Luke Cage - drugi sezon lepszy pod prawie każdym względem - fsm - 3 lipca 2018

Luke Cage - drugi sezon lepszy pod prawie każdym względem

Netflix jaki jest, chyba każdy widzi. Ilość wygrywa w starciu z jakością, ale gdy trafi się na coś fajnego, to uśmiech satysfakcji nie schodzi z twarzy. Superbohaterskie seriale tworzone w ramach Marvel Cinematic Universe są w obu kategoriach - jest ich dużo, nie wszystkie są super, ale niektóre zasługują na wielkie uznanie. W tym roku dostaliśmy drugi sezon Jessiki Jones (który wypadł gorzej od pierwszego), a niedawno pojawił się nowy Luke Cage. I co?

I lekcje odrobione! Pierwsze spotkanie z Luke'iem Cage'em dla wielu było przeżyciem słodko-gorzkim. Połowa sezonu z wyśmienitym Cottonmouthem była chwalonym, świeżym spojrzeniem na to małe uniwersum bohaterów, ale gdy na ring wszedł Diamondback zrobiło się słabo. Druga seria powstawała chyba z myślą o tych, którzy najbardziej narzekali na S1, bo niemal wszystko zostało poprawione.

Historia

Serial kontynuuje krucjatę o duszę Harlemu. Wszystko jest mocno osadzone w rzeczywistości i całkiem blisko tej historii do wątku Kingpina z pierwszego Daredevila. Magii jest tu jak na lekarstwo i jeśli tylko narzekaliście na nieśmiertelnych ninja i złą Rękę, to tu możecie odetchnąć pełną piersią. Historia z jednej strony skupia się na pomału zmieniającym się pod wpływem sławy Luke'u, zaś z drugiej - na szerszym, gangsterskim motywie z Mariah Dillard Stokes na czele.

Złoczyńcy

W tym sezonie Luke znowu ma dwóch przeciwników. Mariah Dillard Stokes to oponent ze świata gangsterskiego, zaś Bushmaster stoi po stronie ludzi z mocami. Tworcy dali obu tym postaciom mnóstwo czasu ekranowego, co pozwoliło pokazać je w ciekawym świetle. Niby źli, ale nie do końca. Szczególnie Bushmaster. Dostajemy mnóstwo czasu na zrozumienie ich motywacji, dzięki czemu ich konflikt z Luke'iem jest jeszcze ciekawszy. Dodatkowy plus za coraz lepszego Shadesa.

Akcja

Wszyscy powinni się już przyzwyczaić, że żaden marvelowy serial nie dorówna rozmachem filmom i naprawdę efektowne sceny można policzyć na palcach jednej żelaznej pieści. Największą siła pozostają perfekcyjnie zainscenizowane sceny w rodzaju tej zamykającej drugi odcinek Daredevila. Serial Luke Cage w drugim sezonie trochę bardziej stawia na superbohaterstwo - walki są lepiej nakręcone, jest ich więcej, Luke przestał tylko rzucać ludźmi o ściany, znalazło się też miejsce na kilka podkręconych przez CGI momentów. Wygląda to bardzo solidnie.

Danny Rand i reszta uniwersum

Ta seria przygód Power Mana śmielej sięga do szerszego uniwersum. Jessica Jones pozostała niemal zupełnie oderwana od reszty, bohaterowie LC zaś często wspominają o postaciach z pozostałych seriali, jest kilka gościnnych występów i jest Iron Fist. Po średnim solowym serialu i tylko trochę lepszym występie w Defenders, wielu spisało Danny'ego Randa na straty. Tymczasem jeden, jedyny odcinek z Randem "na ficzuringu" daje wielką nadzieję, że nowy sezon Iron Fista będzie zdecydowanie lepszym dziełem, a Nieśmiertelny Iron Fist, Obrońca K'un-L'un i Zaprzysięgły Wróg Ręki wróci do łask widzów.

Styl i muzyka

Jednym z mocniejszych atutów poprzedniej serii był rewelacyjny soundtrack i niepowtarzalny styl czarnej kultury. Miło mi donieść, że drugi sezon pod tym względem nie ustępuje poprzednikowi. Nawet moja niechęć do reggae (a Jamajczycy są bardzo dużą częścią nowej fabuły) nie okazała się an tyle duża, by nie docenić muzyki. Do tego dochodzą świetne występy w klubie Harlem's Paradise (m.in Gary Clark Jr. i Rakim), śpiewny jamajski akcent i ten niepowtarzalny luz. King Kong ain't got shit on this!


Drugi sezon Luke'a Cage'a ma jedną, istotną wadę. Taką samą, jak wszystkie inne seriale z tej grupy. Jest za długi. Rozwój fabuły często bywa hamowany przez głupie decyzje bohaterów, albo wciskane nieco na silę wątki obyczajowe. Poza tym jednak wszystko okazało się zaskakująco dobre. Jestem teraz bardzo ciekawy dalszego rozwoju postaci Luke'a (a możliwości są ogromne) i możliwości kolejnych międzyserialowych spotkań. Oby tak dalej!

fsm
3 lipca 2018 - 14:29