W co gracie w weekend? #352: RE3 2020 Steins;Gate Linear Bounded Phenogram Gears 5 GoW4 i Gradius V - squaresofter - 7 marca 2021

W co gracie w weekend? #352: RE3 2020, Steins;Gate Linear Bounded Phenogram, Gears 5, GoW4 i Gradius V

Witajcie gracze. Mam nadzieję, że wciąż gracie w swoje ulubione gry. Mi się trudno zdecydować na jedną, więc jednego dnia gram w jedną, a następnego w inną. Chciałbym jednak doprowadzić do końca parę spraw, o czym więcej przeczytanie w dalszej części tekstu.

Resident Evil 3

W dalszym ciągu staram się splatynować odświeżoną wersję Resident Evil 3. Nie jest to mój wymarzony remake. Moje drugie przejście produkcji japońskiego survival horroru dłużyło się niemiłosiernie, ale gdy niedawno kolega pytał, czy wciąż jeszcze go ogrywam, to spiąłem się i po jednym dłuższym posiedzeniu udało mi się ukończyć tytuł Capcomu ponownie. Jedna z form Nemesisa dała mi się trochę we znaki, więc zanim przystąpiłem do gry na poziomie hardcore, który charakteryzuje się mniejszą ilością przedmiotów, a mieszanie prochu daje mniej pocisków, postanowiłem zaopatrzyć się w pistolet z nieskończoną ilością amunicji, monetę regeneracji zdrowia oraz przyrząd pomocniczy do produkcji amunicji.

Wydałem na to punkty wyzwań, które zdobywamy za ukończenie gry na konkretnym poziomie trudności, zabicie określonej ilości zombie danym typem broni oraz przykładowo za przejście gry przy użyciu maksymalnie jednej rośliny leczniczej lub tez bez używania skrzyni na przedmioty.

Zamierzam spokojnie sobie przechodzić ten tytuł. Liczę jednak, że nie zajmie mi to dwa miesiące jak ostatnio.

Steins;Gate: Linear Bounded Phenogram

Po scalakowaniu Va-11 Hall-I potrzebowałem jakiejś gry, której historia pochłonęłaby mnie bez reszty. Padło na Linear Bounded Phenogram, a więc jedną z kontynuacji mojego ulubionego uniwersum, czyli Steins;Gate. Pisałem już o niej wcześniej, ale dopiero teraz postanowiłem wrócić do niej i dokończyć historię wszystkich głównych bohaterów.

Najbardziej ze wszystkiego w tej japońskiej powieści graficznej o podróżach w czasie podoba mi się to, że twórcy przestawili główną oś fabuły z Okarina na wszystkich jego znajomych. Gdzieś przeczytałem, że LBP to spin off Steins;Gate. Jest to nieprawda. To, że autorzy postanowili z czterech historii w tym uniwersum zekranizować jedynie dwie wcale nie oznacza, że te które nie doczekały się anime są nieważne. Więcej, to właśnie z LBP dowiadujemy się o motywacjach poszczególnych członków laboratorium, o której nie było mowy w oryginale i dopiero teraz ich osobowości nabierają głębi.

Jest to bez wątpienia tytuł, który obecnie zabiera najwięcej mojego wolnego czasu, a po skończeniu historii Suzuhy i Kurisu, wręcz nie mogę się doczekać finału wątku Moeki, która bardzo urosła w moich oczach od czasu Steins;Gate.

Gears 5

W tym tygodniu zadebiutował kolejny sezon Gears 5. Operacja 6 nie przyniosła zbyt wiele zmian. Nie zmienia to jednak faktu, że już jakiś czas temu postanowiłem, że podczas nowej operacji spróbuje osiągnąć rangę Generała. Aby tego dokonać trzeba grać w piąte Gearsy bardzo dużo, albo każdego dnia po trochu przez jakieś dwa miesiące. Chcę spróbować tej drugiej opcji. Zdobywanie gwiazdek za zabicie 30 wrogów z karabinów szturmowych lub bronią długodystansową, pokonanie kilku przeciwników za pomocą trafień w głowę, czy przejście od czasu do czasu dwunastu fal w hordzie lub jakiejś ucieczki nie wydaje się jakims karkołomnym zadaniem. Liczę na to, że uda mi się przy okazji znaleźć jakichś graczy, z którymi będzie można pograć od czasu do czasu, z korzyścią dla wszystkich.

Przy okazji chcę także przejść dodatek Hivebusters na najwyższym poziomie trudności oraz znaleźć wszystkie upgrade’y postaci.

Gears of War 4

Szukając ludzi do hordy w Gears of War 4 odezwał się do mnie znajomy z pytaniem czy nie zechciałbym z nim przejść kampanii na najwyższym poziomie trudności, więc od jakiegoś miesiąca gramy ze sobą regularnie. Początkowo przeszliśmy kampanię na poziomie hardcore, ale byliśmy trochę rozczarowani, gdyż nie wpadło nam osiągnięcie za przejście jej bez używania gnashera i lancera. Co się odwlecze, to się nie uciecze. Okazało się, ze gra nie zaliczyła nam tylko jednego rozdziału, więc powtarzając wszystko na poziomie insane dostałem ten aczik za przejście pierwszego rozdziału czwartego aktu.

