Recenzja płyty Bring Me The Horizon - Post Human: Survival Horror - fsm - 2 listopada 2020

Recenzja płyty Bring Me The Horizon - Post Human: Survival Horror

Rok 2020 ma za uszami tak dużo, że nie ma opcji, by 2021 był gorszy. Ale jest jedna rzecz, która w tym roku wychodzi na plus. Muzycy nie mogą grać koncertów, więc na potęgę tworzą nowe single i albumy. W ostatni piątek wysypało się z wora strasznie dużo interesujących mnie świeżych płyt. O wszystkich oczywiście nie napiszę, ale na co nieco mogę zwrócić Waszą uwagę. Brytyjczycy z Bring Me The Horizon zaoferowali najłatwiejsze (co nie oznacza "najgorsze") wydawnictwo weekendu, więc chętnie napiszę szybką recenzję. Oto Post Human: Survival Horror!

Ekipa z zespołu na przestrzeni ostatnich miesięcy dwukrotnie uraczyła fanów serią filmików prezentujących proces powstawania nowych utworów, które ostatecznie przybrały formę półgodzinnej EPki (Post Human to muzyczna mini-saga zaplanowana na cztery odcinki, każdy w nieco innym stylu) dającej wyraz frustracji światem i jednocześnie będącej ukłonem w stronę fanów, którzy tęsknili za mocniejszym uderzeniem w wykonaniu BMTH. Survival Horror potrafi kopnąć w dupkę, pozostając przy tym niezwykle lekkostraną propozycją.

Najwięcej zamieszania kilka miesięcy temu zrobił utwór Parasite Eve, jego powstawanie zostało najlepiej udokumentowane, w piosence bardzo dużo się dzieje (bułgarski chór, głos żony wokalisty, masa elektroniki, krzyki, soczyste riffy i producenckie wsparcie samego Micka Gordona) i była ona świetnym pierwszym smaczkiem pewnej zmiany w muzyce zespołu. A tak naprawdę, to drugim, bo Ludens umieszczony na soundtracku do Death Stranding, również znalazł się na tej EPce. Nadzieje na bardziej agresywne granie zostały rozbudzone, a gotowy materiał te nadzieje spełnia, a na dodatek na Survival Horror w zasadzie nie ma słabego utworu!

Wydawnictwo promowały jeszcze dwa single - zobrazowany cudnym teledyskiem Obey i bardzo mocno "linkinparkowy" numer Teardrops. Oba dynamiczne, gitarowe, śmiało zajmujące na muzycznym rynku miejsce opuszczone przez ekipę Mike'a Shinody. Oba są świetnie wyprodukowane, melodie zostają w głowie i naprawdę trudno się do czegokolwiek przyczepić, pod warunkiem, że szukamy mainstreamowego popmetalu. Pozostałe 4 utwory na EPce również trzymają poziom - od najhałaśliwszego od lat utworu Bring Me The Horizon, otwierającego płytę Dear Diary, przez gościnny występ Babymetal w plastikowo-szatańskim Kingslayerze, aż po niezłą balladę z gościnnym występem Amy Lee , która to ballada kończy się obowiązkową w takiej sytuacji ścianą dźwięku.

Survival Horror, mimo "groźnego" tytułu i skoncentrowania się na gitarach, jest rzeczą bardzo przystępną dla większości fanów ciężkiego grania. Panowie połączyli nowoczesne, popowe motywy (które świetnie wyszły na amo) z tym, co zapewniło im sławę te ok. 10 lat temu. Jasne, przebłysków geniuszu tu nie ma, a niektóre riffy brzmią znajomo (hello, Deftones!), ale cała dziewięcioutworowa paczka niezwykle gładko wchodzi w ucho i zostaje tam przez jakiś czas również po zakończeniu odsłuchu. Solidna rozrywka, powiadam!

fsm
2 listopada 2020 - 15:01