Parafraza pewnego znanego powiedzenia: „było bardzo źle, ale zawsze mogło być jeszcze gorzej”, jest doskonałym odbiciem tego, co dość często można odnaleźć w książkach z segmentu historical fiction. Powieści zawierające obraz alternatywnych wydarzeń z naszej przeszłości, które mogły być podwaliną nowego wspaniałego życia albo jeszcze większego cierpienia i bezsensownej śmierci, w ostatnich latach cieszą się dość dużym zainteresowanie. Rodzimi autorzy dość mocno zaznaczyli swoją obecność w tym gatunku, wypuszczając na rynek kilka naprawdę interesujących pozycji. Jednym z nich jest znany i lubiany Marcin Ciszewski, który postanowił zaserwować swoim fanom obraz świata pod jarzmem bolszewików.
Wielki pan marszałka Piłsudskiego, niestety okazał się wielkim niepowodzeniem. Polacy będący jedną z ostatnich linii obrany starego kontynentu, niestety przegrywają krwawą Bitwę Warszawską. Przeważające siły przeciwnika wdzierają się do całej Europy kontynentalnej, bez większych przeszkód zajmując i pacyfikując kolejne kraje. W grudniu 1922 roku powstaje Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, obejmujący ogromne regiony od wysuniętego daleko na wschód Władywostoku po Lizbonę. Mieszkańcy starego kontynentu, którzy jakoś przetrwali wojenną zawieruchę i czas wielkich czystek narodowych, musieli przywyknąć do nowej sytuacji, w której władze sprawuje partia i garstka wybranych. Nawet Wielka Brytania będąca ostatnią ostoją demokracji w tej części świata w końcu musiała uznać wyższość wojsk oponenta. Świat zaczął coraz wyraźniej dzielić się dwie strefy: „czerwoną” i tą, która jeszcze nie stała się częścią wielkiej globalnej komunistycznej rodziny. Można byłoby przypuszczać, że w tych ciężkich czasach pomocne okażą się potężne Stany Zjednoczone, które od zawsze pełniły funkcję „strażnika światowego pokoju”. Niestety nie tym razem, USA pogrążone w gigantycznym kryzysie ekonomicznym, przeżarte wszechobecną korupcją i bolszewickimi agentami, musiało samo martwić się o swoje bezpieczeństwo. Spadające wydatki na armię, brak pomysłów na rozwój technologii wojskowej a w końcu redukcja stanu posiadania floty, mogły być początkiem końca wielkiego państwa. Mit pokojowego nastawienia bolszewików pryska jak bańka mydlana w momencie, kiedy sprzymierzone z nimi wojska Japońskie, bez większych przeszkód zajmują Hawaje i niszczą sporą część floty Pacyfiku. Jeszcze gorzej jest po drugiej stronie kraju, gdzie siły morskie prawie w ogóle nie istnieją po dotkliwych stratach podczas obrony Wielkiej Brytanii. Nie mogło być lepszej okazji dla sowietów, aby podbić słabe i niemal bezbronne Stany Zjednoczone. Dosłownie ostatnią deską ratunku dla państwa jest potężny superpancernik USS „George Washington“, który będzie musiał przeciwstawić się całej potędze czerwonej marynarki wojennej.
Jak już zostało wspomniane na samym początku Invictus to dzieło, które w głównej mierze zalicza się do grona powieści historical/political fiction. Najważniejszym elementem każdej powieści z tego gatunku, jest umiejętność stworzenia racjonalnej i spójnej alternatywnej historii świata, w której fikcja literacka zaprezentowana jest w taki sposób, jakby mogła wydarzyć się naprawdę. Brzmi to dość prosto, ale wcale takie nie jest i nie zawsze się to autorom udaje. Tutaj na szczęście pan Marcin Ciszewski pokazał cały swój kunszt i doświadczenie, tworząc świetnie dopracowane dzieło.
Jego autorska wizja nie ograniczała się sztywno tylko do powieści militarnej z alternatywną historią. Pokusił się on umieszczenie w swojej książce również elementów technothrillera, wartkiej sensacji oraz kryminału ze szczyptą psychoanalitycznych treści. Mieszanka z pozoru dość specyficzna, jednak tutaj doskonale spełniająca swoją rolę i tworząca spójną i bardzo dobrze czytającą się całość. Każdy z wymienionych elementów gatunkowych, został przez autora potraktowany dość profesjonalnie i na tyle dobrze rozbudowany i opisany, że ich miłośnicy w pewnym stopniu powinni być ukontentowani lekturą powieści.
