Historia Serów Świata II odc.11 - fsm - 2 stycznia 2011

Historia Serów Świata II odc.11

Witajcie w Nowym Roku. Mało opowieści już zostało. Poprzednio zaczęła się niezła zadyma, więc zadyma musi być kontynuowana. A potem zostanie już tylko długi epilog i się pożegnamy. Ale póki co - zapraszamy :)

Odcinek 11

- Co się dzieje? – kapłan z kaczorem na czole wrócił właśnie z toalety.

- Eee… Nie wiemy. Kilka razy oglądaliśmy to samo, ale za każdym razem inaczej. I za każdym razem to był pierwszy raz, jak to oglądaliśmy. Normalnie jakby ktoś zmieniał rzeczywistość czasie rzeczywistym.

- Ale co się teraz dzieje?

- Teraz, to mała… - szturchnięcie – Mistrz zemdlał.

- A ten duży?

- Też.

- A gdzie jest pomocnik mistrza? Bez Rękawów?

- Tutaj! – zabrzmiał głos z sali teleportacyjnej.

*

Coś zaczęło bzyczeć w kieszeni szaty Bałtyckiego. Podręczna Encyklopedia z IFEBem. Bzyyyt!

- Oj… Czego tam? – zaniepokojony Bałtycki uruchomił urządzenie.

- Ładnie tak kolegę odsuwać od przebiegu wydarzeń? Mogę pomóc – IFEB z wyrzutem zwrócił się do maga. – O. Na przykład mogę powiedzieć, że pod tą małą nieprzytomną dziewczynką dzieje się coś dziwnego. Moje czujniki wykrywają… Zaraz, dlaczego ty stoisz tam i stoisz też tu? I co tam robi mózg w słoiku?

- Takie są skutki podróżowania w czasie, drogi IFEBie. Ale mniejsza o to. Co wykrywają?

- Co wykrywają?

- Czujniki!

- Moje?

- A ja jakieś mam?!

- A! No, to pod dziewczynką gromadzi się negatywna energia magiczna. A w zasadzie zgromadziła się i już jej nie ma, bo wsiąkła pod deptak.

- Że co? – Bałtycki jakoś nie do końca rozumiał. – I co? Jest teraz pod nami?

- W sumie…

- Chłopaki! Chłopaki!!!

Ale chłopaki byli zbyt zajęci konwersowaniem z dwiema Mozzarellami. Co tu dużo gadać, dwie identycznie śliczne kobiety w jednym miejscu, to nie lada gratka. Ale chłopaków też jakby więcej było. Jeden był tylko mózgiem w słoiku, więc konkurencji zbytniej nie stwarzał, gorzej było z dwoma Goudami.

- I wtedy ja…

- Ej, ja to opowiadałem!

- Nieprawda!

- A chcesz w ryja?

- Siebie samego będziesz bił?

- No, dawaj!

I już by pięści poszły w ruch, gdyby nie obowiązkowe w momencie spowolnienia akcji „nagle”. Zabłysnęło, zabzyczało i wtem znienacka na placu pojawił się wielki, żółto oliwkowy pulsujący portal, z którego wysypało się dwóch wielkich kapłanów z działami przeciwpancernymi przewieszonymi niegdyś przez ramiona, a teraz trzymanymi w wielkich łapskach, wysoki kapłan z wytatuowanym na czole kaczorem i Bez Rękawów.

- Ha! Tego się nie spodziewaliście, co? – zagrzmiał Bez Rękawów.

- W sumie nie, ale twój szef zemdlał – stwierdził Bałtycki.

- W sumie zemdlało tylko ciało, którego używał.

- W sumie tak, ale co z tego, skoro potem wsiąkł pod deptak?

- W sumie nic, bo jak się zaraz przekonasz, mój mistrz ma niejednego hipotetycznego asa w swym niematerialnym rękawie.

- W sumie to ty chyba głupi jesteś – podsumował czarodziej.

- W sumie to... – zaczął pomocnik MacMagica, ale nie skończył, bo oto ciało Mioda uniosło się do góry, a z miejsca gdzie leżał wyłoniły się cienkie strużki czarnej substancji. Substancja oplotła Mioda i wessała się do środka. Wielkolud niepewnie stanął na nogach. Otworzył oczy. Przemówił.

- Au!

- Miodo? – niepewnie zapytała Mozzarella. Ta z lewej.

- Miodo? Mistrz Miodo? Cóż... Ciało i owszem – zabrzmiało w odpowiedzi. – Ale wnętrze już nie. Muahahaaa!

- Ale... jak to? Przecież Miodo był mistrzem Auromocy. Jego nie da się tak po prostu opętać – Mozzarella z prawej nie mogła uwierzyć.

