Fantastic Four 2010 - ROJO - 28 grudnia 2010

Fantastic Four 2010

Rok 2010 zafundował nam niemałą liczbę ciekawych i godnych uwagi pozycji. Pożeracze czasu, umilacze bytu, pieściciele oczu. Gry, które zapamiętamy i do których zapewne nieraz wrócimy. Zadajmy sobie jednak jedno zasadnicze pytanie (no dobra, kilka:) Ile tak naprawdę było gier, których nigdy nie zapomnimy? Dla których warto było się całkowicie wyalienować, poświęcić, odpłynąć? W ilu przypadkach marzyliśmy, by dzień w szkole, na studiach czy w pracy wreszcie się skończył – byśmy po przyjściu do domu, mogli oddać się naszej pasji?  Ile z tych gier zmusiło nas do intensywnej refleksji owocującej sentymentalną łzą? Zastanowieniem, kontemplacją, podziwem czy obawą? Klimat, atmosfera, smak... jakie gry w ubiegłym roku po prostu zaistniały? Miało być Big Trio, po bliższej analizie stanęło na fantastycznej czwórce. Moja kolej! Zapraszam do dyskusji!

Miejsce czwarte

METRO 2033

Metro 2033 było pierwszą grą jaką odpaliłem na nowym kompie. Po ustawieniu w sposób bezlitosny wszystkich suwaków na max – poznałem prawdziwe znaczenie słowa światłocień. Animacje potworów, ich makabryczne, jakby naturalne ruchy rzuciły mną o ścianę. Przepych graficzny to nie jednak główny koń napędowy gry. Jest nim klimat, fabuła, atmosfera grozy, tajemniczego osaczenia, ponurej niepewności, niewyjaśnionych zjawisk, chorych, zniekształconych dźwięków. Dla tych co grali – chwyćcie za książkę, dla tych co czytali – odpalcie grę, dla tych co czytali i odpalili – zróbcie to jeszcze raz!   

Miejsce trzecie

Starcraft II: Wings of Liberty

Chciałoby się raz jeszcze ryknąć STAAARCRAAFT DWAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Reakcja ludzi dziwić jednak nie powinna. Blizzard uraczył nas w końcu czymś cholernie porządnym. Fantastycznie wypieścił Multiplayera, nie zapominając przy tym o odpicowaniu Singla. Z jednej strony mamy podstawową arenę dla wielu sieciowych rewelacji, z drugiej – soczyście skonstruowaną podróż w pojedynkę. Przeprzyjemny gameplay, miażdżące przerywniki filmowe, tona smaczków i świetnie zarysowane sylwetki bohaterów głównych. Aż chce się poznać dalsze ich losy. Pozycja obowiązkowa dla każdego pasjonata porządnej strategii z ciekawymi rozwiązaniami taktycznymi. Jest czym się bawić i co podziwiać. Zasłużone miejsce na podium.

Miejsce drugie

Fallout: New Vegas

Rdza, piasek, nuklearny świt i nasz bohater z wysłużoną strzelbą, przemierzający z robotem nad głową pustkowia bezlitośnie palone słońcem. Niezapomniane potyczki, intrygujące questy, defetystyczna wizja przyszłości... Czym seria Fallout i generalnie klimaty postnuklearne dla mnie są, wie każdy kto choć trochę mnie zna. Nie jest tak, że łykam wszystko z Fallout w tytule. W trójkę zagrałem, zapomniałem. New Vegas pokochałem. Ubóstwiam po prostu rozbudowane, długie erpegi, które nagradzają gracza za chęć eksploracji każdego zakamarka. Kocham gry, w których przeżywamy losy bohaterów i wczuwamy się w opowiadane przez nich historie. Nie zapominam gier, które dają mi tyle swobody w podejmowaniu decyzji i wolności w eksploracji. Jedna rzecz zapadła mi w pamięć szczególnie mocno. Otóż, po wejściu do jakiegokolwiek mniejszego lub większego miasteczka – czułem się jakbym grał w Fallouta 2. Dlaczego? Potrafiłem sobie wyobrazić jak w Falloucie 2 wyglądało by dane miejsce z New Vegas w rzucie izometrycznym. Myślę, że to wystarczy za najmocniejszy komplement. Bawiłem się tak dobrze, że swojego czasu zaproponowałem Wam zabawę w postapokaliptycznego fotografa czy zaserwowałem posiłek modowy. A uwierzcie mi. Mało jest gier, które inspirują do czegoś ponad. Trudno również znaleźć grę o tak korzystnym stosunku ceny do jakości/długości. Napromieniowane, zaszczytne miejsce drugie.

And the RojOskar goes to ……………….

Miejsce pierwsze

Mass Effect 2

Pamiętam, że gdy zobaczyłem ostatni trailer, miałem łzy w oczach. Tak epickiej rozpierduchy jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Grafa pieściła gały, muzyka i efekty dźwiękowe rozwalały bębny, fabuła chwytała za serce, immersja targała system nerwowy. Mass Effect 2 to przepiękne, interaktywne zjawisko z wspaniale wykonanym, wirtualnym światem. Dawno tak nie przeżywałem losów bohaterów, dawno tak fajnie nie bawiłem się mocami czy spluwami w zwolnionym tempie. Jeśli w pierwszych minutach zabawy zalewa człowieka smutek, że ta gra się kiedyś skończy – to o czymś to świadczy.

Podobne:

BIGhołpy 2011

ROJO
28 grudnia 2010 - 11:33