Smutno mi było żegnać się z najnowszą odsłoną God of War, ale po ciężkim boju z najpotężniejszą walkirią w grze i bodaj najtrudniejszym bossie, z jakim mierzyłem się w całej serii, zobaczyłem najcenniejszy puchar w tej siekance, stanowiący piękne podsumowanie mojej miesięcznej przygody z Kratosem oraz jego synem i pożegnałem się z ta wspaniałą produkcją.
To moja trzecia platyna w grach z tej serii zdobyta w tym roku i wiecie co? Nie mam dość.
Dlatego w ten weekend wracam do God of War III po kilku latach i tym razem zrobię w nim wszystko, na co pozwolą mi moje skromne umiejętności manualne.
Moment, gdy kończę jakąś dobrą grę zawsze wiążę się z koniecznością wyboru produkcji, która zajmie mnie na jakiś czas, więc w tym celu zamierzam sprawdzić w ten weekend coś z następujących tytułów: Dark Souls III, Borderlands 2 GOTY, Warhammer 40000: Space Marine, legendarna już Radiant Historia oraz Crysis 2.
Grową ruletkę uważam za rozpoczętą. Nie chcę w nią grać sam, więc przyłączcie się do mnie i dajcie znać w co gracie w weekend? Na kogo wypadnie, na tego bęc.
Dark Souls III (PS4, From Software, 2016r.)
Wróciłem do Dark Souls III celem zrobienia ukrytego zakończenia i już poczyniłem w tym celu pewne kroki, ale idąc w stronę Katedry Głębin spotkałem jakiegoś dziwaka i trafiłem do malowanego świata skąpanego w śniegu.
Tym oto sposobem znalazłem się w dodatku tej japońskiej produkcji pt. Prochy Ariandel. Przywitała mnie w nim wielka śnieżyca, jacyś sługusi chowający się za drzewami i atakujący mnie przy każdej sposobności przy użyciu broni do walki wręcz i ognia. Czasem ciężko ich dostrzec w tak niesprzyjających okolicznościach, ale jakoś dałem radę pokonać ich wszystkich w okolicy. Gdy tylko poszedęłm dalej następiło śnieżne tąpnięcie i znalazłem się w potrzasku. Nie mogąc wrócić do pobliskiego ogniska, zostałem zmuszony do odpierania ciągłych ataków wilków, które zanim przystąpiły do szturmu wezwały posiłki swoim wyciem. Może i jeden z nich nie stanowi zbyt wielkiego zagrożenia, ale już stado atakujące mnie z każdej strony to nie przelewki i omal nie wyzionąłem ducha w sytuacji, gdy byłem atakowany bezpardonowo z każdej możliwej strony, nie mając zbyt wiele czasu na leczenie swoich utraconych sił.
Na domiar złego drzewa stanowiące integralną część tej sennej i bajkowej scenerii okazały się potworami naśladującymi florę, czekając jedynie na dogodny moment do zaatakowania nieostrożnego śmiałka.
Na całe szczęście gdy zaczynało mi już brakować estusów, to wróciłem do ostatniego ogniska, uzupełniłem zapasy a po wcześniejszym zdobyciu cennego doświadczenia starałem się nie walczyć ze zbyt dużymi grupami przeciwników.
Wziąwszy pod uwagę fakt, że gram czarodziejem kilka razy udało mi się zaskoczyć wilki, które nie zdążyły wezwać swoich towarzyszy i udało mi się dotrzeć do kolejnego ogniska, przy którym jest rozwidlenie dróg.
Jedna z nich prowadziła do zamku. Aby tam dotrzeć musiałem przejść jedynie przez znajdujący się nieopodal most. Nie wiem jeszcze jaki cel ma rezydująca tam kobieta, ale po tym jak otrzymałem od niej pierścień dający odporność na mróz postanowiłem dalej jej nie niepokoić i udałem się w drugą stronę.
Po lewej stronie od wspomnianego przed chwilą ogniska znajduje się wąska górska ścieżka prowadząca do pobliskiego bagna. Wolałem nie ryzykować walką w zwarciu ze znajdującym się tam tałatajstwem, więc pewny siły swojej magii rozprawiłem się ze wszystkimi przeciwnikami po czym przeszedłem się przez wyrwę w murze i omal nie zginąłem.
Potwór, który zeskoczył ze znajdującego się w pobliżu kamiennego mostu był straszny. Wyglądał bardzo niepozornie, ale gdy raz poraz zaczął unikać moich czarów i robić piruety swoimi szponami miałęm go serdecznie dość. Gdybym nie zauważył, że najlepszym momentem na jego zaatakowanie go zaklęciem ofensywnym jest chwila jego ataku, to na pewno bym tam zginął. Na całe szczęscie zanim udałem się tam ponownie odpowiednio przygotowałem się do naszej kolejnej konfrontacji i tym razem poszło mi z nim zdecydowanie łatwiej.
