Witam wszystkich graczy. W co gracie tym razem? Znaleźliście dla siebie jakieś nowości czy nadrabiacie zaległości? Jeśli o mnie chodzi to jestem bliski ukończenia Amalura. Testuję też od kilku dni pierwsze mmo wśród gier z serii Final Fantasy, a więc jedenastą odsłonę cyklu zapoczątkowanego przez Squaresoft. Życzę wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
Kingdoms of Amalur: Reckoning
Informacje Platforma: PS3 Producent: 38 Studios, Big Huge Games Data wydania: 10 luty 2012r. Gatunek: Rpg akcji, hack and slash |
Jak nie potrafiłem się wgryźć w Amalura przez kilka ostatnich lat, tak w ciągu dwóch ostatnich tygodni ukończyłem w nim dwa dodatki, zaliczyłem większość frakcji i jestem na takim etapie fabuły, że mogę go przejść w dosłownie każdej chwili.
W moich planach na weekend jest dokończenie tej ogromnej produkcji, której poświęciłem już sto godzin z własnego życiorysu i wcale tego nie żałuję.
Rpg, który miał być początkowo mmo bardzo przypadł mi do gustu. Zadania w poszczególnych frakcjach są liniowe, z wyjątkiem tego ostatniego, w którym decydujemy o losach danej organizacji. Gildia Warsworn wzorowana na gildii wojowników z gier Elder Scrolls wydawała mi się początkowo totalną sztampą. Wszystko zaczęło się od posądzenia przez szefa jednej jej członkini o wykradnięcie najcenniejszych artefaktów gildii. Później okazało się, że za wszystkim stał mag, który chciał przyzwać do Amaluru armię niskaru, która byłaby na jego rozkazy. Zakończenie tej linii fabularnej mocno mnie zszokowało, gdyż po pokonaniu owego czarodzieja przemówił do mnie władca tych potworów. Obiecał mi wielką moc zrodzoną z chaosu, jeśli wymorduję członków gildii co bezzwłocznie zrobiłem. Po tym zadaniu byłem w ciężkim szoku i strasznie żałuję, że takie wybory można podjąć tylko w ostatnich zadaniach dla frakcji. Gdyby cała gra była tak skonstruowana to byłby to naprawdę fantastyczny tytuł.
W pełni rozumiem to, że są gracze, dla których KoA jest niemrawy i nudny, ale rpgi zawsze składają się z kilku elementów. Są to: fabuła, system walki, system rozwoju postaci, grafika oraz muzyka i ewentualnie setting.
Często jest zaś tak, że nawet w najlepszych rpgach w historii coś w nich kuleje. Weźmy takiego chociażby Wiedźmina 3. Sporo osób uznaje go za grę obecnej generacji. Jest to tak rozpoznawalna marka, że gracze kłócą się przy jego okazji dosłownie o wszystko, począwszy od jakości fabuły, poprzez to, kto jest najlepszą czarodziejką lub postacią wspomagającą Geralta a kończąc na fatalnym zdaniem niektórych systemie walki. Gracze, którzy grali w Wiedźmina 3 spierają się nawet o to, na jakiej platformie przygody Geralta sprzedały się najlepiej. Każdy w takiej dyskusji podaje dane jakie mu pasują, kompletnie ignorując prosty fakt, że dopóki Geralt nie zawitał na konsolach Sony był kompletnie nierozpoznawalną postacią wśród szerokiej rzeszy graczy a EA drwiło z REDów, pisząc, że robią całkiem dobre, niszowe rpgi.
Dziś zna go prawie każdy gracz, który nie mieszkał pod kamieniem przez ostanie pięć lat. Po co to wszystko piszę? Bo to w gruncie nie ma żadnego znaczenia dla kogoś kto ceni w grze rpg system walki, więc bez problemu spotkamy graczy, którzy uważają Bloodborne’a za lepszą grę od Wiedźmina 3.
