Historia Serów Świata odc.2 - fsm - 8 listopada 2010

Historia Serów Świata odc.2

Zgodnie z obietnicą: przed Wami druga część opowiadania o rycerzach i innych fantastycznych stworach. Zapraszam do lektury po tymże obrazku:

Odcinek 2

Minęło może pięć minut od czasu, gdy Mr Gouda spieprzył z miejsca zbrodni, gdy coś go ukuło w boku. Komar. Pacnięciem ręki rycerz zabił owada i jednocześnie nabił sobie siniaka.

- Cholera, miecza zapomniałem!

Cztery i pół minuty po zabiciu komara Mr Gouda vel Sekret Mnicha powrócił na miejsce przysztyletowania Murzyna do beczki z wodą. Podniósł miecz, oblizał go i schował. Rozejrzał się dookoła. Coś tam leży koło szopy. Zaraz...

- Sir Camembert? Sir Camembercie! - zawył okrutnie wojownik biegnąc ku swemu drogiemu towarzyszowi broni. - Kto cię zabił?!

W momencie, gdy oko Sir Camemberta przestało łypać na biegnącego Mr Goudę i w momencie, gdy wspomniany właśnie rycerz dobiegał do poszkodowanego, poszkodowany zniknął. Rozpłynął się w powietrzu przy akompaniamencie fajowego niebieskiego efektu specjalnego. Zawiał wiatr, sypnęło liśćmi, a echo przywiodło ze sobą wspomnienie okrutnego śmiechu „Ha Ha Haa!!!” 

* * *

- Hu hu ha! Hu hu ha! Obudź się w końcu człowieku, chucham tak na ciebie już od godzin kilku a ty ciągłe jak leżysz tak leżysz, a wstać to nie wstajesz. Obudź się!

Sir Camembert poczuł jak czyjaś wilgotna ręka szarpie go za mokre ramię. Poczuł także wiele innych rzeczy, ale nie będę się dłużej rozpisywać, bo nie wypada. Camembert otworzył swe oczęta i spojrzał. Nad nim siedział zielonoskóry wodnik z bujną granatowo-brązową czupryną. Za nim w zetknięciu dwóch kamiennych ścian celi siedział mały, fioletowy smok, a obok niego wilkołak, który akurat drapał tylną nogą prawe ucho.

- Ale numer! - mruknął do siebie rycerz - To pewnie ten czadowy niebieski efekt specjalny tego kolesia w czarnym płaszczu mnie tu przeniósł. Ale się wpakowałem!

Tym czasem hen za lasami i górami Mr Gouda vel Sekret Mnicha dumał nad losem teleportowanego przyjaciela, nad zającem, którego właśnie piekł w leśnym ustępie i nad wieloma innymi sprawami wagi państwowej…

 * * *

 "Łykowaty coś ten zając" przemknęło Mr Goudzie przez myśl. Mimo tego pochłonął całego szaraka razem z kopytami. Był głodny.

"I co z Sir Camembertem? Efekt fajny, ale gdzie go szukać? I kto chucha... Tfu! Czyha na jego życie? Cholera."

Gdyby Najstraszliwszy Sekret Mnicha był w posiadaniu nieistniejącego jeszcze wówczas zegarka, dowiedziałby się, że jest 2:47 i czas spać. Tego jednak nie wiedział i oblizywał miecz jeszcze przez dobrą godzinę. W końcu zmorzył go sen.

Kretyńsko głośnie "ĆWIR!" wyrwało go z błogiego stanu. Zaspanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Czujne oko jego trafiło na starszego jegomościa w powłóczystej szacie grzebiącego rachitycznym patyczkiem w resztkach zeszłowieczornego ogniska.

- Ćwir! - powtórzył osobnik. - O! Zbudziłeś się - dodał, widząc dziwnie przyglądającego się mu Mr Goudę. - Masz, to dla ciebie.

Starzec wcisnął rycerzowi w dłoń małe żelazne kółeczko czy też zaślepkę, którą zdecydowanie należało do czegoś dokręcić. Świadczyły o tym charakterystyczne rowki.

- Zaraz... halo. Kim jesteś i co to jest? - zapytał zdziwiony Sekret.

- Och.. gdzie moje maniery. Bałtycki - mag, czarodziej i nieumarły medyk. Zombie, jeśli wolisz. To, co trzymasz w ręku, to jest mała dokręcana część Zajebistej Buławy Mocy, którą musisz odszukać. W nocy nawiedził mnie jakiś przezroczysty gość w łachmanach, powiedział, że spotkam tu rycerza, któremu to wręczyć. I jak by nie spojrzeć, spotkałem i wręczyłem.

- Jestem Gouda, Mr Gouda ... Jakoś do końca nie rozumiem, ale może zaspany jeszcze jestem. Czy czegoś jeszcze chcesz? - Sekret Mnicha z wysiłkiem podniósł się z runa leśnego.

- W zasadzie niczego... chyba, że nie masz nic przeciwko temu, bym ci towarzyszył. Znam dużo gier i fajowych czarów. A samemu to nudno...

