W co gracie w weekend? #341: The Fruit of Grisaia (ścieżka Makiny) oraz Gears of War 2 - squaresofter - 2 sierpnia 2020

W co gracie w weekend? #341: The Fruit of Grisaia (ścieżka Makiny) oraz Gears of War 2

Witam wszystkich serdecznie. W ostatnim czasie więcej nie miałem Internetu, niż okazji do zabawy z grami wideo, nie mówiąc o pisaniu czegokolwiek. Ostatni odcinek W co gracie w weekend? opublikowałem  tak dawno temu, że pojawiły się nawet komentarze czytelników, że na forum GOLa powinna powstać karczma, w której zainteresowani mogliby rozmawiać o grach wideo.

Popieram oczywiście taką inicjatywę. Chciałbym jednak zapewnić Was, że mam jeszcze ochotę pisać od czasu do czasu o grach wideo. Przez ostatni miesiąc udało mi się nawet splatynować remake Final Fantasy VII oraz Bioshocka Infinite, ale ostatnia ścieżka fabularna w The Fruit of Grisiaia i tryb sieciowy w Gears of War 2 tak mnie porwały, że już praktycznie o tym zapomniałem.

Niniejszy wpis zawiera spoilery i nie jest przeznaczony dla osób poniżej osiemnastego roku zycia.

O tym jak zostałem ojcem

Minęło już ponad trzy lata, od kiedy pierwszy raz publikowałem tutaj teksty o Yuujim i jego koleżankach z Akademii Mihama. Pierwszą ukończoną ścieżkę w The Fruit of Grisaia zakończyłem nawet kiedyś recenzją, ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Mogę powiedzieć, że wiem o tej grzez erotycznej stawiającej niewygodne pytania natury egzystencjalnej dwa razy więcej niż wtedy. Prawdopodobnie nigdy bym do niej nie wrócił, gdybym nie przeczytał jednego posta na Fecebooku w grupie przeznaczonej dla entuzjastów visual novelek.

Poczułem się tam jak ryba w wodzie. Jeden z graczy pochwalił się tam screenem ze ścieżki Yumiko, i tak mnie to zmotywowało, że poznałem wreszcie jej poruszającą historię a zaraz po tym, wziąłem się  z rozpędu za historię ostatniej bohaterki tej japońskiej eroge, Makiny Kurisu.

Żeby bliżej ją poznać należy zgodzić się na zostanie jej tatusiem.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że większość wszystkie opowieści związane z głównymi bohaterkami kończą się w łóżku (ok., niektóre kończą się jeszcze w wannie i lesie przy jakimś drzewie), to jest to osobliwy fetysz. Sypianie z własną córką jest traktowane jako zbrodnia na tle seksualnym i surowo karana. W produkcjach Frontwinga nie znają jednak takiego słowa jak tabu, więc postanowiłem podrążyć trochę temat, z mocno skwaszoną miną.

Początkowo protagonista nie chciał o tym myśleć. Makina zaoferowała mu poczatko 70000 jenów za jego usługi, co Yuuji zwyczajnie w świecie wyśmiał, ale gdy pokazała mu ekstrawagancką kartę kredytową i czek z kwotą na 70 000 000 jenów, to nie był on już taki oporny. Dziewczyna zasugerowała, że w ostateczności  odda mu też swoje ciało, jeśli zaproponowana kwota nie jest wystarczająca.

Gdy tylko inne kolezanki z klasy dowiedziały się o tym fakcie, zupełnie niezgorszone zaczęły się do niego przymilać. Amane zaczęła odgrywać rolę matki, Sachi rodzinnej pokojówki, Yumiko jeszcze kogoś innego, a Michiru psa. No, ok, nie zgodziła się, ale mocno uśmiałem się z jej reakcji, gdy przedstawiono jej taką propozycję.