Kolejnym dopracowanym i wizytowym elementem tytułu, są jego bohaterowie. Głównodowodzący flotą Frank Bratten to Amerykanin po przejściach, który odrobinę szczęścia stara się odkryć na dnie butelki. W momencie, kiedy jego ojczyzna go potrzebuje, potrafi on zebrać się w sobie i pokazać swój patriotyzm. Pewne jego cechy mieszkańca USA są przez autora dość mocno przerysowane, ale jego zachowanie i sposób dowodzenia jest na tyle intrygujący i nietuzinkowy, że trudno nie lubić tej postaci. Spore słowa uznania należą się również postaciom bardziej drugoplanowym, które ogrywają tutaj również dość ważne role. Sporą część z nich stanowią nasi rodacy, którzy przedstawieni są tutaj jako nad wyraz pewni siebie cwaniacy, którzy jednak mają w sobie to coś, co sprawia, że wszyscy ich lubią. Niejednostronnie udowadniają oni również swoją niezwykła wartość bojową, pokazując, że nie boją się śmierci i będą walczyć do samego końca. Część czytelników możne uznać, że autor specjalnie wplótł tutaj sporą dawkę patosu i nadmiernego bohaterstwa, aby przypodobać się rodzimemu czytelnikowi, ale jest to na tyle dobrze wkomponowane w całość historii, że nie można uznać tego za wadę.
Nieodzowną częścią składową dobrze napisanych bohaterów są również prowadzone przez nich dialogi. Każdy z nich jest tutaj przemyślany i prowadzony w takim tempie, aby cały czas utrzymywać czytelnika w ciekawości, co będzie działo się dalej. Nie są one przesadnie długie i na pewno nie pełnią tutaj roli zbędnego wypełniacza kolejnych stron.
W tym krystalicznie czystym oceanie pozytywnych cech musi jednak znaleźć się jakaś nawet malutka plama czarnego oleju. W tym przypadku jedną z nich jest nazbyt długi wstęp, wprowadzający w realia opisywanego świata. W sporej części książek zajmuje on kilkanaście czasem kilkadziesiąt stron, tutaj jednak autor, mając najwyraźniej sporą wenę twórczą, przekroczył magiczną barierę ponad 100 stron. Rozbudowany opis świata, prezentacja geopolityczna i militarna obu stron konfliktu, psychologiczny obraz bohaterów, opisy techniczne technologii wojskowej. Dla jednych będzie to treść, którą pochłoną z niekłamaną przyjemnością, inni zaś będą starali się szybko przez tę część przebrnąć, aby dotrzeć do bardziej dynamicznych fragmentów. Z nimi związany jest również inny element książki, który dla części czytelników będzie stanowić spory minus. Sama walka o ile jest przez autora bardzo dobrze napisana i pełna wartkiej akcji, stanowi tylko malutki wycinek całej książki, dostępny dla czytelnika niemal pod sam jej koniec. Obok tego wszystkiego w powieści można doszukać się dodatkowo kilku mniejszym lub większych absurdów, ale na całe szczęście nie mają one prawie w ogóle wpływy na odbiór całości dzieła.
Pan Marcin Ciszewski prezentuje nieustannie doskonałą formę twórczą, oferują rodzimemu czytelnikowi naprawdę dobre i co ważniejsze przemyślane dzieła. Invictus ze względu na swoją specyfikę i rodzaj oferowanej treści nie trafi w gusta każdego, ale na pewno jest to pozycja, którą powinni zainteresować się miłośnicy powieści historyczno-militarnych, których autorzy nie boją się zaryzykować i wyjść poza pewne utarte schematy gatunkowe. Zdecydowanie nie można również stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia z najlepszą z jego książek, do tego miana trochę jej brakuje, ale można ją umieścić w ścisłej czołówce jego dotychczasowej twórczości.
Radosław Frosztęga
OCENA | + Dobrze napisana alternatywna historia. + Bohaterowie. + Wielozadaniowość. |
- Zbyt długi wstęp. - Mogło być więcej akcji. |
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Warbook.