Moją nagrodą za ten wysiłek okazało się kolejne ognisko, umiejscowione w samej wiosce. Jestem bardzo ciekaw co będzie dalej i zamierzam się tego dowiedzieć w ten weekend.
Borderlands 2 GOTY (PS3, Gearbox Software, 2012r.)
Brak jakejkolwiek informacji odnośnie nowej gry z serii Borderlands na tegorocznym E3 bardzo mnie rozczarował. Mam jednak znajomego, który ciągle gra w pierwszą albo w drugą odsłonę tej szalonej krzyżówki fpsa oraz rpga i choć nie potrafi zbyt dobrze mówić po angielsku, to doceniam to, że wita mnie prawie każdego dnia, gdy jestem zalogowany na PSNie. Jak się okazuje nie każdy człowiek spotkany w sieci to troll. Kto by pomyślał?
Powrót do pierwszej odsłony Borderlands w celu zaliczenia wszystkich dodatków oceniam bardzo pozytywnie. Mogliście zresztą poczytać na ten temat w poprdzenich odcinkach W co gracie w weekend?. W ten sposób dowiedziałem się m.in. skąd wzięła się ta cała Athena.
Tym razem zamierzam zrobić to samo, ale w drugiej części gry wyprodukowanej przez Gearbox. Nie popełniłem tego samego błędu co przy jedynce i nie kupiłem wersji amerykańskiej niekompatybilnej z moimi europejskim sejwem.
Czarny Wilk dał mi cynk i kupiłem ten tytuł za śmieszne pieniądze. Gdy Sony udostępniło Borderlands 2 w ramach Playstation Plus, to tak je męczyłem, że odszedłem od nich, gdy zobaczyłem informację o zdobyciu platyny. Wycisnąłem sporo z kolejnej opowieści o poszukiwaczach skarbca. Dlatego ciesze się, że tym razem mogę wykorzystać swojego przekoksowanego gunzerkera na pięćdziesiątym poziomie i cieszyć się tym, co mają do zaoferowania dodatki już od samego początku.
Pierwszy z nich jest utrzymany w klimatach pirackich, a że łykam takie klimaty jak przysłowiowy pelikan, to wiem, że z pewnością przypadnie mi on do gustu, tym bardziej, że celem gracza w tym rozszerzeniu jest odnalezienie pirackiego skarbu a jedną z pierwszych spotkanych postaci jest pewien dziwak, którego widziałem już przy okazji ogrywania Tales from the Borderlands.
Warhammer 40000: Space Marine (PS3, Relic Entertainment, 2011r.)
Warhammer 40000: Space Marine nie jest najpiękniejszą grą ubiegłej generacji, ale zawsze mi się podobało połączenie tej siermiężnej strzelaniny trzecioosobowej z walką wręcz. To niebyt częsty mariaż w grach wideo a tutaj masakrowanie orków sprawiło mi wiele radości w czasach, gdy ów tytuł trafił do Playstation Plus. Udało mi się go ukończyć kilka lat temu. Sprawdziłem wtedy nawet tryb dla wielu graczy, w którym rozegrałem kilka spotkań.
Gdy wspólnie z Frosztim graliśmy w Battlefielda 3 i Call of Duty: Modern Warfare 2 jakiś czas temu zachodziliśmy w głowę w co by tu później pograć? Ktoś rzucił temat Warhammera, więc byłem w ciężkim szoku, gdy dowiedziałem się, że producent (lub wydawca) tej produkcji usunął z PS Store przepustkę sieciową odblokowującą mozliwość zdobycia poziomu wyższego niż piąty i to pomimo tego, że sama gra dalej jest dostępna w cyfrze. Pozostało mi jedynie zgodzić się z nim, że to absurd.
To było jakiś czas temu. Nie miałem zamiaru wracać do tego mikstu hack'n'slasha i tpsa, w którym można się wyżyć na orkach po ciężkim dniu pracy nie gorzej niż w grach opowiadających o losach Ducha Sparty, ale kilka dni temu zaczepił mnie jakiś nieznajomy gracz, pytając czy nie chciałbym z nim pograć w Space Marine. Jasne, że mogłem mu odpowiedzieć opryskliwie, że nie mam czasu albo, żeby poszukał jeleni gdzie indziej, ale skoro trafiła się pierwsza szansa na powrót do tej produkcji sprzed lat, to czemu miałbym sobie odmówic takiej przyjemności?
Wypytałem go o wszystkie szczegóły dotyczące tego jakie ma plany odnośnie mojej osoby, o to do czego jestem mu potrzebny a on zaczął mi przedstawiać jakieś referaty na temat tego jak zdobywać poszczgólne trofea i ile osób jest nam potrzebnych do realizacji jego propozycji.
Kogo to w ogóle obchodzi?
Sprawdziłem czy mam jeszcze tą gre na liście tytułów do pobrania. Okazało się, że wciąż tam widnieje a obok niej znajduje się przepustka sieciowa. Sciągnąłem grę, pobrałem Elite Passa, zainstalowałem aktualizację i napisałem do mojego nowego kolegi, że przecież możemy sprawdzić tą pozycję we dwóch, czekając na dzień, w którym zaplanował sesję z wiekszą ilością graczy. Nie mam pojęcia kiedy to nastąpi, ale chciałem z kimś pograć w Warhammera, który nie jest pewnie nawet ceniony wysoko wśród fanów tego uniwersum, którzy nieraz mieli przecież do czynienia ze świetnymi strategiami opartymi na tej licencji.
Jak wszystko dobrze pójdzie, to nawet Froszti z nami pogra. Byłoby to na pewno niezapomniane doświadczenie.
W tej grze jest co robić a trofeum za zabicie 40000 przeciwników w dowolnych trybach gry, to nic innego jak wariactwo porównywalne z Na Poważnie (osiągnięcie polegające na zabiciu 10000 tysięcy graczy), które sprawiło, że grałem kiedyś w pierwszą odsłonę Gears of War przez ponad osiem miesięcy dzień w dzień i nigdy nie zapomnę o tym, jak się wtedy wspaniale bawiłem z Xboxem 360, którego przecież kupiłem dla gry Epic Games. Fortnite'a nie chcę nawet za darmo.
Radiant Historia (NDS, Headlock + Atlus, 2011r.)
Choć nie piszę o Radiant Historii w każdym odcinku w co gracie w weekend tak jak sobie obiecywałem, to i tak robię dalsze postępy w tym przenośnym jrpgu o podróżach w czasie. Nie są one jakoś specjalnie duże, ale każdy kolejny krok przybliżający mnie do finału tej opowieści uważam za sukces.
Przejście The World Ends With You, jednej z moich ulubionych gier na NDSa, zajęło mi prawie cztery lata, ale liczy się przecież fakt jej ukończenia a nie to, ile mi to zajęło. Im dłużej gra się w tytuł, który sprawia frajdę, tym dłużej można się nim cieszyć. Prosta dedukcja. Zawsze jest to szansa, żeby delektować się dłużej piękną ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Yoko Shimomurę.
Jak już wspominałem, historia na jednej linii czasu została zablokowana ze względu na brak jakiejś zdolności, która uniemożliwia mi dogadanie się z wojowniczymi gutralami. Dlatego też musiałem udać się do tytułowej Historii, łaczącej ze sobą światy. Użyłem w tym celu Białej Kroniki, która została mi podarowana na samym początku tej intrygującej historii pełnej polityki, podstępów, zdrady, dumy, nienawiści, przyjaźni i miłości.
Udało mi się przegonić armię Diasa dzięki skoordynowanemu atakowi mojej drużyny oraz niewielkich sił najemnych pod dowóddztwem Garlanda, co stworzyło mi sposobność dotarcia do Forgii, w której mieszkają nieustraszeni gutrale. Jeden z nich zaproponował mi współpracę w wojnie z Granorgiem i odsunięcie despotki Protei od władzy, lecza zanim do tego dojdzie muszę najpierw przeżyć pewien niebezpieczny rytuał w pobliskich ruinach.
Muszę popisać się tam swoim bohaterstwem, bo jest to jedyny sposób na otrzymanie znaku stanowiącego świadectwo akceptacji ze strony wojowniczej rasy, co będzie moją furtką do dalszych postępów fabularnych.
W międzyczasie odnalazłem wielkiego mistrza sztuk walki, u którego mogę uczyć Stocke'a, Eruci i Aht nowych umiejętności zapisanych na zwojach rozsianych po całym świecie gry. Nie jest to aktywność z wątku głównego, ale lepiej umieć więcej w walce niż mniej.
Podróżując do wspomnianych ruin między głównymi bohaterami wywiązała się dyskusja dotycząca przyczyn zaprzestania wykonywania uroczystości mających na celu powtrzymania procesu upustynnienia, który grozi zagładą całego świata. Eruca wyjaśniła, że jej macocha, Protea, nie może wykonawać takich obowiązków, gdyż tylko członkowie rodziny królewskiej, mogą się tym zajmować.
