Waleczni - Wieczny Wojownik od tysiącleci broni świat przed złem i przegrywa - Nato - 16 listopada 2018

Waleczni - Wieczny Wojownik od tysiącleci broni świat przed złem i przegrywa

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że świat nie jest najlepszym miejscem. Wiadomo, ma swoje gorsze i lepsze strony, ale generalnie rodzimy się w bólach, w bólach umieramy, a głód, wojny, zarazy i gruba recepcjonistka na poczcie mówią wprost – coś tu jest mocno nie tak. Waleczni, jeśli dobrze zrozumiałem przekaz, sugerują, że dzieje się tak ze względu na odwieczną walkę dobra ze złem. W tej walce, wbrew powszechnym przekonaniom, jasna strona mocy dostaje permanentny wpierdol.

Jeff Lemire dał się już polskiemu czytelnikowi poznać od lepszej strony. Jego "Czarny Młot" zyskał powszechne uznanie krytyków, mimo, że właściwie nie do końca wiadomo o co w nim chodzi. Wystarczyło, że Jeff zaprezentował dość oryginalny sposób opowiadania o grupie superbohaterów - po prostu zamknął ich w klatce. Kiedy ujrzałem „Walecznych” ciekaw byłem w jaki sposób tym razem zaskoczy nas ten nietuzinkowy autor. 

Podobnie jak w „Czarnym Młocie” tu również mamy do czynienia ze sporą gromadą bohaterów posiadających nadnaturalne zdolności. Jest stojący na czele tak zwanego „dobra” pradawny heros, jest broniona przez niego coś-tam-mantka, jest deadpoolopodobny Bloodshot, ninja o fikuśnym pseudonimie Ninjak i reszta ferajny. Przez wszystkie cztery zeszyty czytałem w pełnym napięcia oczekiwaniu na jakąś woltę, która obróci wszystko o sto osiemdziesiąt stopni i uzmysłowi nam, że to nie jest zwykłe, sztampowe superhero. Nie doczekałem się.

To nie tak, że Valiant czytało mi się źle, że się nudziłem albo nie mogłem przez nie przebrnąć. Zwyczajnie, po twórcy, który zdążył już pokazać ile potrafi wycisnąć z superbohaterszczyzny spodziewałem się jakiejś zabawy schematem. Zwłaszcza, że jeśli ufać stopce nie pracował nad tym sam. Dwóch scenarzystów, żeby opowiedzieć o tym, o czym komiksy opowiadają od jakiś sześćdziesięciu lat? Nie kumam, nie czaję, nie wiem o co chodzi...

Waleczni stanowią debiut wydawnictwa KBoom. Dobór tego właśnie tytułu z portfela Valiant to zagranie tyleż odważne, co niezrozumiałe. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że dałoby się znaleźć w jego portfelu coś, czym łatwiej byłoby zjednać sobie czytelników, niż wielki event angażujący dziesiątki bohaterów na przestrzeni zaledwie kilkudziesięcio stronicowej historii. By oddać sprawiedliwość nowemu graczowi zaznaczyć trzeba, że komiks jest porządnie wydany i nie rujnuje portfela. Cztery zeszyty w miękkiej oprawie ze skrzydełkami uzupełnia spora dawka materiałów dodatkowych. W tym fajne, "rozwartswione" plansze, na których obserwować możemy cztery główne etapy produkcji komiksu. Zawsze mam z tego sporą radochę, gdy mogę spojrzeć artystom przez ramię i zobaczyć jak to się robi. 

"Waleczni" stanowią ciekawostkę dla fanów komiksu superbohaterskiego oraz punkt wyjścia do kolejnych historii z nowego (dla nas) uniwersum. Być może ze względu na ogólny przesyt superbohaterszyzny nie ujęli mnie za serce od pierwszego wejrzenia, ale skłamałbym twierdząc, że nie jestem ciekaw co będzie dalej. Pozostaje czekać jak rozwinie się akcja.

Nato
16 listopada 2018 - 18:40