Z Amalurem jest podobnie. Po co grać w tytuł, z którym można spokojnie spędzić ponad dwieście godzin, przeszukując podobne sobie lochy w celu poszukiwania rzadkich składników alchemicznych lub kamieni opowiadających historię wykreowanego w grze świata? Wystarczy napisać, że Amalur jest nudny i po sprawie. Nie mam nic przeciwko takiemu twierdzeniu. Musiałbym być szalony, próbując przekonać do jakiejś gry kogoś, kto w tą grę grać nie chce.
Nadmienię jednak, że walka w naprawdę niewielu rpgach w ostatnim czasie dała mi tyle frajdy, co w Amalurze. Moja wojowniczka umie już wszystkie ataki, więc niestraszne są mi przerośnięte szczury, koboldy, czarodzieje a nawet potężne trolle. Jeśli Ci ostatni bronią się tarczami, to odpalam tryb Reckoning i robię z nich marmoladę. Wykonując zadania dla Podróżników, którzy są gildią złodziei używałem sztyletów, okradałem swoje nieświadome ofiary pod osłoną nocy, gdy spały, łupiłem przechodniów, przekupywałem przyglądających się wszystkiemu strażników, uciekłem z więzienia, wkradałem się niepostrzeżenie do zbrojowni pilnowanej przez krasnoludzkich pretorianów i podobał mi się nawet główny twist fabularny w wątku gildii złodziei, ale gdy tylko skończyłem z zadaniami przeznaczonymi dla kogoś obdarzonego finezją wróciłem do rozprowadzania przeciwników po kątach za pomocą potężnego miecza oburęcznego i młota. Jestem bogaty i mam własny kąt. Mogę wszystko. Jeśli jednak uznam, że mam już dość Amalura, to wezmę się za cos innego. Mam już nawet jedną taką grę na oku.
Final Fantasy XI
Informacje Platforma: PC Producent: Square Data wydania: 17 września 2004r. Gatunek: MMORPG |
Przez ostatnie kilkanaście lat powtarzałem sobie, że nigdy nie zagram w Finala, w którym trzeba płacić za abonament. Czas leciał, zaliczałem kolejne gry z nazwą Final Fantasy w tytule. Po ukończeniu FFXIII całkowicie zwątpiłem jednak w serię mojego życia, uznając następnie Personę za jedyną jrpgową serię, która dorównała jakością najlepszym odsłonom cyklu, który zapewnił Squaresoftowi ogólnoświatowy rozgłos i pozwolił zabłysnąć innym twórcom kwadratowych przy okazji projektów takich jak chociażby Chrono Trigger/Cross, Xenogears, Vagrant Story, Front Mission 3, Parasite Eve i Kingdom Hearts.
W ciągu tych wszystkich lat skończyłem setki gier aż dotarło do mnie, że choćbym skończył kolejne kilkaset to i tak nie zmienię tego, że na rynku gier wideo nie ma nic, co mógłbym postawić obok Final Fantasy. Te gry były i będą dla mnie jedyne w swoim rodzaju.
Na całym świecie są miliony graczy, dla których Final Fantasy VII jest grą życia. Można ją spotkać w większości głosowań na najlepsze rpgi w historii. Zdaniem jej fanów żadna inna gra z tej serii nie stała nawet blisko obok Siódemki. W pełni rozumiem taki sposób myślenia, bo też mam swoje ulubione gry. Mam także ulubione odsłony Final Fantasy, które wprost ubóstwiam, ale jeden z najbardziej znanych cyklów jrpg cenię za coś zupełnie innego. Uwielbiam go przede wszystkim za jego różnorodność.