Rozmowa utkwiła w martwym punkcie, gdy okazało się, że ojciec Eruci nie dopełnił swoich obowiązków, ponieważ do prawidłowego przebiegu tej uroczystości wymagana jest ofiara. To właśnie wtedy do dyskusji wplątała się Aht, która nie została wzięta za poważnie, ale bystra księżniczka z Granorgu zaczęła podejrzewać, że jej koleżanka może wiedzieć coś o tym, co się stanie z osobą, która wbrew wszystkiemu zdecyduje się na wykonanie tej uroczystości w pojedynkę.
W trakcie tej dyskusji bardzo zaimponował mi protagonista, który stwierdził, iż owa uroczystość to jedynie półśrodek bez względu na to, czyja dusza zostanie użyta w jej trakcie, bo ostatecznie wszystko kończy się na tym, że proces upustynnienia świata zostaje jedynie odroczony w czasie, a trzeba przecież pozbyć się przyczyny tego kataklizmu środowiskowego a nie przeciwdziałać jego skutkom.
Co będzie dalej, jeszcze nie wiem, ale możecie być pewni, że dam Wam znać o swoich postępach w fabule Radiant Historii za jakiś czas na łamach tego cyklu.
Niech zagra muzyka.
Crysis 2 (PS3, Crytek, 2011r.)
Na początku października tego roku Electronic Arts ostatecznie zamknie serwery w drugiej odsłonie Crysis 2, więc zamierzam wykorzystać pozostały czas, żeby spędzić ostatnie chwile z innymi graczami w tym tytule. Nie ważne czy pomogę innym z trofeami lub będę walczył z nimi na poważnie, każda z tych opcji jest mi na rękę.
Lubię tryb dla wielu graczy w Crysisie 2 i fajnie jest od czasu do czasu powalczyć z innymi pozostając w ukryciu po odpaleniu trybu maskowania kombinezonu lub zrobienie z siebie prawie niezniszczalnego wojownika po użyciu trybu pancerza, dzięki któremu możemy brać udział w dłuższej wymianie ognia z innymi graczami.
Odblokowywanie nowego wyposażenia, grzebanie przy wyborze konkretnych zdolności naszego kombinezonu i dopasowywanie dodatków do broni to coś, co misie lubią najbardziej.
Zamierzam grać w Crysis 2 nie tylko w ten weekend, ale również i w kolejne. Najlepiej jak będę robił to tak często jak bedzie to możliwe. Chcę, żeby fps niemieckiego Cryteka stał się moją codziennością przez najbliższy kwartał 2018r., bo po tym okresie czasu nie będę miał już możliwości współnej zabawy z innymi graczami.
God of War III (PS3, SCE Santa Monica Studio, 2010r.)
Jak pewnie niektórzy z Was już zauważyli gruntowne ogranie przeze mnie już trzech części sagi o mordercy bigów pt. God of War w tym roku to dla mnie niewystarczająca ilość. Miałem wrócić do trzeciej odsłony przygód Kratosa zaraz po ograniu dwójki, ale skoro kolega pożyczył mi jej najnowszą odsłonę, to pozwoliłem sobie skorzystać z tej okazji. Wyniki moich midgardzkich eskapad już znacie.
Chcę jednak powrócić do jednego z tych najpiękniejszych momentów epoki PS3, gdy nieposkromiony Spartiata pokonał w końcu najważniejszych olimpijczyków a każdy z nas myślał, że już nigdy nie zobaczymy go w akcji.
Po zrobieniu sobie takiego maratonu z chlubą Santa Monica Studio możemy dojść do wniosku, że God of War to gra ukazująca kim jest w gruncie rzeczy Duch Sparty, skąd wziął się jego przydomek i o jego nienawiści do Aresa, któremu poprzysiągł zemstę.
God of War II pokazuje go nam w roli nowego boga siejącego zamęt i pożogę, ale widzimy w niej także moment, gdy Kratos zostaje zdradzony przez Zeusa i Atenę, więc umierając z ręki swojego ojca nie błaga go o litość, tylko grozi mu, że jeszcze tego gorzko pożałuje.
Od tej chwili cała fabuła tego cyklu zostaje zatrzymana, gdyż naszym zadaniem jest cofnięcie sie w czasie w celu niedopuszczenia do tego, żeby Kratos zginął z ręki boga greckich bogów. Cała druga odsłona GoW to jeden wielki cliffhanger i dopiero trzecia część jest podsumowaniem chyba najelpszej historii w grach wideo z akcją osadzoną w starożytnej Grecji.
Nie mogę się doczekać tej chwili, gdy obiję gęby wszystkim tym bogom w GoWIII. Zanim to się jednak wydarzy zamierzam przyjrzeć się bliżej wyzwaniom, które odblokowałem kilka lat temu przechodząc jedną z najlepszych gier na PS3.
Życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.