Recenzja mangi: Akame ga Kill! #1-#5 - Froszti - 25 października 2019

Recenzja mangi: Akame ga Kill! #1-#5

Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy słysząc tytuł Akame Ga Kill to świetne anime, które zdołało podbić serca widzów na całym świecie. Nie można jednak zapominać o pierwowzorze telewizyjnego serialu, jakim jest równie świetna manga. Komiks będący tworem początkującego scenarzysty i pomysłowego rysownika, który znalazł swoje miejsce w wielu domowych biblioteczkach.

Akcja mangi przenosi czytelnika do świata fantasy, w którym to największe znaczenie odgrywa silne i potężne Imperium. Jego mieszkańcy jednak już dawno temu zapomnieli, co to znaczy szczęście, rozwój i pokój. Sytuacja psuła się już od dawna, ale apogeum nastąpiło w momencie, kiedy to na tronie cesarskim zasiadł małoletni władca. Młody cesarz stał się pionkiem w rękach zawistnego i żądnego władzy premiera, który stojąc w cieniu wielkiego tronu, rządził krwawą ręką całym krajem. Bezpiecznie nie mogli się czuć zarówno mieszkańcy tego państwa, jak i jego sąsiedzi, którzy szybko stali się celem ekspansji wojskowych. Jedyną szansą dla tej krainy jest armia rebeliancka i powiązania z nią grupa zabójców Night Raid. W takim właśnie świecie musi żyć Tatsumi, młody chłopak, którego umysł pełen jest nadziei i dobrych chęci. Wyrusza on wraz z przyjaciółmi do stolicy Imperium, aby zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, aby pomóc swojej biednej i małej wiosce przetrwać trudne czasy. Nazbyt optymistyczne podejście do świata i spora naiwność, szybko ściąga na niego problemy i bardzo szybko zostaje uświadomiony, że otaczający go świat jest pełen przemocy i bezsensownej brutalności, która dotyka najczęściej niewinnych osób. Jego los w wyniku pewnych zdarzeń splątuje się z grupą Night Raid. Początkowo nowe towarzyszko niezbyt przekonuje chłopaka i nie ma zamiaru on wcale stać się ich częścią, ciągle uważając ich za zwykłych morderców (co nie mija się z prawdą), oraz pielęgnując w sobie przekonanie, że konflikty da się rozwiązać w sposób bardziej pokojowy. Im lepiej jednak poznaje on poszczególnych członków grupy i widzi coraz większe cierpienie ludzi, spowodowane władzą premiera uświadamia sobie, że są przypadki, kiedy przemoc i pewne przekroczenie własnych granic jest konieczne. Zanim jednak stanie się pełnoprawnym członkiem grupy zabójców i będzie w stanie stanąć naprzeciwko przeciwnika wyposażonego w teigu (tajemnicze i potężne relikwie, dające swojemu użytkownikowi niezwykła moc), czeka go wiele wylanego potu, krwi i łez.

Eliminacja kolejnych celi, które w jakiś sposób zasłużyli na swój przykry koniec, nie stanowi dla zabójców większego wyzwania. Od czasu do czasu na ich drodze pojawi się jednak przeciwnik, który stanowi spore wyzwanie i nie ma zamiary oddać swojego życia nazbyt łatwo. Wszyscy członkowie grupy, są świadomi tego, że prędzej czy później trafią na oponenta, którego nie będą w stanie pokonać. W pewnym sensie każdy z nich jest gotowy na śmierć, ale i tak utrata towarzysza dość mocno odbija się na psychicznej sile całej jednostki. Jakby tego wszystkiego było mało, premier widząc zagrożenie, jakie sanowi Night Raid, postanowił ściągnąć do stolicy Esdeath, potężną panią generał, który słynie ze swojego ogromnego sadyzmy i niemal nieograniczonej mocy. Otrzymuje ona tylko jedno zadanie – ostateczne pozbycie się grupy zabójców. W tym celu tworzy ona grupę silnych użytkowników teigu, która będzie nosić nazwę Jaegers. Od tego momentu zaczyna się prawdziwa krwawa walka, w której nie ma żadnych granic, krew będzie lała strumieniami, a trup będzie ścielił się gęsto po każdej ze stron.

