Dobrnęliśmy do końca. Dziękuję w imieniu swoim i Kuby za cierpliwość i wytrwałość - przed Wami finalne starcie między wszystkimi (no, prawie) zaangażowanymi w konflikt siłami. Czy dobro zwycięży? Pewnie tak, ale aby się o tym przekonać, musicie przeczytać te nieco ponad 1000 słów.
Przy okazji pragnę zapytać wszystkich czytających o opinię za pomocą małej ankiety. Podobało się? Nie podobało się? Nic Was to nie obchodzi, ale lubicie brać udział w internetowych ankietach? Chcecie jeszcze? Dajcie znać!
- O! Pole siłowe znikło! – zachwycił się Sir Camembert.
- No! Dobra robota Bałtycki! – wilkołak poklepał maga po ramieniu.
- To nie ja wyłączyłem pole.
- Nie? To w takim razie pole zostało wyłączone przez…
Bałtycki pokiwał twierdząco głową
- Dobra. Wszyscy pamiętają jaki jest plan?
Wszyscy przytaknęli.
- To na trzy, cztery.
Gdy Bałtycki kończył mówić z komnaty obok wysuwał się powoli długi ciemny kształt. Wszyscy odwrócili się w stronę wejścia.
- Co to jest? – zdziwił się Miluś.
- To ptak!
- To samolot!
- To gigantyczny czarny wąż boa znany również pod nazwą Boa constrictor.
- Wywodzi się z rodziny Boidae… - rozpoczął wyjaśniać IFEB.
- Nie, nie. To Moc-man! – sprostował Camembert.
- Serio? Kurcze, zupełnie nie podobny – stwierdził Wolfgang.
- Podobny, czy nie, przygotujcie się – Bałtycki podniósł ręce. – Trzy, czteee-ry!
Nagle całą komnatę zalało oślepiająco białe światło wydobywające się z rąk czarodzieja. Po chwili światło zgasło. Lekko oślepiony Moc-man zaśmiał się:
- HA! HA! CZY TO WSZYSTKO NA CO CIĘ STAĆ MAGU? JUŻ JA CI POKAŻĘ PRAWDZIWĄ MAGIĘ! HE! HE! HU! HU! – mówiąc to jego powierzchnia cielesna zaczęła lekko lśnić i na nowo się formować. Po chwili stał przed nimi dwumetrowy kolos w czarnej zbroi, w czarnym hełmie i w czarnych pantalonach.
- TO NIEZNISZCZALNA (tu ciężki wdech i wydech) ZBROJA UTWORZONA (kolejny ciężki wdecho-wydech) NA WZÓR ZBROI MOJEGO IDOLA. NIKT MNIE NIE POKONA. (wdech, wydech) ODDAJCIE MI WIĘC OSTATNIĄ CZĘŚĆ BUŁAWY MOCY.
- Nigdy!
- TAK? NO TO SZYKUJCIE SIĘ NA ŚMIERĆ.
- Szykujemy się, szykujemy – odparł nienaturalnym tonem Sekret. Tonu tego nie zauważył Moc-man i niczym się nie martwiąc zaczął z przejścia między komnatami rzucać na prawo i lewo błękitnymi piorunami starając się zniszczyć bohaterski sekstet.
*
Tymczasem tuż za jego plecami zmaterializował się prawdziwy Sekret Mnicha. W chwili, gdy Bałtycki oślepił Moc-mana jednocześnie teleportował Mr Goudę na jego tyły podstawiając w pierwotnym miejscu sztuczną i marną podróbę. Teraz Sekret pędził w stronę podwyższenia, na którym leżały dwie części buławy. Wyciągnął zza pazuchy trzecią i ostatnią część, i drżącą ręką przykręcił ją do reszty buławy mocy. Powierzchnia zaświeciła się. Sekret podniósł złożony artefakt, odwrócił się w stronę Moc-mana i przemówił:
- To już koniec podstępny władco podziemi! Złożyliśmy całą buławę i teraz cię zniszczymy wykorzystując do tego moc tego potężnego artefaktu.
