Heath Huston jest weteranem elitarnej formacji „Agentów Strachu”. Chłop swoje przeszedł i na codzień, jak przystało na cowboya z teksańskim rodowodem, topi smutki w szkockiej. Konsekwentnie pokazuje światu środkowy palec, a świat odpłaca mu za to z nawiązką.
Rick Remender niedawno zdobył mnie genialnym „Deadly Class”, więc i oczekiwania względem tej pozycji były spore. Czy udało się je zaspokoić? I tak i nie. Z jednej strony to świetnie napisana, intensywna nawalanka. Hołd dla staroszkolnego sci-fi, z tych gdzie heros lata z jetpackiem na plecach i razi kosmitów promieniami z czegoś, co wygląda jak suszarka do włosów.
Nieustraszony bohater ma swój urok, a fabuła osiąga 10-ty dan w dziedzinie efektownych cliffhangerów. Co nie zatrybiło? Być może to kwestia wyśrubowanych oczekiwań - zabrakło mi „tego czegoś”. Wyróżnika, który sprawiłby, że naprawdę musiałbym sięgnąć po kolejną część. „Fear Agent” to świetnie napisany, efektowny komiks. W dodatku cena robi robotę – 57 zł okładkowej, czyli realnie jakieś 35 zł za 250 stron soczystej kredy!
Tomik ilustruje dwóch rysowników: Tony Moore i od połowy Jerome Opena. Gdybym nie zwrócił uwagi na stopkę, pewnie nie wyczułbym zmiany. Narracja jest płynna, a rysunki zgrabne, czytelne i w moim odczuciu niezbyt wyraziste.
„Fear Agent” to komiks dla fanów gatunku. Jeżeli lubicie efektowne nawalanki w kosmosie, podróże w czasie, kuriozalnych kosmitów i nieustraszonych cowboy’ów, dostaniecie świetnie uszytą, mainstreamową pulpę dla dzieci w każdym wieku.
Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik