2:2 z Niemcami - prawie zwycięstwo prawie klęska - eJay - 7 września 2011

2:2 z Niemcami - prawie zwycięstwo, prawie klęska

Wczorajszy mecz Polska - Niemcy z wiadomych powodów obejrzałem na "pół gwizdka" - bez specjalnych emocji, nacisków, nadziei. Bo też zachodni sąsiedzi nie zagrali w wybitnie rezerwowym składzie. Nie było co prawda Ozila, Friedricha, Khediry, Schweinsteigera i Neuera, ale chyba nikt nie wierzył, że w drużynie Joachima Loewa wystąpią anonimy z 2 Bundesligi. Na przeciwko Murawskiego zagrał Kroos, po skrzydłach biegał robiący furorę Goetze, a na obronie pojawił się rezerwowy, aczkolwiek solidny Boateng. Smuda wystawił zaś najlepszych na tą chwilę piłkarzy z paszportem polskim i polski przypominający, brakowało tylko biedronkowego Adamiaka.

źródło - Interia.pl

Co sądzę o tym starciu? Oryginalny nie będę - wynik nie jest w żadnym stopniu odzwierciedleniem jakości gry żadnej z drużyn. Już w pierwszej połowie rywale mogli wybić nam z głowy marzenia o zwycięstwie, no ale na bramkę Szczęsnego strzelał tragiczny ostatnio Klose. My robiliśmy dokładnie to, co będziemy robić na Euro - biegaliśmy za rywalami i próbowaliśmy uprzykrzyć im życie, a od czasu do czasu wyprowadzać kontrę. Nie jest to uszczypliwość z mojej strony, tylko dobra rada na przyszłość. Niech Smuda przygotuje chłopaków na 90-minutowe maratony i dopracuje wyjścia z własnej połowy, bo tylko tym możemy zaskoczyć bardziej renomowanych rywali. Na ataki pozycyjne nie mamy zawodników od 15 lat i szkoda by było zmarnować przygotowania do imprezy żyjąc w błogiej świadomości, że Błaszczykowski, Murawski, Matuszczyk czy Peszko rozjadą wszystkich dookoła klepką i dryblingiem.

Na osobny akapit zasłużył Szczęsny. Generalnie chłopak od 2-3 lat robi kolosalne postępy i cieszę się, że zadomowił się w kadrze na stałe. Kto wie, może ostatnimi meczami wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie (z całym szacunkiem dla Tytonia, ale Wojtek jest po prostu lepszy). To chyba ta pora, w której warto powiedzieć bardziej doświadczonym golkiperom "sorry, ale młody jest w gazie, nie trzymajmy go na łańcuchu". Smudzie świetny bramkarz spadł jak manna z nieba. Po konflikcie z Borucem i testowaniem wynalazków pokroju Małkowskiego trzeba listę zamknąć na 3 nazwiskach: Szczęsny, Tytoń, Sandomierski (ewentualnie Fabiański). Koniec, kropka.

Wynik 2:2 nie jest jednak porażką, co usilnie próbuje wmówić Nam Smuda. To najlepszy możliwy rezultat na jaki Nas stać w meczu z bardzo dobrym przeciwnikiem szukającym nowych rozwiązań. Taryfa ulgowa zaserwowana przez Loewa kończyła się w momencie, gdy zdobywaliśmy gole. Wystarczyło kilka minut, by Niemcy wrzucili 3 bieg (o 4 i 5 już nie wspomnę) i pokazali Polakom miejsce w szeregu. To samo było z Meksykiem, który przyjechał do Warszawy chyba tylko na zakupy. Drużyna Smudy popełnia bowiem błędy w momentach, w których nie powinna, tak jakby strzelenie gola równało się narodowemu świętu. Dekoncentracja, nieprecyzyjność, błędne decyzje. To wszystko złożyło się na straty, które z zimną krwią wykorzystali Niemcy w rezerwowym ustawieniu.

Parę pozytywów jednak odnotuję, bo nie jestem bezczelnym trollem reprezentacji ;) Pomijając wybitność formy Szczęsnego i indolencję napastników rywala, bardzo podobała mi się ambicja i determinacja Polaków. Jeżeli nie masz umiejętności to chociaż zapier...j ile sił  - z tą starą, trenerską maksymą zapoznał się na pewno Błaszczykowski, Wasilewski i Murawski. Chłopaki wybiegali ten mecz na 100%, co nie zawsze było regułą. Nie zawiódł również Lewandowski, który dobre zagrania przeplatał złymi, ale przynajmniej walczył i strzelił gola. Poza tą piątką ciężko kogokolwiek wyróżnić, gdyż Niemcy miejscami robili co chcieli, a to oznacza, że każdy dawał ciała po równo.

Obawiam się też, że z tego remisu Smuda nie wyciągnie żadnych wniosków, obrośnie w piórka i będzie łaził na konferencje z arbuzami pod pachą. Otóż Panie Franku, jeżeli "graliśmy na zwycięstwo" to już teraz może Pan odkładać ze swojej nieskromnej pensji kasę na pomnik dla Szczęsnego. Wojtek na Euro będzie grał dobrze, będzie gwiazdą, ale zmniejszy on tylko rozmiary kolejnych porażek. Przeciwnicy wówczas wyjdą na murawę stadionu z żądzą spuszczenia nam łomotu, a nie eksperymentowania.

eJay
7 września 2011 - 11:04