Historia Serów Świata odc.1 - humorystyczne opowiadanie fantasy - fsm - 7 listopada 2010

Historia Serów Świata odc.1 - humorystyczne opowiadanie fantasy

Witajcie, drodzy czytelnicy. Jeśli macie kilka chwil, chcę Wam zaproponować lekturę pewnego (za przeproszeniem) dziełka. Swego czasu - jakieś 6 lat temu, wraz z moim dobrym gdańskim druhem Jakubem zaczęliśmy korespondencyjnie tworzyć opowiadanie o rycerzach, smokach, czarodziejach i takich tam. Z założenia śmieszne. Odkurzyłem ów tekst, wprowadziłem kilka poprawek i oto prezentuję go Wam. Zważcie proszę na fakt, że a) pisane było to jakiś czas temu, b) pisane było na zmianę przez dwie osoby c) była to dla nas frajda i d) nadal uważam, że jest to całkiem (miejscami) zabawne i nieźle się czyta.

Dzisiaj oferuję Wam kilka początkowych mini-rozdziałów (autorstwa Kuby i mojego, na zmianę, w takiej kolejności), które z efekcie rozwiną się w głupkowatą opowieść z wieloma postaciami i wieloma nawiązaniami. Rozkręca się, uwierzcie. Jeśli zatem komuś z Was się spodoba i zechceci mi towarzyszyć podczas opowiadania, będzie mi miło. Odcinek drugi - jutro, a całość powinna zmieścić się w 10 odsłonach. Chyba, że będzie odzew, to umieszczę także sequel (lepszy i lepiej napisany... jak to bywa w przypadku początkujących "pisarzy"). Enjoy.

Odcinek 1

Sir Camembert wjechał do małej wioski z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Jego myśli zaprzątała ostatnia walka ze złowieszczym trollem jaskiniowym. Nawet nie zauważył nazwy osady i skierował się od razu do karczmy pod śpiewną nazwą "Dary, dary losu". Jadąc wąską uliczką dostrzegł mały kramik czarodziejski. Porzucił więc niewesołe myśli i postanowił wstąpić do sklepiku maga. Wewnątrz panował mrok, a zapach kamfory był wszechobecny. Po krótkiej rozmowie z czarodziejem imieniem Alvegor, rycerz położył dziesięć złotych dukatów na ladę, a w zamian otrzymał kawałek pożółkłego pergaminu, na którym zaczął skrzętnie pisać. Skończywszy oddał pergamin czarodziejowi.

- Czy jesteście pewni, że list dojdzie jeszcze dzisiaj?- spytał Sir Camembert.

- Oczywiście, mości rycerzu - zapewnił mag. - Magiczna poczta jest o wiele szybsza niż zwykli konni gońcy.

- Dobrze. Znasz adres. Liczę na ciebie.

- Bądź spokojny. List dojdzie nienaruszony jeszcze dzisiaj.

Dosiadając konia Sir Camembert jeszcze raz powtórzył sobie w myślach treść listu.

Drogi Goudo, obawiam się, że nasza wyprawa może stać się jeszcze bardziej niebezpieczna niż przypuszczaliśmy. Przygotuj się na wszystko.

Sir Camembert z Gładzić Lumpa, herbu Trzy końskie głowy.

Mimo obaw Camemberta list faktycznie dotarł tego samego dnia do Goudy, jednak nie tak dokładnie nienaruszony. Widziały go bowiem oczy kogoś, kto czaił się na ich życia i na cel ich wyprawy...

Następnego dnia ciało Alvegora znalazł wioskowy cyrulik. Czarodziej odnalazł swoje przeznaczenie - krótki nóż w gardle. A co czeka na rycerza Camemberta? Czy Mr Gouda domyśla się kto czyha na ich życia? Czy odnajdą swoje przeznaczenie? Co teraz zrobi Gouda?

* * *

Wiatr hula po dolinie. Samotna postać wolnym krokiem podąża wzdłuż wąwozu. Wypolerowana zbroja lśni w świetle księżyca. Runiczny (och, jaki runiczny!) miecz pokrywają wyschnięte resztki czaszki jakiegoś nieszczęsnego akwizytora, który nie przemyślawszy swego postępowania usiłował wcisnąć Mr Goudzie, znanemu również jako Najstraszliwszy Sekret Mnicha, urządzenie do sprawdzania autentyczności banknotów. Wojownik spokojnie podszedł do drogowskazu. "KARCZMA - TAMTĘDY" głosiła drewniana tabliczka.

