Co? Znowu Potter? Wybaczcie, ale Harry Potter to fenomen. Myślałem, że jako pierwszy będę mógł podzielić się opinią na temat ósmego filmu. Wychodzi na to, że będę trzeci. No nic, każdy może na blogu pisać co chce, Sathorn i Cayack już to zrobili, dołączę więc do nich, bo a nuż kogoś obchodzi moje zdanie? No i będzie krótko! Książki przeczytałem wszystkie (kilkakrotnie), filmy również pochłonąłem - nic więc dziwnego, że finał najlepiej zarabiającej filmowej sagi w historii (7 filmów zarobiło ponad 6,3 miliarda $, ósmy poprzeczkę postawi jeszcze wyżej) był najważniejszą dla mnie lipcową premierą.
Poprzednie Insygnia Śmierci były wierne książce, ale niestety wpłynęło to na efektowność i "filmowość" pierwszego odcinka. Teraz jednak twórcy mogli rzeczywiście pokazać, że mieli do dyspozycji solidny budżet i świetnie odnajdują się w opowiadanej historii.
CO ZAGRAŁO?
A CO NIE DO KOŃCA?
I już. Świetnie się bawiłem (ba, nawet się wzruszyłem), dla miłośników Pottera i książek J.K. Rowling zakończenie historii to jazda obowiązkowa. Ale to już pewnie wiecie, bo najpierw przeczytaliście teksty moich kolegów. Na na koniec, tradycyjnie - wykres.