Trochę później dowiedziałem się, że Makina została kiedyś porwana. Jej ojciec był grubą rybą, więc porywacze zażądali okupu. Ojciec przystał na ich żądania, ale był to prawdopodobnie jedynie wabik, żeby się go pozbyć. Człowiek, którego kochała, zginął z ich rąk, próbując uratować swoje ukochane dziecko, a przestraszona Makina tkwiła przez wiele dni przy jego zwłokach. Wydarzenie to zostawiło trwały ślad w jej psychice, co w dalszej kolejności sprawiło, że z wzorowej uczennicy z wielkimi możliwościami została lekkoduchem, który klnie jak szewc przy każdej możliwej okazji i ma wielkie problemy z prawidłowym wysłowieniem się.

Nie znam jeszcze zakończenia tej historii, ale jestem pewien, że tak jak przy wcześniejszych, zostanę rozbity emocjonalnie i skończę z łzami w oczach.

The Fruit of Grisaia zawsze tak robi. Gdy czekasz na kolejne sceny erotyczne bohaterów, dostajesz w twarz taką historią, że ciężko się po niej pozbierać przez wiele dni. Jedyne co mogę jeszcze napisać to to, że Makina jest sliczna kiedy śpi.

Epicka Masakra Piłą Łańcuchową 2

Microsoft pokazał niedawno rozgrywkę z najnowszej odsłony Halo, po której powstało mnóstwo memów wyśmiewających słabą oprawę graficzną w najnowszej części jednej z najważniejszych marek amerykańskiego koncernu. Design przeciwników też pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście w serii były zawsze grunty, który budziły w graczu uśmiech politowania, ale zupełnie inaczej było z brute’ami, którzy wzbudzali w nas respekt, szczególnie na legendarnym poziomie trudności.

Pamiętam jak siedem lat temu Microsoft przegrał generację, oferując mniej za słabszy sprzęt, wmawiając nam, że on nigdy nie zadziała bez Kinecta, albo, że jak ktoś ma słaby Internet,  to niech gra na X360.

Dlatego wolę wracać do czasów, gdy gry tej firmy naprawdę robiły robotę. Tak, wyobraźcie sobie moi mili, że X360 miał kiedyś epickie produkcje na wyłączność, i żeby w nie zagrać należało najpierw kupić amerykański sprzęt.

Gears of War 2 jest bez wątpienia jedną z takich produkcji. Epicki staruszek ma już dwanaście lat na karku, a wystarczy, ze odpalę w nim na chwilę hordę ze znajomymi, i zapominamy o całym otaczającym nas świecie.

Sony ma świetne tytuły ekskluzywne, ale coraz mniej z nich pozwala na wspólną zabawę  graczom.

U konkurencji jest inaczej. Poszczególne odsłony  Gears of War zawsze słynęły z tego, że była to zabawa, w której ułamek sekundy lub szybki komunikat głosowy rzucony przez headseta może zadecydować o być albo nie być drużyny gearsowych zakapiorów, którym przyszło mierzyć się z kreaturami spod ciemnej gwiazdy.

Pojawianie się coraz groźniejszych przeciwników w trybie Hordy wymaga znajomości map i uzbrojenia, które się na nich pojawia oraz przede wszystkim doskonałego zgrania. Jasne, że są gracze, którzy potrafią przejść ten tryb samemu, ale mi zawsze chodziło o dobrą zabawę, więc wolę być w grupie z graczami, którym nie zawsze wszystko wychodzi. Wystarczy mi świadomość, że dają z siebie wszystko, a jak ktoś sobie nie radzi na jakiejś flance, to zawsze można go wspomóc dodatkową siłą ognia.

Gears of War 2 już kolejny raz w ostatnim czasie sprawił, że zapomniałem o wszystkich innych grach. Pisałem już o tej produkcji na łamach niniejszego cyklu kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz posiadam determinację, aby zrobić w niej wszystko, doskonale się przy tym bawiąc z innymi. Tu nawet truchło wroga lecące w powietrzu po strzale ze strzelby potrafi rozbawić, jeśli gramy w doborowym towarzystwie.

To tyle z mojej strony. Do kolejnego przeczytania, mam nadzieję.

P.S. Chciałbym podziękować Frosztiemu za pomoc przy obróbce jednego screena, którego użyłem w tym wpisie. 

squaresofter
2 sierpnia 2020 - 21:02