- Bo to nie jest po prostu opętanie. On jest mną, a ja jestem nim. Nastąpiła całkowita asymilacja. I już teraz nikt mnie nie powstrzyma. Muahahaaaa!

- Brawo, mistrzu! – zachwycił się Bez Rękawów. – A teraz, jeśli pozwolisz, wirus czeka.

- Tak... a wy, wierni słudzy – MacMagic wskazał na Kaczora i osiłków z działami - pilnujcie portalu.

W tym samym czasie, w tle, dwóch Bałtyckich i IFEB szybko kombinowali, a Goudowie, Camembert, Mozarelle i słoik łypali z nienawiścią na kapłanów.

- Trzeba użyć Buławy – zawyrokował Bałtycki z przyszłości.

- Ale wtedy Miodo zginie – odparł IFEB.

- Miodo już zginął – teraźniejszy Bałtycki spoglądał dramatycznie na zbliżających się do portalu złoczyńców.

- To co? – IFEB nie wiedział.

- Nie wiemy – Bałtyccy też nie.

Ale Mozarelle chyba wiedziały. Jednocześnie wyskoczyły w powietrze i z efektownie wysuniętą lewą nogą (każda swoją) spadły na łyse głowy osiłków z działami. Potem rach-ciach i kopniakami posłały ich w dwie strony placu. Brodaci czarodzieje jakby załapali i skoncentrowawszy moc rąbnęli ex-Mioda i Bez Rękawów kinetycznym pociskiem odrzucając ich od portalu.

- Chłopaki! Do środka! Zniszczcie wirusa! – wrzasnął Bałtycki z przyszłości.

Goudowie wydobyli miecze, Camembert chwycił słoik i razem wskoczyli w pulsujące światło. Wokół przejścia stali w bojowych pozach Bałtyccy, Mozarelle okładały Kaczora po łysym czole, a z deptaka podnosili się MacMagic i jego pomocnik.

*

- Gdzie ten wirus?

- W dup...

- Nie pora na żarty, poważnie pytam – Camembert rozglądał się po ceglanej sali.

- Tam jest wyjście. Zapytamy tych łysych, co ich tam widać – Gouda z przyszłości uśmiechnął się i pomachał mieczem.

- Aaa... Zapytamy... Dobra! – teraźniejszy Gouda poparł pomysł.

- No to zapytajmy – Camembert położył słoik w rogu pomieszczenia i z mieczem w dłoni ruszył w kierunku wyjścia.

*

MacMagic i Bez Rękawów nie byli zadowoleni. Oj, nie byli. Ale dwóch Bałtyckich i dwie Mozarelle to nie w kij dmuchał.

- Przeklęty staruchu jeden z drugim..! – zaczął Bez Rękawów.

- Poczekaj. Ja się tym zajmę – głos Mioda się nagle uspokoił. – Synu!

- Już mówiłem, że nie jesteśmy twoim synem.

- No tak... W końcu to Moc-Man był waszym ojcem. Nie ważne. Odsuńcie się.

- Nie.

- Proszę?

- Nie.

- Jak tam chcecie.

Sru! MacMagic używając zwielokrotnionych przez Auromoc własnych zdolności zmaterializował nad głowami Bałtyckich wielką, rodzinną przyczepę kempingową ze zintegrowanym systemem odprowadzania nieczystości.

- Nadal nie?

- Nie – odrzekli czarodzieje i zręcznie uskoczyli przed spadającym domem na kółkach. A gdy dotknęli stopami ziemi równocześnie wypuścili z pomarszczonych dłoni ultra mocne żyłki do łowienia wielorybów, którymi obwiązali Bez Rękawów.

- Szefie... – stęknął obwiązany.

- Zamknij się! – MacMagic uniósł ramiona i dramatycznym głosem przywołał z niebios krowę z ładunkiem wybuchowym przytwierdzonym do wymion. Eksplodowała z głośnym „Mu!” ochlapując zebranych zepsutym mlekiem.

Bałtyccy nie chcieli pozostać dłużni i wyekspediowali klasycznego fireballa. Ten jednak chybił, gdyż ciało Mioda było dużo bardziej skoczne, niż by się wydawało. Po czym z ziemi za Bałtyckimi wyrosła wielka pięść, która uderzyła w czarodziejów.

To może jednak Buława? – wysapał Bałtycki z przyszłości.

Poczekajmy chwilę... może się zmęczy? – w tym samym momencie czarodzieje wylecieli w powietrze. Dosłownie i w przenośni. Ale, jako że byli nieumarli, to nie zginęli. Tylko się zirytowali.

