Muzyka Marie - recenzja mangi - Froszti - 10 sierpnia 2019

Muzyka Marie - recenzja mangi

Manga Muzyka Marie została wydana na naszym rynku w 2009 roku. Od tego momentu na sklepowych półkach pojawiło się wiele innych mniej lub bardziej ciekawych produkcji, ale żadna z nich nie była i nie jest tak bardzo enigmatyczna i specyficzna jak wspomniany tytuł. Dzieło Usamaru Furuya pomimo dziesięciu lat na karku nadal potrafi zahipnotyzować czytelnika swoją treścią, wymuszając na nim chwilę refleksji i zadumy.

Cała historia rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości na wyspie Pirito. Utopijnej krainie, w której każdy mieszkaniec żyje pełnią szczęścia.  Ludność wyspy zajmuje się wydobywaniem bogactw naturalnych ziemi i tworzeniem przeróżnych maszyn, które mają jeszcze bardziej ułowić życie ludziom. Inne okoliczne wyspy zajmują się pozostałymi dziedzinami gospodarki, a produkty są między sobą wymieniane.  Nad całością tego idyllicznego świata czuwa bogini Marie, która nieustannie lata po nieboskłonie obserwując co dzieje się na świecie a muzyka, którą tworzy podczas swojej bezkresnej podróży, ma wymierny wpływ na spokojne życie ludzi. Głównymi bohaterami całej historii są Pipi i Kai. Oboje poznali się wiele lat wcześniej, kiedy byli jeszcze dziećmi, ojciec chłopaka zginął, w kopalni w której pracował a Pipi i jej rodzina się nim zajęli.  Lata mijały a Pipi coraz bardziej zakochiwała się w swoim towarzyszu, który w wyniku pewnego nieszczęśliwego wypadku w wieku 10 lat zyskał niebywały słuch. Dzięki swojej zdolności mógł on nie tylko z wielką precyzją wskazać,  gdzie znajdują się poszczególne złoża minerałów, ale co ważniejsze nieustanie w jego uszach rozbrzmiewała muzyka bogini Marie. Od momentu wypadku minęło osiem lat i oboje niebawem mieli stać się dorosłymi członkami społeczeństwa. Bogini miała jednak wobec nich zupełnie inne plany.

Tytułu na pewno nie można zaliczyć do grona mang łatwych i szybkich w czytaniu. Specyfika historii sprawia, że konieczne jest co najmniej kilkukrotne zapoznanie się z nią, aby móc wyciągnąć konstruktywne wnioski na jej temat a na dodatek porusza ona bardzo trudne wątki, o których nie można pisać, że są typowo rozrywkowe i łatwe w odbiorze. Manga jest bardzo specyficzna, począwszy od fabuły na rysunkach kończąc. Jest to jedna z tych pozycji, która nie daje się łatwo zaszufladkować w danej kategorii i trudno ją polecić jednej konkretnej grupie odbiorców. Nawet najlepiej napisana recenzja nie odda złożoności mangi i jedyną możliwością upewnienia się, czy Muzyka Marie jest skierowana właśnie do nas, jest jej organoleptyczne sprawdzenie.

O czym tak naprawdę jest Muzyka Marie? Czy mamy tutaj do czynienia z mocno zagmatwanym dramatem z elementami romansu? Po części tak, ale to tylko wierzchołek góry lodowej, która kryje się pod wierzchnią warstwą fabularną. Autor stara się tutaj poruszyć naprawdę wiele trudnych tematów, na które nie ma i nigdy pewnie nie będzie jednej łatwej odpowiedzi. W odmętach dziesiątek pytań i mniej lub bardziej widocznych wątków, na światło dzienne wypływają dwa najbardziej intrygujące problemy, które autor dał czytelnikowi pod osobisty osąd.  Na początek wątek utopii i pytanie, czy w obecnym świecie jest w ogóle możliwa do stworzenia kraina szczęśliwości, w której jednostki nie doznają większych cierpień? Czy aby na pewno nie jest to  tylko zawoalowana forma dyktatu, w którym jednostka decyduje co jest najlepsze dla mas?  Drugi wątek dotyczy boga i wiary w niego ludzi, która napędza jego istnienie. Jawią się tutaj pytania z zakresu filozofii i teologizmu, dające czytelnikowi naprawdę szerokie pole do własnej interpretacji treści. Trudno jednak nie zauważyć tego, że w pewnym momencie autor stara się przedstawić to zagadnienie w sposób mocno uproszczony. Pokazanie tematyki wiary i Boga jako zero-jedynkowego problemu, trochę kłuje to w oczy, tym bardziej że manga o samego początku starała się mieć otwartą strukturę, nie wymuszając konkretnych odpowiedzi.  Niestety Usamaru w pewnym momencie postanowił zmienić koncepcję, serwując na tacy tylko dwie możliwości: wiara w Boga, dzięki któremu można żyć w szczęściu, ale jednocześnie godząc się na pewne ograniczenia, albo uwolnienie umysłu z blokujących je okowów i pogodzenie się z pewnymi nieuniknionymi konsekwencjami swoich działań. Nie jest to co prawda wielki minus tytułu, który miałby wielki wpływ na jego ostateczną ocenę, ale biorąc pod uwagę początkowe założenia mangi trudno go jednak nie zauważyć.

Oczywiście mangi nie trzeba rozpatrywać pod płaszczykiem iście akademickich zagadnień. Można ją potraktować jako zwykły niezły dramat/romans z ciekawym i zastającym zakończeniem. Takie podejście do tytułu sprawi, że może on dotrzeć do szerszej grupy czytelniczej niż tylko do tych, którzy szukają czegoś z głębokim przesłaniem.

Jeśli chodzi o warstwę artystyczną pozycji, prezentuje się ona fenomenalnie. Jest ona jednak na tyle specyficzna (o czym było już wspomniane), że nie każdy będzie nią zachwycony. Twarda, momentami wręcz nonszalancka kreska, bardzo wyraziste cieniowanie i genialne balansowanie czernią, która nadaje niektórym kadrą wyrazistości i głębi. Rysunki od samego początku hipnotyzują, momentami przypominając dzieła mistrzów malarskich pokroju Salvadora Dali czy Zdzisława Beksińskiego.

Rodzime wydanie zasługuje również na kilka słów pochwały. Zastosowane czcionki są wyraziste i łatwe do przeczytania a kredowy papier nadaje rysunkom jeszcze większej nuty głębokiego artyzmu. Jedyny element, do którego można się przyczepić to literówka na grzbiecie pierwszego tomu w tytule dzieła. Mało istotna rzecz, a jednak nie powinna się zdarzyć, szczególnie przy takiej pozycji.

Muzyka Marie to manga zaliczana do grona dzieł bardzo dobrych, jednak na pewnie niewybitnych. Nie można jednoznacznie napisać, że tytuł ten jest genialny, a jego kunszt dostrzeże tylko garstka wybrańców. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę dobrym dziełem, które ma jednak swoje mniejsze lub większe wady, a ze względu na swoją specyfikę trafi tylko do pewnej wąskiej grupy miłośników tego rodzaju popkultury. Dla mnie osobiście jest to jeden z lepszych tytułów wydawnictwa Hanami, które miałem okazje ostatnio przeczytać i na pewno będzie on ważnym elementem mojej domowej biblioteczki, do którego z miłą chęcią będę wracał.

Radosław „Froszti” Frosztęga



Za udostępnienie mangi do recenzji dziękuję wydawnictwu Hanami.

Froszti
10 sierpnia 2019 - 10:58