Tydzień po premierze - spoilerowa recenzja The Defenders na Netfliksie - fsm - 28 sierpnia 2017

Tydzień po premierze - spoilerowa recenzja The Defenders na Netfliksie

Wszyscy, którzy naprawdę na ten serial czekali, już go obejrzeli. Zapowiadane od kilku lat spotkanie czterech "małokalibrowych" superbohaterów - Daredevila, Jessiki Jones, Luke'a Cage'a i DANNY'EGO RANDA, NIEŚMIERTELNEGO IRON FISTA, OBROŃCY KUNLUN, stało się ciałem. Osiem odcinków The Defenders zapewniło mi sporo zabawy, ale nie obyło się bez kręcenia nosem. Wy swoją opinię na pewno już macie wyrobioną. Chcecie poznać moją? Zapraszam!

Wszystkie ekranowe wykwity (duże i małe) z logo Marvela bardzo lubię i jestem im w stanie sporo wybaczyć. Obejrzałem chyba wszystko, co było do obejrzenia, podobnie jak wielu z Was. Im dłużej filmowe uniwersum trwa, tym większe robią się oczekiwania. Wszak wszystko już widzieliśmy. A może pojawia się zmęczenie i znudzenie? Wszak wszystko już widzieliśmy... Po premierach czterech solowych seriali finansowanych przez Netflix, można pokusić o kilka spostrzeżeń. Złoczyńcy na małym ekranie są ciekawsi niż ci na dużym. Niedostatki budżetowe można przykryć rozbudowaną fabułą i małym kalibrem fabularnego zagrożenia (choć czasami niedostatków budżetowych przykryć się nie da). Historie osadzone w normalnej rzeczywistości robią lepsze wrażenie niż te, ocierające się o fantastykę.

The Defenders kontynuuje najważniejsze wątki zasygnalizowane w Daredevilu (głównie w sezonie 2) i Iron Fiście. Innymi słowy, fabuła stawia na wspomnianą powyżej fantastykę, zamiast solidną uliczną gangsterkę. To jest minus, ale nie był on dla mnie dyskwalifikujący. Mimo swoich wad, drugie spotkanie z Daredevilem i jego walka z Ręką zapewniły mi mnóstwo frajdy. Nawet najsłabszy z całej serialowej rodziny Iron Fist starał się rozbudować uniwersum i dać mu miejsce na dalszy rozwój (choć pewna doza siły tego serialu niestety nie leżała w postaci DANNY'EGO RANDA, NIEŚMIERTELNEGO IRON FISTA, OBROŃCY KUNLUN i jego misji, ale w Wardzie i jego toksycznym związku z ojcem). Fabuła The Defenders chwyciła wątek organizacji Ręka i ich pragnienia kontrolowania wszystkiego ze śmiercią na czele i pociągnęła go dalej.

Pogodziłem się z tym faktem dosyć szybko, choć zdecydowanie wolałbym ujrzeć dalszy ciąg planu Wilsona Fiska. To jednak nastąpi najwcześniej przy okazji premiery Punishera albo nawet trzeciego Daredevila. Mamy więc mistycyzm, nieśmiertelność i inne opowieści rodem z Kunlun. Ale zanim fabuła nabierze pełnego rozpędu, musimy na nowo zakolegować się z naszą dzielną czwórką. Matt Murdock próbuje nie być Daredevilem i pomagać ludziom tylko na sali sądowej. Jessica Jones stara się nie brać nowych spraw, ale jak zwykle one same ją znajdują i będzie musiała przeprowadzić kolejne śledztwo. Luke Cage wyszedł z więzienia, wypił kawę z Claire i buja się po Harlemie otoczony szacunkiem oraz znowu niesie pomoc swym braciom. No i jest jeszcze DANNY RAND, NIEŚMIERTELNY IRON FIST, OBROŃCA KUNLUN goniący za sługusami Ręki po całym świecie, by w końcu wrócić do Nowego Jorku, bo tu ma czekać ostateczny pojedynek.

Jak na tak krótki serial, dosyć długo zajmuje scenarzystom znalezienie pretekstu, by herosi się spotkali. Wychodzi to jednak zgrabnie i zupełnie nie zgodzę się, by pierwsze 4 odcinki (te zrecenzowane przedpremierowo na wielu portalach) były niskich lotów, a oglądanie ich wywoływało niekontrolowane ataki ziewania. Trzeba było na nowo ustawić pionki na planszy, bo - jak się dowiedziałem z internetu - niewielu jest użytkowników Netfliksa, którzy obejrzeli wszystkie 4 superbohaterskie seriale i teraz z pełną premedytacją biorą się za Defenders. Zazwyczaj widzieli jedną, może dwie produkcje i teraz chcą znowu ujrzeć któregoś ze swoich faworytów. Możemy bardzo chcieć, by wszystkie seriale były robione pod fanów, ale Netflix to biznes, a biznes musi sprzedać swój produkt możliwie największej widowni. Stąd potrzebne są kompromisy.