- Dobra! Buława! – zadecydował teraźniejszy Bałtycki.

- Ale potrzeba dwóch istot, by ją uruchomić, pamiętasz?

- A nas to ilu jest, przepraszam?

- Faktycznie.

Mówiąc te słowa Bałtycki z przyszłości wydobył zza pazuchy Zajebistą Buławę Mocy, chwycił swego teraźniejszego odpowiednika za rękę i... No cóż, “Dragonball”. Błysnęło, świsnęło i z dwóch Bałtyckich zrobił się jeden UberBałtycki. Duży, umięśniony i z płonącymi włosami.

- Tego nie przewidzieliśmy – rzekł UberBałtycki sam do siebie.

- Oni chyba też nie – odpowiedział sam sobie wskazując oniemiałego MacMagica, Bez Rękawów i całą resztę.

*

- Łatwo poszło.

Gouda z przyszłości triumfalnym wzrokiem spoglądał na 23 nieprzytomnych łysych kapłanów, w tym jednego z kitką i martwego.

- No – Camembert patrzył z obrzydzeniem na nabity na jego miecz Arturo wirus.

- Dużo miał w sobie tego czarnego – Rzekł teraźniejszy Gouda wycierając swój własny miecz.

- No – Camembert butem zepchnął zewłok wirusa na posadzkę. Mlasnęło.

- Wracamy?

- No – Camembert wzdrygnął się, schował miecz i zdecydowanym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Goudowie podążyli za nim.

*

Zwolnione tempo dla lepszego zrozumienia. MacMagic lewą ręką uwolnił swego pomocnika, a prawą przywrócił kapłanów z działami. W tym samym czasie Mozzarella z przyszłości zaczynała krzyczeć „Uważaj!” do Bałtyckiego, a teraźniejsza Mozzarella czuwała w bojowej pozie nad Kaczorem. Bałtycki powoli uniósł Buławę i wycelował w jednego ze wskrzeszonych łysoli z działem. W momencie naciskania guzika przez podpakowanego czarodzieja, namierzony kapłan zdążył wystrzelić z działa. Kula armatnia minęła spopielający promień, który pomknął dalej i dokonał swej powinności na strzelcu, i wytrąciła UberBałtyckiemu Buławę z rąk. Mozzarella z przyszłości kończyła krzyczeć „Uważaj!” i w tym samym momencie upadła pod ciężarem Bez Rękawów, który w międzyczasie (za przeproszeniem) zaszedł ją od tyłu. UberBałtycki, straciwszy Buławę zaczął rozpadać się na dwóch normalnych Bałtyckich, a teraźniejsza Mozzarella właśnie szykowała się do nokautującego wyskoku (cel: Bez Rękawów), gdy wkurzony MacMagic wytworzył potężną falę uderzeniową odrzucającą na boki wszystkich, prócz niego samego. Fala właśnie minęła portal, gdy z triumfalnymi uśmiechami wyszli zeń dzielni rycerze.

*

- Ale jatka! – zachwycił się Gouda z przyszłości.

Łup! Płytki chodnikowe przed chłopakami eksplodowały. To drugi z dwóch kapłanów użył działa. Nie zastanawiając się długo Camembert cisnął w niego słoikiem. Kapłan padł nieprzytomny, a Camembert pobladł, bo po zrozumiał, że właśnie uszkodził swój własny mózg.

- Ładny rzut! – pochwalili kolegę Goudowie.

- Ale to i tak was nie uratuje, Muahahahaaaa! – zagrzmiał MiodoMacMagic wymachując złowieszczo rękami rękoma. Zbliżył się do chłopaków i już miał odpalić tzw. czara, gdy zatrzymał go świetlisty promień. To dwóch Bałtyckich połączywszy siły zatrzymali Pana Mroku w ciele misiowatego wielkoluda.

- Szybko! Buława! – sapnął teraźniejszy Bałtycki.

Gouda i Camembert spojrzeli pod nogi i nie zastanawiając się długo chwycili Buławę i wycelowawszy w MacMagica wcisnęli mały czerwony przycisk, który właśnie był się pojawił. Szlabong! Jadowicie czerwony promień wstrzelił z czubka i spopielił cielesną powłokę Czarnego Wnętrza, czyli biednego zasłużonego komandora Miodo. Smoliście czarna chmura przez chwilę unosiła się w powietrzu po czym zassała się w sobie i znikła z cichym sykiem. Znikli również bohaterowie z przyszłości wraz ze słoikiem, a na placu zrobiło się niesamowicie cicho.

KONIEC ODCINKA 11

poprzedni odcinek

fsm
2 stycznia 2011 - 13:32