Przez pierwsze trzy rozdziały mieliśmy ogromne problemy z tym poziomem trudności, który jak wiadomo nie pozwala na powalenie gracza. Ginęliśmy co niemiara, sporo przy tym bluzgając, ale na całe szczęście zrobiliśmy easter egga polegającego na zdobyciu granatów i boltoka Dona. Ta ostatnia broń jest nieoceniona, bo pozwala na zabicie dowolnego przeciwnika jednym strzałem. W magazynku jest jedynie 18 pocisków, ale to i tak starczy. Początkowo z niej nie korzystałem. Jednak gdy w dalszej części kampanii snatchery pojawiają się na potęgę, od czasu do czasu wychodzi scion z dropshotem, który może zrobić nam kuku z bardzo dużej odległości, czy inne potworności, to skrupuły należałó odłożyć na dalszy plan, aby przetrwać w tej nierównej walce.   

Gradius V

Na koniec dzisiejszego tekstu chciałbym wspomnieć o najtrudniejszej grze, z jaką przyszło mi się mierzyć od dawien dawna. Piąta odsłona serii, która swoje początki miała w czasach NESa, to jeden z przykładów na to, dlaczego PS2 po dziś dzień jest najlepszą konsolą w historii. Można na niej było spotkać po prostu niemal każdy typ gry, tak żeby nawet najbardziej wybredny pod tym względem gracz mógł znaleźć na sprzęcie Sony coś dla siebie, nawet grę wideo Konami, które dziś jest kojarzone raczej z automatami Pachinko oraz z firmą, która pozbyła się swoich najwybitniejszych projektantów gier. Kiedyś napis Konami Computer Enertainment Tokyo/Japan znaczył niemal tyle, ile słynny znak jakości na opakowaniach z grami Nintendo. Mogłeś brać większość ich gier w ciemno, wiedząc, że czeka Cię doskonała zabawa.

Nie inaczej jest oczywiście z Gradiusem V, w którym wcielamy się w pilota statku kosmicznego Vic Viper i stajemy naprzeciw bakteryjnych monstrów, które chcą unicestwić wszelkie życie w kosmosie. Pomogą nam w tym przeróżne modyfikacje statku, które zdobywamy za pokonywanie przeciwników.

Chociaż gra ma raptem kilka plansz, to ukończenie kampanii na poziomie wyższym niż bardzo łatwy jest niemal niemożliwe. Nie dość, że musimy się najpierw nauczyć rozmieszczenia i zachowania wszystkich naszych wrogów, to jeszcze musi nam dopisać szczęście w poszczególnych etapach gry. Łatwo nie jest, szczególnie ze względu na to, że zdarzają się fragmenty w tej kosmicznej strzelaninie, podczas których musimy walczyć z kilkoma bossami pod rząd.

Każda plansza kryje przez nami coraz to groźniejsze niebezpieczeństwa, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że utrata życia odbiera nam niemal wszystkie pomocne modyfikacje, takie jak laser, możliwość strzelania rakietami, czy rozdwojenie trajektorii pocisków w taki sposób, aby strzelały one także w górne rejony ekranu.

Strategia to bardzo ważny element w Gradiusie, bo nierzadko broń, której jeszcze przed chwilą używaliśmy jest zupełnie bezużyteczna w dalszej części. Jeśli nie przygotujemy się odpowiednio na kolejne niebezpieczeństwa, to nie mamy zadnych szans na ukończenie tej produkcji.

Na całe szczęście przestawienie poziomu trudności na niższe zapewnia nam więcej żyć na jeden wirtualny żeton, a wraz z każdą godziną spędzoną z grą, otrzymujemy dodatkowy. Dawno żadna gra nie dała mi tak w kość, ale też z drugiej strony, mało która gra wymagała ode mnie takiej koncentracji. Im mocniej zawodzę, tym lepszy chcę być w Gradiusie. Nie poddam się dopóki nie osiągnę sukcesu.

Pamiętam jeszcze czasy, gdy w pierwszej części tej serii lecieliśmy stateczkiem na czarnym tle. Jestem w ciężkimi szoku jak ta gra prezentuje się na PS2. Lubię takie gry od małego, tak w zasadzie od czasu ukończenia Salamander (Life Force w USA), dlatego muszę sobie przypomnieć kolejny raz jak to jest być dzieckiem. Inaczej nigdy nie ukończę Gradiusa V, a bardzo tego chcę.

To tyle ode mnie na dzisiaj. Jeśli chcecie, to dorzućcie od siebie trzy grosze w komentarzach. Do następnego razu.

squaresofter
7 marca 2021 - 19:07