Nie da się chyba bardziej namieszać w jądrze gry niż całkowicie zmieniając jej gatunek. O ile Kingdoms of Amalur miał być na początku mmo a skończył jako gra przeznaczona dla pojedynczego gracza tak seria Final Fantasy zaczynała jako jrpgi turowe, aby przy okazji jedenastej jej odsłony (jeśli nie liczymy spin offów) zamienić się w mmo. Mój kolega stwierdził, no ok, więc Jedenastka jest jak dziesiątki innych gier online. I tak, i nie, gdyż przykład Anthem i Fallouta 76 dobitnie pokazują, że zrobienie grywalnej gry z trybem sieciowym dla graczy to prawdziwa sztuka a chyba coś jest nie tak, skoro kilka-kilkanaście miesięcy po premierze obu tytułów jedyne informacje płynące ze studiów odpowiedzialnych za oba projekty nie są zbyt optymistyczne. Tymczasem Final Fantasy XI to staruszek, w którym można jeszcze spotkać graczy i to pomimo faktu, że gra debiutowała na PS2 i PC kilkanaście lat temu. Było to tak dawno, że Squaresoft zdążył się już zamienić w Square Enix a serwery tej gry na PS2 i X360 zostały już zamknięte. Działają jeszcze serwery na PC.
Postanowiłem sprawdzić tą grę, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że mam właściwie ostatnią ku temu okazję. Dzisiaj oczkiem w głowie SE jest FFXIV, do którego wydawane są kolejne dodatki jak chociażby Shadowbringers, ale nawet Jedenastka ma swoim zagorzałych fanów, którzy piszą w komentarzach pod filmikami z muzyką o tęsknocie za ich ulubioną grą.
Płacenie abonamentu w grze wydawało mi się jakimś poronionym pomysłem, ale skoro płacą go gracze grający w World of Warcraft, płacili go gracze SWTORa, płacą go posiadacze konsol, to za zasadne uznałem postawienie pytania: Czy warto płacić abonament za Final Fantasy w stylu mmo?
Na odpowiedź mam miesiąc, gdyż tyle wynosi darmowy okres próbny na wypróbowanie gry.
Początkowo miałem ogromne problemy z odpaleniem tej gry. Dwa razy ściągałem ją z platformy PlayOnline, ale za każdym razem system gubił mi jakiś plik i nie mogłem jej zainstalować, więc kupiłem wersję ze Steama. Po stworzeniu trzeciego profilu udało mi się w końcu zalogować i zobaczyć menu główne gry. Wtedy już wiedziałem, że zagram w tą grę. Od tamtej pory minęło już kilka dni i od czasu do czasu włączam sobie ten tytuł. Na początku zrobiłem to tylko po to, żeby zobaczyć intro i grafikę. Później chciałem sprawdzić czy jacyś ludzie grają jeszcze w Jedenastkę, jak to jest zagadać do innego człowieka w grze z serii Final Fantasy a potem udało mi się nawet wyjść z osady startowej. I wtedy dotarło do mnie jak bardzo zielony jestem. Pominięcie instrukcji do gry nie było dobrym pomysłem, bo nie wiedziałem nawet jak zaatakować przeciwnika, sprawdzić ekwipunek i mapę. Na całe szczęście ogarnąłem klawiszologię i teraz mogę powiedzieć o sobie, że gram w końcu w Jedenastkę.
Zacznijmy więc od początku. Filmik wprowadzający do gry pokazuje nam wielką wojnę, która ukształtowała cały istniejący świat gry. Żeby rozpocząć grę tworzymy postać a następnie wybieramy jeden z trzech regionów startowych. Każdy z nich ma własne misje fabularne składające się na wątek główny.
Oprócz tego mamy jeszcze gildie, zadania poboczne, wyzwania, łowienie ryb, gotowanie, syntezę przedmiotów a nawet jej bardziej zaawansowaną formę przeznaczoną dla kilku graczy, czyli synergię. Każdy gracz ma własne mieszkanie z asystentem Mogiem, który może je udekorować pod nasze dyktando oraz przede wszystkim zmienić naszą pracę (tak nazywają się klasy postaci w serii Final Fantasy). Początkowo jest dostępnych tylko kilka z nich, ale bez problemu możemy ją wyewoulować w inne lub wziąć dodatkową po spełnieniu odpowiednich wymagań. Korzystanie z dwóch zajęć ma oczywiście zalety w postaci dodatkowych zdolności i możliwości noszenia elementów ekwipunku przeznaczonych dla danej klasy, ale musimy się liczyć z tym, że na każde dwa zdobyte poziomy pracy głównej możemy zdobyć maksymalnie jeden poziom pracy dodatkowej. Maksymalny poziom jaki może osiągnąć gracz wynosi zatem 148 (99+49) i jest to o tyle ważne, że założenie najpotężniejszych elementów ekwipunku wymaga od gracza poziomu częstokroć wyższego niż setny.
Dla jednych FFXI będzie dziś tytułem siermiężnym, dla innych zaś idioto-odpornym. Gdy ktoś zleca nam misję lub zadanie do wykonania, to określa nasz cel w przybliżeniu. Znaczy to tyle, że szukając przykładowo magicznej wieży na wschód od Windurst musimy najpierw sprawdzić czy chodzi o zachodnią lub wschodnią okolicę naszej osady startowej. Jeśli po bardzo długim marszu dojdziemy wreszcie do jakiegoś wysokiego budynku, to lepiej zaczekać z odpaleniem korków szampana, bo może się okazać, że zawędrowaliśmy do wieży południowej a mieliśmy się udać do wschodniej. Uważne czytanie treści zadania to podstawa, jeśli chcemy zaoszczędzić cenny czas. Warto też spoglądać od czasu do czasu na kompas znajdujący się w lewym dolnym rogu i mapę, żeby nie zabłądzić.
Niezwykle istotne jest również poznanie zwyczajów potworów, bo niektóre z nich są do nas pokojowo nastawione i nie zaatakują nas, dopóki ich do tego nie sprowokujemy. Tych agresywnych lepiej omijać z daleka, bo nie warto tracić sił przed dotarciem do miejsca, w którym musimy wykonać wspomniane wcześniej zadanie. Należy też pamiętać o zakupie czarów, zdolności i przydatnej broni oraz pancerzy przed wyruszeniem w dalszą drogę, co w znaczący sposób ułatwi nam życie. Po pokonaniu przeciwnika zdobywamy oczywiście przedmioty, ale czasem po naszym oponencie zostaje skrzynka. Jeśli chcemy ją otworzyć, to musimy odgadnąć właściwą kombinację, korzystając z podpowiedzi. Całkiem przyjemna mingra, która wiele pozostawia losowi, ale też uczy przewidywania z wyprzedzeniem. Nagroda za naszą cierpliwość czasem jednak warta jest świeczki.
W świecie Vana’diel spędziłem raptem kilkanaście godzin, ale na razie jestem zadowolony. Do dzisiaj miałem Final Fantasy XI za nieistotną odsłonę tego magicznego cyklu, jednak Nobuo Uematsu jeszcze raz pokazał mi dlaczego jest tak bardzo kochany przez fanów Final Fantasy. Jego muzyka będzie chyba już na zawsze wizytówką tej serii.
Mam jeszcze sporo czasu przed podjęciem decyzji o ewentualnym przedłużeniem subskrypcji dla Final Fantasy XI. Dopiero teraz dostrzegam co straciłem. Przez wiele lat nie miałem nawet możliwości zagrania w ten tytuł, robiąc dobrą minę do złej gry, ale zadałem sobie naprawdę ważne pytanie: Co lubię w życiu robić i po prostu to robić.
Odpowiuedź była prsota: Lubię grać. Nie mam czasu dorabiać do tego ideologii. Kilkanaście lat bycia mentalnym dzieckiem chyba mi wystarczy. Jeśli nie przeproszę się teraz z serią mojego życia, to już chyba nigdy tego nie zrobię a nie chcę być starym grzybem, którego granie już nie bawi.
To tyle ode mnie. Bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod W co gracie w weekend? Nie na wszystkie odpowiadam, ale czytam je i staram się je chociaż analizować. Do następnego razu.