Crysis 2 zwalił mnie z nóg. Przypomniał, że strzelaniny to nie tylko wąskie korytarze przyozdobione znośną fabułą. Wreszcie odzyskałem poczucie swobody i dane mi było polować na wrogów na moich własnych, morderczych zasadach. Co prawda mamy tym razem mniejsze obszary niż w poprzedniej części gry, ale w odniesieniu do innych współczesnych strzelanin odczuwam zdecydowany postęp.
Wreszcie, po czterech latach, jakaś odmiana. Można odetchnąć pełną piersią, a przy okazji przekonać się, że jakość grafiki, mimo że od lat tkwimy w tej samej, odrobinę już przestarzałej generacji konsol, nadal potrafi zaskoczyć.
W przypadku Crysisa trudno uniknąć porównań do poprzedniej części gry. Kilku recenzentów przyznając kontynuacji wysoka notę zwracało uwagę, że mimo wszystko pierwsza część była grą lepszą, głównie ze względu na większą swobodę poczynań. Zdecydowanie rozumiem te głosy, jednak nie do końca się z nimi zgadzam. Osobiście dobrze wspominam zarówno "jedynkę" jak i Warhead'a, ale to w części drugiej bawiłem się lepiej. Czy chodzi o sam gameplay? Może nie do końca, doskonale natomiast wspominam emocje związane z oprawą audiowizualną i z tym jaki opad szczęki wywołało u mnie kilka bardziej widowiskowych skryptów. Pal licho mechanikę walki, AI przeciwników i rozmiar lokacji. Siejąc zniszczenie w Nowym Yorku po prostu piekielnie dobrze bawiłem.