Tak jak już zostało to wspomniane wcześniej seria Akame ga Kill! to debiut scenariuszowy artysty kryjącego się pod pseudonimem Takahiro. Nigdy wcześniej nie miał on do czynienia z tworzeniem fabuł do mangi, ale jego pomysłowość i podejście do życia zafascynowały rysownika Tetsuyi Tashiro. Razem udało im się stworzyć dzieło, które zafascynowały miliony ludzi na całym świecie i śmiało można powiedzieć, że na stałe odcisnęło swój znak w historii mangi i anime. Mroczny i brutalny świat fantasy, w którym polityka, brutalna walka i dramaty, nieustanie się przeplatają i są umiejętnie łączone za pomocą bardziej komediowych fragmentów. Oczywiście cały czas należy pamiętać o tym, że mamy tutaj do czynienia z typowym przedstawicielem gatunku shounen. Jeżeli ktoś liczy na naprawdę gęstą fabularną treść, w której intryga goni intrygę, a historia komplikuje się z każdym kolejnym rozdziałem, będzie mocno rozczarowany. Co prawda autor scenariusza stara się pod otoczką widowiskowości i krwawych potyczek przemycić odrobinę głębszą treść, ale nadal jest to wszystko dość uproszczone. Najmocniej przejawia się ona w przeszłości poszczególnych bohaterów i korelacjach zachodzących pomiędzy nimi. Stara się on pokazać, że granica pomiędzy dobrem a złem jest tutaj bardzo umowna i niesamowicie cienka i wystarczy tylko mała emocjonalna iskra, aby ją przerwać i całkowicie zboczyć ze ścieżki prawości. Najlepiej jest to widoczne w postaci Tatsumiego, który początkowo ciągle wierzy w sprawiedliwość i walkę o słuszną sprawę. Do każdego początkowego zlecenia podchodzi on z ogromnymi emocjami, starając się racjonalnie wytłumaczyć swoje działania. Dość szybko jednak porzuca on woal praworządności, stając się wyrafinowanym zabójcą, który myśli tylko o ścięciu głowy premiera. Są chwile, kiedy to przeszkadza i staje się karykaturalne, w jednej chwili lamentuje on nad losem ludzi, a kilka kadrów dalej bez większych emocji bez mrugnięcia okiem pozbywa się kończyn swojego oponenta.

Jeśli chodzi o bohaterów tego dzieło, trudno jednoznacznie określić jedną postać, która odgrywałaby tutaj najważniejszą rolę. Każdy z pojawiających się osobników, niezależnie od tego, po której stronie konfliktu występuje, jest wyrazisty i nad wyraz charakterny. Oczywiście są postacie, które o wiele mocniej wypływają w fabule na tle innych (na przykład wspomniany Tatsumi, tytułowa Akame czy specyficzna Esdeath) i przy nich można mieć pewność, że będą oni towarzyszyć czytelnikowi do samego końca historii. W przypadku reszty postaci niczego nie można brać za pewnik, Takahiro tworząc scenariusz, pokusił się o kilka dość mocnych i widowiskowych „twistów fabularnych”, w których to ważni bohaterowie, padają jak muchy. Niekiedy bardzo pozytywnie wpływa to na dalszą część fabuły, a w innych przypadkach w głowie czytelnika pojawia się kompletnie niezrozumienia dla posunięcia scenarzysty. Zaledwie po dwóch pierwszych tomach, można śmiało stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia z serią, w której końcówka na pewno nie będzie należeć do grona „.. i żyli długo i szczęśliwie”.

Nieźle wypada warstwa humorystyczna tytułu, która jest delikatnym przerywnikiem dla bardziej krwawej treści. Mamy tutaj do czynienia z dość sztampowym frywolnym humorem, znanym z wielu tytułów shounen, który niektórych może bawić a innych razić. Na duży plus zaliczam krótkie zabawne historyjki umieszczane na okładce tomików, przenoszące postacie z serii do innych mniej lub bardziej znanych tytułów.

Jeśli chodzi o kwestie wizualną, jest lepiej niż dobrze. Każda dynamiczna akcja zaprezentowana jest w sposób wręcz perfekcyjny, zachęcając do dłuższego zatrzymania się na rysunkach, aby podziwiać wszelkie szczegóły. Tak samo jest w przypadku projektów postaci, każdy z bohaterów jest inny i narysowany ze wszelkimi nawet najdrobniejszymi detalami. Tetsuya Tashiro, autor rysunków, nie bał się również zaprezentować przemocy i krwi w sposób bardzo bezpośredni, ale nie przekraczając przy tym pewnej umownej granicy, po której rysunki mógłby powodować pewne dolegliwości trawienne u niektórych bardziej wrażliwych odbiorców. Świetnie prezentują się również grafiki umieszczone na obwolutach poszczególnych tomów. Kolejne części serii okraszone są rysunkami poszczególnych bohaterów z odpowiednio dobraną paletą barw, co sprawia, że dość mocno wpadają w oko.

Niczego złego nie można również powiedzieć o rodzimym wydaniu. Tłumaczenie jest poprawne bez zauważalnych wpadek językowych a niektóre określenia doskonale przetłumaczone na rodzimy język. Mały rozmiar tomików powodował moje obawy o jakość czcionki, ale na całe szczęście cały strach był bezpodstawny, bo teksty w poszczególnych dymkach czyta się bez większych problemów. Zastosowany papier jest dobrej jakości i jest na tyle grupy, że nie przebija się przez niego nadruk z drugiej strony. Koniec każdego tomu to krótka odautorska notatka, mająca na celu pokazanie czytelnikowi jak postępowały prace nad serią, skąd czerpano pomysły i jak współpracowało się Tashiro i Takahiro.

Akame ga kill! to dość prosta, acz widowiskowa historia mająca głównie za zadanie zapewnić chwilę rozrywki miłośnikom bardziej dynamicznych komiksów fantasy. Lejąca się krew, żywiołowi bohaterowie, zacierająca się granica światła i mroku, to wszystko sprawia czytelnikowi wiele przyjemności i sprawia, że po tytuł warto sięgnąć, nawet jeśli wcześniej miało się już do czynienia z anime.

Radosław Frosztęga



Za udostępnienie mangi do recenzji dziękuję Wydawnictwu Waneko.

Froszti
25 października 2019 - 10:18