- W sumie... zapachy rozsiewasz mało towarzyskie, ale dobrze ci z oczu patrzy. Jednak ja teraz muszę poszukać mego dobrego przyjaciela, Sir Camemberta, który został wczoraj z niewiadomych przyczyn teleportowany w jeszcze bardziej niewiadome  miejsce.

- Dobra! - ochoczo zgodził się Bałtycki. - Uwielbiam szukać. Kiedyś nawet prawie zamieniłem się w psa myśliwskiego. Niestety... nie wyszło i przyszło mi zejść śmiertelnie. Ale bycie zombie nie jest złe. Spać nie trzeba.

Tak oto Mr Gouda i jego nowopoznany kompan - martwy czarodziej Bałtycki ruszyli na ratunek Sir Camembertowi z Gładzić Lumpa. Przechodząc przez karczmę, ma się rozumieć. 

* * * 

Zbliżała się północ. Między murami wiał zimny nocny wiatr. Mały niewinnie wyglądający wróbelek usiadł na parapecie okna w komnacie na najwyższym poziomie bastionu. Bladoniebieskie oczy ptaszka spoglądały na dwóch mężczyzn pogrążonych w rozmowie siedzących przy kominku. Jeden z nich donośnie kichnął przerywając konwersację.

- Do kroćset! Ten cholerny katar kiedyś mnie zabije! - zaklął młody książę

- Jedz więcej owoców i pij więcej mleka. - odezwał się stary czarnoksiężnik.

- Będę o tym pamiętać. Chyba, że znasz jakiś czar odpowiedni na ten zakichany katar?

- Znam. Ale o tym później. Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.

- Racja. Wybacz. Tak.

- Co „tak”?

- Tak, zdobyłem małą dokręcaną część Zajebistej Buławy Mocy.

- Dobrze. Daj mi ją.

Młody książę wyciągnął z sakiewki małe żelazne kółeczko, które odbijało blask płomieni z kominka. Nagle w komnacie zrobiło się zupełnie ciemno. Młody książę i stary czarnoksiężnik usłyszeli łopot skrzydeł. Jakaś istota wyrwała przedmiot z ręki księcia, ale zanim zdążyła uciec czarnoksiężnik posłał w jej kierunku błyskawicę, która dopadła celu.

Porażony wróbelek o mały włos nie wpadł na ścianę. Wykonał skomplikowany zwrot w przód i wyfrunął przez okno. Ale czar Trevora Redroma był bardzo silny i wróbelek przeleciał tylko kilka metrów, po czym wpadł przez zakratowane okno do nisko usytuowanej celi. W wprost w miękkie futrzaste łapy.

*

Po kilku godzinach wspólnej rozmowy znali się już całkiem dobrze. Sir Camembert, mały fioletowy smok o imieniu Miluś i zielony wodnik, który zaraz zginie, słuchali planu ucieczki wilkołaka Wolfganga, gdy w jego łapy wpadł brązowy wróbel z metalowym przedmiotem w dziobie. I gdyby nie fakt, że głodny wilkołak był wegetarianinem, wróbelek nie miałby czasu na transmutację w swoja prawdziwą postać. A tak miał.

Sru! I w miejscu rannego wróbelka znajdowała się ranna kobieta. Jej bladoniebieskie oczy spoczęły na Sir Camembercie, a z dłoni wypadła część Buławy.

- Pomóżcie - wyjąkała kobieta. - Jestem czarodziejką z bractwa Ochrona Świata Przed Zagładą. To metalowe kółko to część potężnego artefaktu - Buławy Mocy, która w niegodziwych rękach może dokonać wiele złego - czarodziejka wypluła gęstą ślinę z krwią. - Zostałam śmiertelnie raniona przez Redroma, to niegodziwy czarnoksiężnik, który chce złożyć buławę. Proszę nie dopuście do tego. Jeżeli odmówicie to resztką sił zmienię was w ropuchy! Przyrzekacie?

- Przyrzekamy!

Czarodziejka umarła trzymana w futrzastych łapach Wolfganga. Pluf! I znikła.

*

Plan był trudny, choć wcale na taki nie wyglądał. Wystarczyło przejść przez tunel, który wykopali Miluś, Wolfgang i wodnik, który zaraz zginie, uciec przed pościgiem i już. Proste? A jednak. Pięćdziesięciometrowy tunel był ciasny, mokry i śmierdzący. Pościg natychmiastowy. Szanse ucieczki minimalne.

- Jeśli nas złapią, to odbiorą nam część buławy - wysapał zdyszany Miluś.

- Nigdy! - podjął Wolfgang.

- Nigdy! - powtórzył zasapany Sir Camembert.

- Po naszych trupach! - wrzasnął wodnik, który zaraz zginie.

Pszuuuuu! Jedna ze strzał ścigających przeszyła serce i płuco wodnika, który właśnie ginął. Padł na trawę.

- Wodniku, który właśnie zginął! Nieeeee! - krzyknął Sir Camembert biegnąc ku martwemu ciału nowopoznanego kompana.

Zanim do niego dotarł ciało wodnika zrobiło się przezroczyste i zimne jak lód. Wodnik podniósł się wyciągając strzałę z piersi.