- No to chlup! - rzekł Sekret i ruszył we wskazanym kierunku. Pod osłoną ciemności podążał za nim straszliwy Łowca Talentów. Okrutny ten rzezimieszek zabijał każdego, kto posiadał nawet garstkę tych starych greckich monet. Sekret, o czym Łowca jeszcze nie wiedział, wydał wszystkie swoje talenty na polerowanie zbroi, co by lśniła w świetle księżyca. Łowca Talentów podszedł bliżej tym samym wychodząc z cienia.

- Ani kroku dalej, śmieciu! - wycedził Sekret nie odwracając się.- Widzę cię! Mam lusterko!!!

- O nie! - trwoga zalała oczy i serce złoczyńcy. Usiłował zasłonić twarz przed ciosem. Na próżno. Błyskawiczny skręt bioder, doskok i cięcie na odlew. Klinga runicznego miecza rozłupała czaszkę Łowcy. Sekret Mnicha wprawnymi palcami lewej ręki przeszukał sakwę Łowcy i wśród miedziaków zwanych również talentami odnalazł pożółkły pergamin. To list! Rzut oka na podpis... Sir Camembert! Łowca był bowiem człowiekiem, który pozbawił życia maga Alvegora. O tym jednak Mr Gouda nie wiedział. Wiedział natomiast dwie rzeczy: dwutlenek węgla powoduje efekt cieplarniany oraz to, że jak najszybciej musi spotkać się z nadawcą listu. Być może losy świata spoczywają w jego rękach!

* * *

Suche gałęzie starej czereśni pukały cicho w szybę okna. Puk. Puk. Puk. Wygłodniały kot miauczał pod płotem. Miau! Miau! Miauuu! Światło księżyca leniwie lało się do wnętrza pokoju. Hm… Szru! Szru! Szru! Sir Camembert nie mógł zasnąć.

„Ach jak tu niewygodnie” pomyślał. „Nie dość, że zimno to jeszcze twardo. Chyba ostatni raz próbuję spać w kolczudze.”

Nagle za drzwiami rozległ się głuchy łomot. Sir Camembert poderwał się momentalnie z pryczy i zwinnie, zupełnie jak kot, który od trzech godzin miauczał za oknem, skoczył do drzwi. Głuchy łomot powtórzył się.

- Kto tam, do ciężkiego licha, tak hałasuje? Klnę się na mój miecz, który zwie się Arturo, że jak wyjdę z pokoju to zrobię takie porządki, że hej - jednym tchem krzyknął Sir Camembert.

Cisza. Nie licząc miauków kota, puków starej czereśni i wlewającego się księżycowego światła. Rycerz już zawracał do łóżka, gdy znowu usłyszał głuchy łomot.

- Koniec z tym! – wrzasnął. -Nikt mi nie będzie bezkarnie hałasować po dwudziestej drugiej.

Po chwili stał w słabo oświetlonym korytarzu. Naprzeciwko stało czterech typów z mieczami.

- Camembert z Gładzić Lumpa? -spytał ten, który wyglądał prawie inteligentnie.

- To ja - odrzekł rycerz.

- Szykuj się na śmierć.

Arturo zalśnił w nikłym blasku świec. Jego lekko zabrudzone ostrze znów śmignęło w powietrzu. Odcięta ręka odleciała pod ścianę wraz z wrzaskiem jej właściciela. Błysk, świst, kolejna fala krwi. Ostatni zamachowiec padł z rozciętą twarzą - szrama biegła od lewej brwi do prawego ucha.

- Kto was wynajął?

- Nie…wiem…ugh…nie widziałem - wystękał bezręki zamachowiec, ten, który wyglądał prawie inteligentnie. - Miał kaptur…zasłaniał twarz… ach! Na ramieniu miał wyszytego…wyszytego srebrnego smoka. Nic więcej nie wiem…

- Po co was wynajął! Mów!

