Jako członkowie Unii Europejskiej, NATO oraz bliski przyjaciele potężnej militarnie Ameryki powinniśmy się czuć bezpiecznie. Jedna strona rodzimej sceny politycznej zapewnia, że w razie niebezpieczeństwa sojusznicy przyjdą nam z pomocą, druga zaś całkowicie odrzuca możliwość jakiejkolwiek agresji na nasz piękny kraj. Niestety i jedni i drudzy albo robią to celowo, albo są najzwyczajniej w świecie naiwni i głupi. Żyjemy obecnie w czasach, w których konsumpcjonizm przysłania nam racjonalne myślenie, którego podstawą powinno być stare i mądre rodzime powiedzenie: „Umiesz liczyć? Licz na siebie!”. Skutki braku racjonalnego przyszłościowego myślenia przedstawia Marcin Ogdowski w swojej najnowszej książce Międzyrzecze. Cena przetrwania, która niedawno pojawiła się na rynku nakładem Wydawnictwa Warbook.
Najpierw wschodnia część Ukrainy, później już w mniej subtelny sposób kraje przybałtyckie. Apetyt pogrążonej w ciężkim kryzysie Rosji, ciągle był ogromny i tylko kwestią czasu było, kiedy jej wojska przekroczoną naszą granicę. „Wojna” słowo mrożące krew w żyłach, które już nigdy nie powinno być wypowiadane na naszych ziemiach. Niestety, ale kiedy nie pamięta się o przeszłości, to samemu prosi się o jej powtórkę. Reakcja zachodu na rosyjską agresję była dość łatwa do przewidzenia, pogrożenie paluszkiem, nałożenie kolejnych sankcji, a następnie skoordynowane, taktyczne spier.. odwrót za zachodnią granicę i przygotowanie do ewentualnej obrony na linii Odry i przesłanie w ramach pomocy „sprzętu” wojskowego. Przewaga militarna Rosji nad naszymi siłami była przytłaczająca. Nawet jeśli Rosyjski Niedźwiedź dość mocno chwiał się na nogach od nadmiaru wódki i braku jedzenia, to nie było mowy o odparciu agresora. Najważniejszą kwestią zaprzątającą głowy dowódców było jak najdłuższe przetrwanie i ciągła nadzieja, że sojusznicy jednak przyjdą nam z pomocą. Liczyła się każda godzina, podczas której to wróg zdobywał nowe kilometry naszego kraju. Poruszał się wolniej niż przywidywał, ponosząc ciężkie straty, ale uparcie podążał naprzód. Dowództwo nie mając zbyt wielkiego wyboru, musiało w końcu przejść do realizacji planu „Międzyrzecze”, zaciekłej obrony pomiędzy Bugiem a Wisłą, który spisywał na straty wschodnią część kraju. W tym samym czasie politycy, wywiady oraz media prowadziły swoją równie istotną wojnę.
Książka jest przedstawicielem popularnego w ostatnim czasie nurtu political fiction. Niezbyt przyjemna wizja przyszłości naszego kraju i ewentualne skutki takiej wojny na arenie globalnej, stały się podstawą dla sporej liczy książek. Część z nich zaliczała się do grona publikacji „ku pokrzepieniu serc”, w której to dzielni Polscy stawiają silny opór agresji i odnoszą spektakularny sukces. Powieść pana Marcina po części również ma taki wydźwięk, ale autor w główniej mierze stała się pokazać prawdziwe oblicze wojny. Honor, bohaterskość, zasługi, medale to wszystko tylko mrzonki przykrywające bezsensowną śmierć, zniszczenie i wyciąganie z niektórych ludzi najgorszych instynktów, które do tej pory czyhały uśpione w zakamarkach duszy.
Autor postawił na wieloosobową narrację pokazującą całą akcję z perspektywy różnych bohaterów: żołnierzy, dowódców, polityków, agentów wywiadu, dziennikarzy (zarówno po polskiej, jak i rosyjskiej stronie). Postacie są świetnie skrojone pokazujące różnorodne ludzie emocje i zachowania, które uwypuklają się w momentach największego stresu. W brudnych, śmierdzących krwią i śmiercią realiach wojny, nie mam miejsca na nadmiar patosu i bohaterskości. „Honor” znika w momencie, kiedy świszczą obok ciebie kule, a kolejne wybuchy podrywają kawałki ziemi, każdy stara się przeżyć za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to oznaczać zatracenie części swojego człowieczeństwa. Ciekawie prezentują się również tutaj postacie drugoplanowe (szczególnie politycy), którzy mają swoje odbicie w realnym świecie. W przypadku niektórych z ich dość łatwo zgadnąć na kim wzorował się autor, dodając tym samym swojej powieści sporej dawki autentyzmu.
Plątanina mniej lub bardziej powiązanych ze sobą wydarzeń i decyzji, które pokazują, że wojny mają teraz dość szerokie oblicza. Broń i żołnierze to tylko jedna cześć frontu, druga to media i umiejętne manipulowanie światową opinią publiczną. Marcin Ogdowski w kolejnych rozdziałach udowadnia, że jest doskonałym obserwatorem i analitykiem globalnej polityki, zna się na psychologicznym aspekcie funkcjonowania mediów, a jego wiedza militarna jest prawdopodobnie większa niż niejednego czynnego oficera WP. Wszystko to sprawia, że stworzona przez niego fabuła jest intrygująca, świetna w odbiorze i mocno realna. Oczywiście należy pamiętać o tym, że ma się do czynienia z powieścią o charakterze rozrywkowym, więc znajdzie się tutaj miejsce również dla kilku mniejszych lub większych absurdów czy wyolbrzymień. Są one jedna tylko dodatkiem świetnie uzupełniającym racjonalną i przemyślaną treść.
Międzyrzecze to naprawdę godna uwagi powieść, zapewniająca zarówno sporą dawkę rozrywki oraz wymuszająca na czytelniku chwilę refleksji nad ewentualną przyszłością. Zwieńczeniem całego dzieła jest umieszczenie na końcu krótkiego posłowia autora, który stara się w racjonalny sposób ocenić obecne realia naszego kraju, jak i szanse przed nami stojące, nie boją się jednocześnie wytknąć błędów popełnianych przez polityków (każdej ze stron). To, czy zgodzimy się z konkluzjami twórcy to już sprawa czysto indywidualna, pozostaje jednak nadzieje, że tego typu pozycje pod płaszczykiem „rozrywki” wymuszą w naszym kraju dyskusję o przyszłości.
Radosław Frosztęga
OCENA |
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Warbook.