- Wodniku, który właśnie zginął, ty żyjesz! – zdumiał się Camembert.

- Już nie rycerzu. Jestem wodną zjawą. Może i dobrze się stało, że zginąłem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Wasza sytuacja jest beznadziejna. Ale mogę ją odmienić. Postaram się oddać część buławy twojemu przyjacielowi Goudzie, o którym tyle słyszeliśmy. W ten sposób nie dostanie się w ręce wroga.

- Dobrze. Przyszłość świata jest najważniejsza. – zdecydował Sir Camembert, po czym oddał wodnikowi, który właśnie zginął vel wodnej zjawie metalowe kółko. Wodnik wraz z przedmiotem zamigotał i zniknął, aby pojawić się w szałasie nieumarłego czarodzieja. Dalej nie mógł ryzykować teleportacji - stracił zbyt wiele mocy. Ale czarodziej okazał się godny zaufania i wysłuchawszy o co chodzi, zgodził się pomóc. Wodnik resztką sił teleportował się do najbliższego jeziora by na wieki wieków straszyć swoim obliczem okolicznych rybaków.

* * *

- Czemu to robisz? - zapytał Bałtycki.

- Czemu co robię? - odpowiedział pytaniem Mr Gouda.

- Oblizujesz swój miecz. To obrzydliwe.

- Nie wiem... przyzwyczajenie. Ponoć to oznaka prawdziwego męstwa.

- Lizanie zakrwawionego żelaza?!

- Oj... tak to nieładnie brzmi w twoich ustach. Gdzieś czytałem, że wojownik, który nie gardzi krwią pokonanego właśnie wroga, zdobywa jego siłę i jednocześnie oddaje mu cześć.

- Bzdura... to czemu rąk nie oblizujesz?

- Żebym zarazków nałapał?! ...Co się tak patrzysz? Nie wierzysz?

- Nie ukrywajmy... gadasz od rzeczy.

- Dobra... mój pra-pra-pradziadek ze strony matki ciotki wujka sąsiada był wampirem. Co ze mnie też robi trochę wampira - wyjaśnił Sekret. - Tak jakby ćwierć-wampira, albo w 1/8.

- Albo idiotę... - skwitował mag-zombie.

- Nie ważne. Sam nie jesteś lepszy. Odpada ci ucho...

Gdyby nieumarli się rumienili, być może Bałtycki by się zarumienił. Jedno jest pewne. Szybko odwrócił wzrok i schował swą małżowinę do jednej z wielu kieszeni umieszczonych w jego szacie.

- No - podjął konwersację rycerz. - To powiedz więcej o tym duchu, czy co tam cię nawiedziło.

- Aaaa... no tak. Siedzę sobie w takim fajnym szałasiku, co go sobie zbudowałem wcześniej i dumam nad sensem życia...

- Nad sensem życia...?

- Eee... tak. I wtem ni z tego ni z owego czuję dziwne wibracje. Jakby powietrze ożyło. Potem nagle pojawiło się błękitne światło, z którego wyszedł jakiś dziwaczny, przezroczysty stwór. Jego niematerialne płuco krwawiło niematerialną krwią, a w swej niematerialnej dłoni jakimś cudem trzymał tą bardzo materialną metalową część czegoś. Podał mi ją, po czym powiedział cos w stylu: "Ale tu ciasno... słuchaj, czarodziejem jesteś? Super... właśnie mnie zabili, moich znajomych zaraz pewnie zabiją, a to oto metalowe ustrojstwo to jest część starożytnego artefaktu zwanego Zajebistą Buławą Mocy. Tylko ona może pokonać zło i jednocześnie zło nie może jej dostać. Zło ma czubek buławy, a gdzieś tam jest rączka buławy. Musisz odnaleźć pewnego rycerza, który będzie wieczerzał nieopodal wioski, z której uprzednio uciekł..." Tu musiałem przerwać mojemu rozmówcy, bo odszukanie miejsca po tak szczegółowym opisie wydawało się średnio możliwe. "Bogowie... o tam!" to powiedziawszy pokazał palcem wioskę na wzgórzu... fajnie, że byłem tak blisko, nie?

- Super!

- No. I potem powiedział coś zbliżonego do: "Daj mu to, a on to schowa i poszukać rączki mu każ, gdyż zaiste takie jego zadanie. Poza tym Sir Camembert go prosi, więc myślę, że się zgodzi. Tymczasem spadam na jezioro." Oczywiście w przybliżeniu... kto by tam zapamiętał dokładnie...

- Sir Camembert? Hm... czyli ta buława to jest ten artefakt, o którym wtedy tam rozmawialiśmy... Ciekawe, czy uda mi się spotkać z Sir Camembertem w niedalekiej przyszłości?

- Myślę, że tak... w końcu to wy jesteście dobrymi bohaterami, a oni wtedy właśnie uciekali z tego więzienia czy co to tam było...

- Masz rację! - krzyknął uradowany Sekret Mnicha. - Cierpliwości!

KONIEC ODCINKA 2

poprzedni odcinek

fsm
8 listopada 2010 - 18:25