Szykuje się nam kolejna „afera”. Po Wojciechu Olejniczaku markę PlayStation „zaatakował” bowiem prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej Michel Platini. Były znakomity reprezentant Francji wykorzystał popularną konsolę, jako kontrargument na propozycje wprowadzenia nowych technologii do piłki nożnej.
Według Platiniego:
Jestem przeciwny wprowadzaniu komputerów aż w takim stopniu do futbolu. Wtedy to byłoby już PlayStation. Nie można wszystkiego powierzyć kamerom. Sędzia musi mieć pomoc w czasie meczu, ale od innych arbitrów.
Czy powyższe zdanie mamy rozumieć jak atak na graczy i konsole? Oczywiście, że nie. Ale warto się przyjrzeć sensowi powyższej wypowiedzi. Czy gry piłkarskie ukazujące się na konsolach i komputerach nie starają się symulować tej dyscypliny? Czy naprawdę Pro Evolution Soccer albo FIFA mają niewielki związek z rzeczywistością? Czy twórcy z Konami i EA przez tyle lat nie zdołali stworzyć, nawet choć trochę, zbliżonej do prawdziwych meczów piłkarskich gry sportowej? Czy tam gole są uznawane według widzimisię silnika gry, spalone to loteria, a piłkarze odbierają sobie piłkę po ciosie łokciem w szczękę? No chyba nie, ale pan Platini najwyraźniej zatrzymał się na ISS Pro 98, FIFie 2000 lub innym Red Card Soccer.
PlayStation football? Dla mnie to pojęcie, które można zdefiniować jako piłkę, w której nie ma prawie w ogóle murowania bramki, w której mecze pełne są ofensywnych akcji i pada wiele goli. Czy takie coś jest czymś przed czym europejska federacja powinna bronić fanów? Nie rozumiem, w czym Platini widzi problem. Gry piłkarskie to szansa dla każdego, aby po obejrzanym meczu ulubionej drużyny spróbować zrewanżować się wirtualnie na odwiecznym rywalu. To także szansa na lepsze poznanie piłkarzy i zrozumienie samej dyscypliny. „PlayStation football” to może i dalej forma rozrywki, ale na pewno bliżej jej, niż grom wyścigowym do rzeczywistych wyścigów.
FIFA i UEFA bronią się rękami i nogami przed nowymi technologiami. Dzięki temu pracę ma więcej sędziów, a spotkania są bardziej nerwowe. Coraz częściej jednak na dużych turniejach o wyniku decyduje zbyt często błąd arbitra. To trzeba wyeliminować, nawet kosztem miejsc pracy dla arbitrów i mniejszych „dodatkowych emocji” na meczach. Kamery i powtórki naprawdę nie wydłużą meczu do 120 minut regulaminowego czasu oraz nie pozbawią dyscypliny oddanych fanów.
PS. Zauważyliście, że po tylu latach ani Nintendo ani Microsoft nie są w stanie wykorzenić z myślenia laików pojęcia PlayStation? Mało kto mówi „konsola”, jeszcze mniej mówi „Wii” lub „X360”, gdy chce się odnieść do naszego poletka. Marketingowcy Sony świętują dalej.