W ostatni poniedziałek późnym wieczorem, na pewnej stacji, cokolwiek znanej ze swoich paszportów, wyemitowany został film pt. Donnie Brasco. A skoro lubię kino gangsterskie, z dużą ochotą siadłem sobie przed telewizorem, sprawiłem herbatę i obejrzałem owe dzieło. Kto wie, pewnie część z Was zrobiła dokładnie to samo. Co zatem sądzę o filmie wyreżyserowanym przez Mike’a Newella, w którym zagrali Al Pacino i Johnny Depp?
Oceniam go pozytywnie. Bardzo lubię klasyki kina gangsterskiego – Chłopców z ferajny, Człowieka z blizną, Ojca Chrzestnego. Pewnie, opisywanemu filmowi trochę do wyżej wymienionych brakuje, jednak interesujące w nim jest to, że pokazuje pewną mafijną historię od zupełnie innej perspektywy – agenta FBI. To fajny zabieg, odróżniający ten obraz od wielu innych.
Krótko o fabule: Joe Pistone (Johnny Depp), działający pod pseudonimem Donnie Brasco, miał za zadanie przeniknąć w struktury mafijne. Udało mu się to, gdyż jako jubiler zrobił wrażenie na Benjaminie "Lewym" Ruggiero (Al Pacino), a ten przedstawił go swoim mafijnym kompanom. Robiąc wrażenie na kolejnych osobach, Joe cały czas nagrywał rozmowy poprzez ukryty w bucie rejestrator. W ten sposób sprawnie wykonywał zleconą mu przez FBI pracę. Był lojalny. Do czasu...
Kontynuując, podobały mi się wątpliwości, jakie targały granym przez Deppa „Donniem Brasco”, oraz zmiana jaka w nim zaszła. Dotychczas wierny służbie i przekonany o słuszności swoich działań, w pewnym momencie zaczął się interesować losem „Lewego”. Gangstera, który mu zaufał i przyjął pod swoje skrzydła. Upodobnił się do niego i jemu podobnych, po drodze prawie zniszczył swoje życie rodzinne. Oglądając film ostatnio wiedziałem, jaki będzie finał. Pamiętam jednak, że za pierwszym razem nie byłem pewien, jak to się wszystko potoczy. Ostatnie momenty do dziś robią wrażenie.
Powyższe wiąże się z dobrą grą aktorską zaprezentowaną w tym obrazie. W sumie czy należałoby się spodziewać czegoś innego po filmie sygnowanym nazwiskami Deppa i Pacino? Jasne, nie każdy musi cenić tych dwóch panów, ja jednak szanuję ich obu. Generalnie wyżej cenię Ala, ale sam nie wiem, który z nich lepiej się sprawił w Donniem Brasco. Uważam, że obaj bardzo dobrze wywiązali się ze swoich ról. Ale co ważne, reszta obsady nie wypadła znacznie gorzej niż dwójka głównych aktorów. A już na pewno nie odniosłem wrażenia, że tylko oni ratują to dzieło. Jasna sprawa, że inni bohaterowie są tylko tłem dla dwójki gwiazdorów, którzy są najlepsi. Ale tło też musi być "jakieś". Jeszcze wracając do Ala Pacino, dość nietypowo się na niego patrzyło, gdy grał zwyczajną płotkę, a nie mafijnego bossa. Jednak dobry aktor odnajdzie się w każdej roli i także tutaj się to potwierdziło.
Gdyby ten film był kręcony dzisiaj, pewnie nie obyłoby się bez pościgu na autostradzie i gęstych strzelanin. Tu tego nie ma – i bardzo dobrze. Choć zdaję sobie sprawę, że dla miłośników kina akcji Donnie Brasco momentami może być nudnawy. Dla mnie na pewno taki nie był. To jeden z filmów które pokazują, że można opowiedzieć ciekawą historię dialogami, zarysowaniem relacji między postaciami, wątpliwościami bohaterów, a nie tylko jazdą bez trzymanki, wybuchami i toną ołowiu. Jeśli lubicie filmy z gangsterską otoczką, a potraficie docenić coś więcej, niż tylko wartką akcję, to warto zainteresować się Donniem Brasco.
8/10
P.S.: przedstawiona ocena stanowi mój mocno subiektywny punkt widzenia. Największą wagę dla oceny ma to, jak bawiłem się podczas seansu, ale istotne są także inne elementy (wykonanie, gra aktorska, czy film niesie za sobą jakieś przesłanie, czy zachęca do przemyśleń po obejrzeniu, itp). Jeśli ktoś podziela moje zdanie – bardzo mi miło. Jeśli ma przeciwne, to równie dobrze – być może zaowocuje to ciekawą dyskusją.
Rewatch: