Niezbyt często zdarza się, żeby tytuł książki w 100% oddawał jej treść. Tym razem jednak jest inaczej, brud, smród, wulgarność i bezpruderyjność, będą wylewać się z każdej kartki dzieła i uderzą w czytelnika niczym huragan, który corocznie odwiedza te rejony świata. Każdy sięgający po tę książkę, musi przygotować się na prawdziwą emocjonalną jazdę bez trzymanki, która nie każdemu przypadnie do gustu, ale na pewno na długo zostanie zapamiętana.
Sięgając po ten tytuł, spodziewałem się powieści pokazującej obraz Kuby z połowy lat 90-tych, kiedy to kraj był pogrążony w marazmie gospodarczym, a obywatele lewie wiązali koniec z końcem. Spodziewałem się, że będzie „ostro” to, co jednak otrzymałem, przerosło wszelkie moje wyobrażenia. Autor pokazuje obraz wyniszczonego gospodarczo kraju z perspektywy ludzi, sięgając przy tym po bardzo wulgarne i sugestywnie treści przekazu. Pisząc słowo „wulgarne”, mam na myśli naprawdę takie opisy, przy których znaczna większość normalnego społeczeństwa będzie czuć się mocno nieswojo (jest to bardzo delikatnie stwierdzenie). Pedro Juan Gutierrez pokazuje, że w dobie wielkiego kryzysu, kiedy dostęp do dóbr pierwszej potrzeby jest mocno utrudniony a czasem wręcz niemożliwy, człowiek jest w stanie zrobić wszystko, aby przetrwać. Często decyduje się on na prawdziwe upodlenie, aby tylko jakoś przeżyć kolejny dzień. Momenty, w których brakuje jedzenia, wyzwalają w człowieku iście zwierzęce instynkty i decyduje się on na mocno przyziemne a czasem wręcz pierwotne formy relaksu, aby tylko przez chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Nie brakuje tutaj pewnej ironii ze strony autora, który pokazuje część tamtejszego społeczeństwa, które „kombinuje” jak zarobić kilka dolarów/peso, aby było co włożyć do garnka. Mentalność „jak zarobić, aby się zbytnio nie narobić”, powinna nam być dobrze znana, chociaż nasze kraje to zupełnie inna mentalność kulturowa.
Kubańczycy (przynajmniej ich część), jeśli wierzyć autorowi w tamtym okresie zaprzątała sobie głowę głównie trzema rzeczami: chlaniem, ćpaniem i ru.. oddawaniem się przyjemnością cielesnym (bez względu na płeć, wiek czy aparycję). To właśnie sex jest motywem przewodnim całego dzieła i będzie przewijał się od pierwszej do ostatniej strony. Z kolejnych rozdziałów wylewa się wręcz latynoski sposób bycia i postrzegania świata, w którym liczy się rum, cygarka i fana kobieta u boku. Gutierrez nie boi się sięgać po naprawdę mocne opisy i słowa, które mają za zadanie zaszokować czytelnika i wymusić na nim chwilę refleksji nad tym, do czego może doprowadzić wszechobecna bieda. Cyniczny obraz upadku moralnego człowieka, który z braku lepszych perspektyw zaczyna funkcjonować, napędzany czystą rządzą i chucią.
Wiem, jaki był zamysł autora i doskonale zadaję sobie sprawę z tego, że literatura tego typu rządzi się własnymi prawami, ale szokowanie czytelnika ma jednak swoje granice. Jest pewien punkt, w którym bezpruderyjność przestaje być intrygująca i wymuszają na czytelniku szerszą perspektywę oceny tego, co przeczytała, a staje się zwyczajnie niesmaczna, żeby nie powiedzieć obrzydliwa. Niestety tutaj w niektórych miejscach książka przekracza tę granicę i staje się momentami odrzucająca. O ile sam sex (w pewnym momencie ma się wrażenie, że każdego z każdym) nie jest niczym nadzwyczajnym, to już wkraczanie w strefę cielesności nieletnich (wręcz pedofilii) czy nawet nekrofilii to już zdecydowana przesada. Zresztą cała historia ma tutaj punkt kulminacyjny, po którym człowiek zaczyna się zastanawiać, o co tak naprawdę chodziło autorowi. Czy chciał on przedstawić brudny i zdeprawowany świat Kuby tamtego okresu, czy jest to może książka podszyta autobiograficznym sznytem, będąca jednym wielkim chełpieniem się: „patrzcie, jaki ze mnie buchaj”?
Brudna trylogia o Hawanie to książka eklektyczna łącząca intrygującą a momentami wręcz hipnotyzującą treść z mocnym przesłaniem z elementami, które sporą część czytelników całkowicie odrzucą i będą oni czuć się zbrukani mentalnie niczym postacie z kart tego tytułu. Jest to dzieło, które wzbudzi w czytelniku naprawdę skrajne emocje, obok którego na pewno nie będzie można przejść obojętnie. Czy i komu można polecić to dzieło? Nie jest to takie proste w określeniu, na pewno mogą po książkę sięgnąć osoby, które szukają czegoś naprawdę mocnego i nie boją się „brudnych i obrzydzających” tematów.
Radosław „Froszti” Frosztęga
Książkę do recenzji udostępniło wydawnictwo Zysk i s-ka.