Już nic nie powiedział. Wykrwawił się. Suche gałęzie starej czereśni pukały cicho w szybę okna. Puk. Puk. Puk.

* * *

Oblizawszy klingę swego runicznego miecza Sekret Mnicha udał się. A jako że był już wieczór (oblizywał baaardzo dokładnie), to udawał się pod osłoną nocy. Po wyjściu z wąwozu oczom jego ukazała się karczma. I dom. I zagroda. I niewielki płotek. I cała reszta wioski. Opuszczonej, jak okazało się po przeszukaniu tejże. No... Nie do końca. Gouda odnalazł domostwo, w którym wedle listu miał przebywać Sir Camembert. Znalazł jeszcze czarnego Murzyna, który zajmował się stukaniem gałęziami starej czereśni w okno budynku.

- Ani drgnij! - huknął Sekret.

- Nie zabijaj... Panie. Nie zabijaj! - błagał Murzyn.

- Kim jesteś i co tu robisz?

- Murzyn. Stukam w okno.

- Ale po jaką cholerę? Czy wiesz może, kto tu przebywał? Czy wiesz, że mojego dobrego przyjaciela Sir Camemberta nic tak nie wkurza, jak stukanie gałęzią w środku nocy w okno pokoju, w którym śpi on? Hmmmm?

- Wiem, panie. Dlatego to robię. Za to mi zapłacono. Dwa talenty.

- Kto?! Kto ci....

W tym momencie przesłuchanie zostało przerwane z powodu nieprzewidzianego czynnika zewnętrznego. Czarny Murzyn został przysztyletowany do beczki z wodą przez zakapturzonego osobnika, który pojawił się znikąd. Rycerz obrócił się momentalnie z mieczem gotowym do zadania ciosu. Zakapturzona postać jedynie zakaszlała i wyparowała. Sekret Mnicha został sam na placyku bez Sir Camemberta, ale za to z trupem afrokrajanina.

„Trzeba spieprzać" pomyślał wojownik. "Jeszcze ktoś pomyśli, że jestem rasistą...”

* * *

Było ciemno. No może nie tak ciemno jak sobie wyobrażasz, ale było ciemno. Kaszanka, której Sir Camembert nie znosił, była zimna, chleb czerstwy, a woda miała posmak gnojówki z dodatkiem octu. Rana na zranionej głowie piekła nieziemsko. Wszystko było nie tak jak powinno być.

„Ale co zrobić?” pomyślał rycerz. „Muszę czekać, aż zjawi się Mr Gouda.”

Sowa nad jego głową zahutczała głośno. Hut! Huttt! Po czym wyleciała przez szczelinę w dziurawym dachu starej i spróchniałej szopy.

„Cóż. Nie jest tak źle. Dobrze, że nie pada.”

Śrutuu tu tu tu śru!!! Młody i niedoświadczony piorun wydał z siebie porażający dziewicze serca odgłos. Poczym odezwała się jego starsza siostra. Śrrrru tu tuuuu! I lunął deszcz.

Sir Camembert zaklął najmocniej jak tylko potrafił:

- A w kurzą twoją starą pogiętą od mrozu łaciatą kobyłę, która leży pod płotem!

Był mokry, ale przynajmniej mu ulżyło. Wtem usłyszał świst sztyletu i odgłos przebijanej skóry.

„O nie!” pomyślał. „A jeśli to mój dobry przyjaciel został zasztyletowany?”

Natychmiast wyskoczył ze starej szopy i o dziwo nagle uderzyły go trzy rzeczy. Po pierwsze, czemu deszcz pada tylko nad szopą. Po drugie, co robi czarny Murzyn pod oknem z gałązką czereśni w ręku. Trzecią rzeczą był drewniany kij, który go ogłuszył i spowodował, że padł nieprzytomny na trawę. Ostatnim wysiłkiem usłyszał słowa:

…mój…twój…nasz…czarny bastion…otwarty… małe ogrodowe krasnoludki... HA HA HAAA!

A autor doda jeszcze, że Sir Camembert tuż przed utratą świadomości dojrzał biegnącego ku niemu Mr Goudę i film się urwał...

KONIEC ODCINKA 1

fsm
7 listopada 2010 - 18:38