- NIE TAK SZYBKO RYCERZU – Moc-man odwrócił się w jego stronę. – CHYBA NIE ZNASZ PODSTAWOWEJ ZASADY (wdech, wydech) UŻYWANIA BUŁAWY MOCY. MOC BUŁAWY UAKTYWNIA SIĘ (wdech, wydech) TYLKO POD WPŁYWEM SIŁ WITALNYCH DWÓCH ŻYWYCH ISTOT. BĘDĄC SAM NIC NIE ZDZIAŁASZ. (wdech, wydech) JAK TYLKO ROZPRAWIĘ SIĘ Z TWOIMI PRZYJACIÓŁMI ZAJMĘ SIĘ TOBĄ. (wdech, wydech) ALE NIE MARTW SIĘ, TO NIE POTRWA DŁUGO.
Moc-man wyskoczył z przejścia jak z procy. Puf! Jednym ruchem ręki zmienił wilkołaka w małego kaktusa w brązowej doniczce. Puf! Mrugnął powieką i ze smoka została tylko wyschnięta fioletowa skórka. Puf! IFEB rozpłynął się w powietrzu. Władca podziemi już chciał rozpuścić Camemberta, ale powstrzymała go psych-tarcza Bałtyckiego.
- Stój! – krzyknął czarodziej. – Zanim zniszczysz rycerza najpierw mnie pokonaj.
- Jak chcesz. Chciałem ciebie zatrzymać na sam koniec i zdradzić ci pewien sekret, ale mogę cię rozgromić teraz. Walczmy!
* * *
Jebut! Potężna kula ognia minęła czarny hełm Moc-mana o włos i rozwaliła spory kawał ściany. Władca podziemi zrewanżował się szalenie efektowną pierścieniową falą uderzeniową powstałą po równie efektownym uderzeniu w ziemię czarnym buciorem. Bałtycki wylądował na kolumnie. Nie trzymał się najlepiej. Kolana zginały mu się w drugą stronę, a lewa ręka prawie odpadała.
- WALCZ!
- Czekaj no... czarniutki!
To powiedziawszy wystosował resztki drzemiącej w nim magicznej mocy i uformował gigantyczny wirujący ognisty pocisk, który w mgnieniu oka pomknął w kierunku Moc-mana. Ten zachował zimną krew i błyskawicznie otoczył się magiczną tarczą. To nie wystarczyło. Osłona wyparowała, a siła uderzenia wbiła księcia ciemności i barona mroku w kamienną posadzkę. Odziany w obcisłą czerń demon zacharczał.
- KHHH... NIE MOŻESZ MNIE POKONAĆ... (wdech, wydech)
- Niby dlaczego? – wysapał Bałtycki. – Dobrze wymierzony czar może zakończyć sprawę już za chwilkę...
- NIE POKONASZ MNIE (wdech, wydech), BO NIE WIESZ PEWNEJ RZECZY...
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć...
- ZBLIŻ SIĘ...
Bałtycki nieufnie dokuśtykał do unieruchomionego Moc-mana.
- JESTEM TWOIM OJCEM!
- Nieeee! To nie może być prawda! Nie...
W tym samym momencie Moc-man, nieślubny ojciec Bałtyckiego, baron mroku, książę ciemności itd., itp., wydobył zza pazuchy ukryty miecz i zwinnym ciosem odciął Bałtyckiemu dłoń.
- HA! A TERAZ NIE MASZ RĘKI! – niewyobrażalnym wysiłkiem dźwignął się z dziury, stanął chwiejnie obok, po czym wepchnął wrzeszczącego Bałtyckiego do szybu reaktora... eee, do dołu.
*
Coś jebutło w ścianę, za którą skryli się Sir Camembert i Mr Gouda.
- Mam nadzieję, że Bałtycki sobie poradzi... – szepnął ten pierwszy.
- Nie poradzi sobie bez buławy... – odparł Sekret. – Musimy znaleźć sposób na uruchomienie jej.
Zza ściany dało się słyszeć niskie i charczące „WALCZ!” i bałtyckie „Czekaj czarniutki” w odpowiedzi. Po chwili podłoga zatrzęsła się z olbrzymią siłą.
- O czymś rozmawiają... – mruknął nasłuchujący odgłosów Camembert.
- Nieważne. Musimy uruchomić buławę...
- Niemożliwe... słyszałeś? – zza ściany dobiegło rozpaczliwe „Nieeee!” - Moc-man jest ojcem Bałtyckiego!
- Co?!
- Słyszałem... naprawdę! Choć, musimy mu pomóc!
- Ale buława... – w tym momencie Camembert chwycił Mr Goudę za rękę ciągnąc go w stronę walczących. Broń zalśniła, a na jej powierzchni ukazał się mały czerwony przycisk. – Camembert! Spójrz...
- Działa? Uruchomiła się?
- Wygląda to, że wystarczy dotknąć innej żywej istoty, by buława zadziałała...
- No to na co czekamy? Trzeba skopać czarny tyłek!
*
- Co z ciebie za ojciec? Rękę synowi odcinasz?
- CICHO, BACHORZE! (wdech, wydech) TERAZ TATUŚ DA CI KLAPSA...
*
- Zza rogu wypadli dwaj rycerze trzymając się za ręce. Mr Gouda dzierżył przed sobą skompletowaną Zajebistą Buławę Mocy. Bałtycki i Moc-man obejrzeli się w tym samym czasie. I w tym samym czasie krzyknęli. Bałtycki: Użyjcie wiązki!!! Moc-man: NIEEE!!! Uzbrojeni w buławę wojownicy:
- Wciskaj guzik!!!
- Nie szarp mnie!
- Sam szarpiesz...
- Uwaga! Wciskam!
- Tylko dobrze celuj...
Trwało to ledwie dwie-trzy sekundy (a w zwolnionym tempie przynajmniej minutę). Moc-man próbował odskoczyć w bok, Bałtycki skulił się w swojej dziurze, Sekret Mnicha wcisnął guzik, a czubek buławy otworzył się uwalniając jadowicie czerwoną wiązkę czystej energii, która trafiła pana mroku prosto w hełm i, zgodnie ze swym przeznaczeniem, spopieliła go na miejscu, a dzięki dodanym pięciu punktom do siły rycerski tandem nie został odrzucony na przeciwległą ścianę.
*
Wyciągniecie Bałtyckiego z dziury, poskładanie go do kupy, czary przywracające do życia wilkołaka, smoka i IFEBa oraz wydostanie się z sanktuarium były kwestią następnych dwudziestu minut.
- I co? Dostał wiązką? – dopytywał się Miluś.
- Dostał – spokojnie odparł Gouda.
- I co? Spopieliło go?
- Spopieliło...
- Jaaa cię!
- Bałtycki? - spytał Camembert. – A co z buławą?
- Nie wiem... jeszcze nie wiem.
Nagle przed odpoczywającą na skraju lasu drużyną zmaterializował się pocztowy kuferek. Sam się otworzył i ze środka wypadła ozdobna koperta. Siedzący najbliżej Wolfgang wydobył list. Na sztywnej karteczce złotą czcionką napisano:
„Wielkie dzięki za uratowanie świata przed zagładą.
bractwo Ochrona Świata Przed Zagładą”
- Podziękowali nam – stwierdził wilkołak.
- Kto? – zaciekawił się Mr Gouda.
- Bractwo Ochrona Świata Przed Zagładą.
- Ładnie z ich strony – pochwalił Sir Camembert.
- A teraz co? – wilkołak powrócił do niszczenia pcheł.
- Coś mi mówi, że powinniśmy odejść w kierunku zachodzącego słońca – niepewnie odparł czarodziej.
- To chodźmy.
I poszli.
KONIEC