Zbliża się czas, który jedni poświęcają na refleksję na temat przemijania i wspominają zmarłych, inni wolą na amerykańską modłę bawić się, przebierać i śmiać się ciemnym mocom prosto w twarz (pysk, ryło czy to tam moce mają zamiast twarzy). A jeszcze inni robią albo jedno i drugie, albo żadne z powyższych. Niezależnie od wybranej frakcji, przełom października i listopada to magiczny czas, w którym duchy odgrywają ważną rolę.
Boicie się duchów? Lubicie się bać? Obchodzicie Dziady? Albo Halloween? Nieistotne. Ważne jest, że do tego okresu jak ulał pasują straszne filmy. Stąd wpis na tę okoliczność - zaprezentuję 6 horrorów, które z tego czy innego względu uważam za najlepsze, najstraszniejsze i najciekawsze. A opisawszy każdy z nich (kolejność nieprzypadkowa) odpowiem sam sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie. Zapraszam.
Ukryty Wymiar
Paul W.S. Anderson, stojący za tabunem średniawych filmowych adaptacji gier komputerowych rzemieślnik, ma na swoim koncie prawdziwą perełkę, którą powinien (po)znać każdy miłośnik kosmicznych straszydeł. Bo Ukryty Wymiar jest straszny. Klimatyczny. Porządnie zrobiony. Solidnie zagrany. Poza tym strasznie mnie kręcą religijno-kosmiczne klimaty, a fabuła tego filmu bardzo wyraźnie zahacza o te rejony.
Ilość zabrudzonych gaci: 5/10
Czy mając 13 lat zlękniony patrzyłem przez palce na demonicznego Sama Neilla? Oj, tak!
Coś
Miłośnicy kina dobrze wiedzą, że do wiarygodnego i doskonałego technicznie przedstawienia CZEGOŚ, co wymyka się naszemu pojmowaniu, nie potrzeba terabajtów pamięci dyskowej i 10 miesięcy renderingu. Wystarczy stara dobra animatronika, wykopany z lat 50-tych film o kosmicie i mistrzowski dryg Johna Carpentera. Ten film to już klasyk, który mimo 3 dekad na karku nie przestaje mnie zadziwiać. I nie zamierzam oglądać remake'u/prequela, bo podobno słaby jest niemiłosiernie.
Ilość zabrudzonych gaci: 3/10
Nie do końca potrafiłem kiedyś docenić paranoiczny klimat, ale czy obleśność i nierealność animatroniki wstrząsnęła mną i wstrząsa nadal? Oj, tak!
Paranormal Activity
No podobało mi się, no. Co prawda zwiastun pokazujący robiącą pod siebie pełną salę kinową to lekka przesada, ale miejska legenda o zero-budżetowym, amatorskim horrorze, który brakiem środków wywołuje ciary na plecach bardzo mi się spodobała. Sam film, jak się okazało, również dał radę. Być może dlatego, że widziałem go w zaciszu czterech ścian, a nie w towarzystwie popcornu. Wczułem się, naprawdę.
Ilość zabrudzonych gaci: 7/10
Czy można się przestraszyć niemal niczego? Lub ledwie namacalnej namiastki czegoś? Oj, tak!
Lśnienie
O Stanleyu napisano kilometry prac, ja nie zamierzam. Napiszę tylko tyle, że połączenie prozy Kinga, prze-arcy-boskiego klimatu mroźnego, pustego hotelu o niemożliwej architekturze gdzieś w górach i kreacji Nicholsona tworzy kompozycję zostającą w pamięci. Ten film nie przeraża w typowy dla horrorów sposób, a buduje duszną, nienamacalną atmosferę. Czuje się, że coś jest bardzo, BARDZO nie tak.
Ilość zabrudzonych gaci: 5/10
Czy ciągła praca i brak zabawy zrobią z Jacka nudziarza? Oj, tak!
[REC]
Hiszpański horror, który wziął mnie z zaskoczenia. Słyszałem dużo dobrego, spróbowałem. I co? 75 minut trwa całość, przez 45 minut dzieje się niewiele, ale ostatnie pół godziny to tak zmasowany atak klasycznych horrorowych straszaków, że do finału dotrwałem skurczony, trzymając się za kolana. Powalający efekt. I za to tak wysoka pozycja.
Ilość zabrudzonych gaci: 8/10
Czy można tak się spocić podczas oglądania filmu, że w odpowiednio małym pokoju zaparują okna? Oj, tak!
The Ring
Tak, amerykańska wersja. Ale oczywiście należy się ogromny szacun twórcom z Japonii, którzy zabrali się za kręcenie horrorów i spopularyzowali j-horror na świecie. Mając to na uwadze i znając zarówno książkę Suzukiego, jak i film Nakaty, stwierdzam z całą mocą, że najstraszniejszym horrorem, który widziałem do tej pory jest film Verbinsky'ego z 2002 roku. Miałem ciary w kinie, miałem ciary po, wyobraźnia pracowała jeszcze przez wiele dni po zakończonym seansie, sam film obejrzałem też z przyjemnością kolejny raz. Pełne trwogi oklaski!
Ilość zabrudzonych gaci: 9/10 (dyszkę zostawiam dla tego jednego horroru, który na pewno kiedyś nadejdzie i mnie położy na łopatki)
Krótko: bałem się po seansie (i okazjonalnie kilka dni po)? Oj, tak!
Na koniec istotny komentarz. Horror to taki gatunek, który do skutecznego przedarcia się przez pokłady sceptycyzmu widza, wymaga pozostawienia zdroworozsądkowej cząstki siebie gdzieś w innym pomieszczeniu. Jeśli film ma potencjał do "klimacenia" i straszenia mnie, staram się ze wszystkich sił wejść w klimat, żeby docenić starania twórców. I, jak widać powyżej, czasami się to udaje.