Na szczęście już pod koniec drugiego odcinka ścieżki bohaterów się przecinają, a odcinek trzeci wymusza współpracę w ogniu walki (znana ze zwiastunów korytarzowa bijatyka w wieżowcu Midland Circle jest zacna). Później ciągle dobrze się to ogląda - ze wskazaniem na interakcje między naszymi ulubionymi bohaterami - aż do ujawnienia tego, co chcą wydobyć szefowie Ręki z dna wielkiej dziury w sercu Manhattanu. Wszystkie fabularne puzzle do siebie pasują i jedno wynika z drugiego, ale finałowy obrazek nie ma mocy godnej kilkuletniego oczekiwania (a w kilku aspektach jest po prostu durnowaty). Innymi słowy Defenders jest najlepsze od drugiego do siódmego epizodu.

Najbardziej byłem ciekawy tego, jak zmieni się postać DANNY'EGO RANDA, NIEŚMIERTELNEGO IRON FISTA, OBROŃCY KUNLUN, który w swoim osobistym serialu był momentami dosyć irytujący. Chłopak wyszedł na prostą, ale nadal jest najsłabszym ogniwem zespołu. Zarówno podczas walki (ach, jak łatwo wyłączyć t płonącą pięść!), jak i podczas zwykłych interakcji, kiedy arogancja i przeświadczenie o swojej wyższości aż się wylewa z ekranu... DANNY RAND, NIEŚMIERTELNY IRON FIST, OBROŃCA KUNLUN wypada najlepiej podczas rozmów z Luke'iem - w dojo, gdy panowie spotykają się pierwszy raz po starciu w alejce i podczas kolacji w chińskiej restauracji. Z kolei Luke Cage jest tym samym dobrym wujkiem, który nie chce się pakować w kłopoty i myśli o maluczkich, Jessica Jones nadal nie stroni od alkoholu i ma wszystko gdzieś, ale w krytycznej chwili potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji, zaś Matt Murdock przez cały czas próbuje pogodzić się z faktem, że jest Daredevilem i nie może się tej części swej osoby pozbyć (no i nadal trochę wzdycha do Karen, a jeszcze bardziej wzdycha do Elektry). Wszystko po staremu, każdy z bohaterów dostaje solowy kawałek Defenders tylko dla siebie, a potem już jakoś leci.

Jest jeszcze druga strona medalu - Ręka. Okazuje się, że groźna Madame Gao nie jest wcale na szyczcie łańcucha pokarmowego, podobnie jak Bakuto czy dwóch nowych panów - Murakami i Sowande. To Alexandra, przywódczyni Ręki, jest naprawdę groźna, a grająca ją Sigourney Weaver ma okazję zapisać się w pamięci widzów. Co prawda ani razu nie okazuje się tak ciekawa jak Kingpin czy Kilgrave, ale jej pierwsze dialogi z Gao były dla mnie małą ucztą. No ale chyba wszyscy zgodzimy się, że taka Ręka to nie jest już straszna Ręka, a ultra-potężne Czarne Niebo, przyzwane by zniszczyć wszystkie przeszkody na drodze do nieśmiertelności, okazało się trochę "meh". Emocjonalny ładunek konfliktu jest obecny, zagrany jest wiarygodnie, ale ogólne wrażenie tej wielkiej walki blednie w starciu np. z krwawą zemstą Franka Castle'a, którą tak przekonująco pokazał nam Jon Bernthal.

Złego słowa natomiast nie powiem o kolorystycznej kompozycji większości scen, idealnie dopasowanych do występujących w nich postaci. Sceny Daredevila są skąpane w czerwieni, Jessica Jones ma kadry zimne, niebieskie, Luke Cage to sepia i żółte barwy, zaś DANNY RAND, NIEŚMIERTELNY IRON FIST, OBROŃCA KUNLUN korzysta z odcieni zielonego. Później umiejętnie łączono kolorystyczne zestawy (dodatkowo podkreślając biel jako główny kolor Alexandry) i gdyby tylko montaż niektórych scen walki dorównywał temu, z jaką pieczołowitością przygotowano scenografię i stroje, byłoby idealnie. Ale chyba już większość wie, że Finn Jones wybitnym karateką nie jest, więc muszą mu pomóc montażyści, skoro scenarzyści nadal nie chcą mu dać maski (ale dużo wskazuje na to, że się to zmieni przy najbliższej możliwej okazji).

Przetrwałem starcie z The Defenders. 8 odcinków minęło szybko i przyjemnie. Jak na pierwsze tak intensywne połączenie różnych seriali w jedną całość, wyszło sprawnie i strawnie. Drugi sezon Daredevila jest absolutnym zwycięzcą jeśli chodzi o popularność w ciągu pierwszych 30 dni od premiery (a na kolejnych miejscach są pozostałe seriale z superbohaterskiej rodziny i jeden rodzynek w postaci 13 powodów) - ciekawi mnie, jak poradzą sobie Obrońcy. Twórcy postawili sobie zadanie przyciągnięcia na 8 godzin seansu widownię z różnych stron, co nigdy nie jest łatwe. Dlatego Defenders wyglądają tak, jak wyglądają. Na pewno mogło być dużo gorzej (dużo lepiej też, ale przecież nie każdy serial może być pierwszym sezonem DD). Po przemyśleniu całości wystawiam solidne 7 na 10*. Pozostanę wiernym widzem i dalej będę robił Netfliksowi dobrą statystykę.

* Dla porównania: Daredevil 1 - 9/10, Daredevil 2 i Jessica Jones - 8/10, Luke Cage - 7,5/10 (wątek Cottonmoutha 9/10, wątek Diamondbacka 6/10), Iron Fist - 6/10.

fsm
28 sierpnia 2017 - 21:47