Wydawnictwo Scream dostarcza na rodzimy rynek kolejną porcję historycznych powieści graficznych. Tym razem coś dla miłośników marynistyki i wielkich bitew morskich, które miały wymierny wpływ na historię całego świata.
Bezkres mórz i oceanów jest terenem, gdzie sprawdzą się tylko ludzie tylko odważni i gotowi rzucić wyzwanie nieznanemu. Parafrazując te słowa, podróż po kolejnych stornach recenzowanego komiksu, jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla pasjonatów historii, którzy dodatkowo lubują się w marynistycznych klimatach. Jeśli ktoś nie należy do tego wąskiego (ale zacnego grona), zdecydowanie powinien trzymać się od tej pozycji z daleka.
Jak sama nazwa komiksu wskazuje, mamy tutaj do czynienia z jednym, ale dosyć istotnym epizodem wojny Francji i Anglii, który miał ogromny wpływ na dalsze losy zarówno Europy, jak i świata. Początkiem XIX wieku (dokładniej 1805 roku) Napoleon doskonale zdawał sobie sprawę, że znienawidzonych „wyspiarzy” można pokonać tylko w lądowej potyczce i to najlepiej na ich własnej ziemi. Przeprawa jego wojsk przez kanał La Manche nie była jednak możliwa w momencie, kiedy Royal Navy cały czas blokowała francuskie porty. Plan był dosyć prosty – odciągnięcie od kontynentu jak największej liczy sił brytyjskich, umożliwiając w ten sposób planowany „desant”. Zadanie to zostaje powierzone wiceadmirałowi Pierre Charles Silvestre de Villeneuve, który ma spore doświadczenie morskie, należy jednak do ludzi nazbyt ostrożnych i nieskorych do podejmowania najmniejszego ryzyka. Każdy, kto pasjonuje się minionymi czasami, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że misterny plan okazał się jedną wielką porażką. Za francuską flotą została wysłana tylko mała część sił Anglii, na której czele stanął nie kto inny jak sam admirał Horatio Nelson. Wojenny impas, który przez dłuższy czas blokował działania obu stron, został jednak przerwany czego finałową konsekwencją, stała się tytułowa bitwa morsa pod Trafalgarem. Jest to jedno z największych zwycięstw morskich Królewskiej Marynarki Wojennej i jedna z największych porażek francuzów, o której pamiętają do dzisiaj (tym bardziej że było to preludium upadki potęgi kraju i wielkiego Napoleona).
Komiksy historyczne mają to do siebie, że ich scenariusz nie pozwala na zbytnią wolność twórczą. Ich najważniejszą cechą jest trzymanie się „prawdy”, która stanowi najważniejszą wartość dodaną. Tak tez jest i w tym przypadku, chociaż Jean-Yves Delittew pokusił się o malutkie dodatki, które nadają komiksowi pewnej dozy fabularności.
Jest dobrze, ale zdecydowanie nie idealnie. Biorąc pod uwagę obojętność tytułu, nie może być tutaj mowy o solidnej porcji wiedzy historycznej. Całość zostaje podana w mocno telegraficznych skrócie, co może stanowić jedynie intrygujący bodziec dla czytelnika w kierunku poszukiwania dalszych i głębszych informacji na ten temat. Na pewno nie można zarzucić twórcy scenariusza braku obeznania w temacie, szczególnie że od lat siedzi on w „marynistyce” i został ogłoszony oficjalnym malarzem Belgijskiej Marynarki Wojennej. Pod pewnymi względami widać jednak, że pisanie scenariuszy to nie jest jego chleb powszedni. Na 48 stornach stara się on upchnąć trzy znaczące wątki dotyczące francuskich oficerów (pośród których dochodzi od pewnych spięć wynikających z odmiennej oceny sytuacji), podległych im marynarzy (którzy w większości niezbyt palą się do walki) i anglików czekających cierpliwie na ruch wroga (pewnie przy ciepłej herbatce). Kończy się to istnymi ścianami tekstu i licznymi rozmowami, które nie zawsze mają jakkolwiek znaczenie (chociażby docinanie młodemu marynarzowi). Dodatkowo bardzo mocno będą zawiedzeni ci czytelnicy, którzy liczyli na pokazanie tutaj epickiej morskiej bitwy, gdzie potężne statki i ich działa, wypluwają z siebie kolejne porcje ołowiu. Pokazanie tytułowej bitwy, zajmuje tutaj całe trzy strony, a jeszcze dokładniej uściślając całe osiem kadrów akcji.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to stoi ona na przyzwoitym poziomie, jednak bez większych fajerwerków. Kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie, dlaczego sam Jean-Yves Delittie nie pokusił się o tworzenie rysunków, tylko pozwolił zając się tym aspektem komiksu Denisowi Bechu. Artysta sprawdza się w rysowaniu teł, dba o pewne szczegóły umundurowania, całkiem nieźle przedstawia postacie, jednak jego sposób kreślenia statków, jak i pokazanie morskiej potyczki, pozostawia troszkę do życzenia.
Wielkie bitwy morskie – Trafalgar to komiks zdecydowanie polecany tylko wielkim pasjonatom historii, którzy dodatkowo są gotowi przymknąć oko na pewnego jego niedociągnięcia. Na pewno nie jest to dzieło złe. Mamy tutaj do czynienia z tytułem dobrym, który mógł stać się czymś naprawdę wyśmienitym.
Radosław Frosztęga