, które mogłyby stanowić w Red Dead 3 wartość dodaną, nie sposób nie wspomnieć o opcjach dialogowych. Od razu odrzućmy założenie, że mogły być równie nieudane, co w Falloucie 4 i przyjmijmy, że Rockstar zna się na robocie i stworzy naprawdę znaczące wybory w dobrze napisanych rozmowach. To na pewno opcja dyskusyjna, bo dla wielu takie wpływanie na kształt rozmów stanowi przeszkodę w odpowiednim budowaniu przez twórców charakteru postaci. Tworząc różne wersje dialogów, odbierają oni sobie szansę na wykreowanie bohatera o danych przywarach i cechach charakterystycznych, postaci bardziej ludzkiej. Graczom jednak otwierają furtkę na tworzenie herosa bliższego własnym wyobrażeniom. Rockstar mógłby pójść tutaj na pewien kompromis i zaoferować mniejszą liczbę wyborów lub ewentualnie dać je tylko podczas historii pobocznych. Na pewno jednak ciekawie byłoby posłuchać większej liczby tak dobrze nagranych rozmów, jak w Redemption.
Tworzenie własnego gangu
Miksując elementy z różnych gier, twórcy mogliby w Red Dead 3 pokusić się o powtórzenie manewru z GTA: San Andreas. Wątek posiadania własnego gangu i walki o terytorium idealnie pasuje do klimatów Dzikiego Zachodu i oferuje dodatkowe możliwości zabawy. Planowanie napadów, tak świetnie zrobione w GTAV, na miasteczkowe banki czy dyliżanse, rywalizowanie z przestępczą konkurencją i stróżami prawa – na papierze wygląda to więcej niż ciekawie. Chyba każdy, kto wraz z Johnem atakował kryjówkę gangu Bollard miał przez chwilę myśl, że sam mógłby się pobawić w tworzenie takiej kryminalnej organizacji czasów Dzikiego Zachodu. Werbowanie nowych członków, szkolenie ich, dbanie o rozwój grupy i zapasy – ileż to dodatkowych godzin zajęcia dla spragnionych tego typu rozrywki w takich, z rzadka wykorzystywanych w grach, klimatach.
Złudne marzenia? Beznadziejne pomysły? A może genialne rozwiązania? Każdy z opisanych elementów mógłby zmienić Red Dead 3 i dodać grze kolorytu. Rockstar tradycyjnie pewnie pójdzie własną ścieżką i wracając na Dziki Zachód znowu spróbuje zachwycić graczy i pokazać konkurentom miejsce w szeregu. Macie własne wizje kontynuacji słynnej serii? Podzielcie się w komentarzach. A jeśli podoba się Wam ten przygotowany przeze mnie materiał, polubcie Gralingrad na Facebooku i Twitterze, by nie przegapić innych felietonów, opowiadań czy recenzji.