Overkill jest dziwaczne. Jest dziwaczne, a zarazem luzackie w ten sam sposób co Godhand, co No More Heroes, co Oneechanbara. Nie bierze na poważnie ani siebie, ani swoich poprzedników uderzając za to w klasyczny gatunek celowniczków, oblany sosem ala Tarantino. A zderzenie takich dwóch światów musi przynosić świetne efekty.
Poprzednie części House of The Dead to przede wszystkim bardzo dynamiczne celowniczki, z bardzo głupią fabułą oraz masą symboliki nawiązującej do kart tarota. Seria, choć stylizowana na poważną sprawnie poruszała się pomiędzy „tak złe że aż dobre” oraz „dziwactwo science-fiction i horroru rodem z kanałów telewizji nocnej”. Overkill będący prequelem zastępuje to bezpośrednim lulzem, przekleństwami i klimatem rodem z zombifikowanej wersji Black Dynamite.
Dobry gameplay w celowniczku nie jest trudny do wyobrażenia – musi być dynamiczny, musi mieć ciekawych wrogów oraz etapy, musi dobrze oddawać ruchy broni i wreszcie musi zachęcać do ponownego powtarzania etapu. Overkill oferuje to wszystko, nie przynudzając, ani nie spowalniając tempa rozgrywki przez niepotrzebne dodatki. Strzelamy, strzelamy i jeszcze raz strzelamy, korzystając z kilku typów broni, w pojedynkę lub w kooperacji, wykorzystując znajdźki w stylu bullet time oraz ratując cywilów.
Żeby nam się nie nudziło, to porozsiewano tony sekretów w postaci muzyki, grafik i innych, smacznych dodatków, a wszyscy bohaterowie mają poukrywane specjały tylko dla siebie. Extended wykracza ponad wersję na Wii, dorzucając dwa nowe etapy, gdzie min. w nocnym klubie walczymy z tabunami już nie tak świeżych tancerek. Oczywiście autorzy zadbali aby tak ważna historia niewiele się zmieniła zatem w rzeczonych historyjkach nie występuje Agent G oraz Isaac „Fuck Everything” Washington, lecz dwie lekko rozebrane panie. Wersja na PlayStation 3 wygląda lepiej niż na Wii, posiada trochę dodatkowej muzyki oraz obsługę telewizorów 3D, gdzie wygląda całkiem, całkiem.
Grać możemy za pomocą pada lub Move, z czego oczywiście Move wypada lepiej, choć DualShock sprawdza się zaskakująco dobrze w roli kontrolera. I choć zombiaki, bossowie, mutanty są liczne i szybkie to sprawny strzelec da radę i sam, i na padzie. Zresztą granie na padzie, przeniosło mnie do czasów kiedy katowałem Point Blank jeszcze na pierwszym PlayStation, więc dało się i da się. Jeżeli macie tylko jedno Move, nie zepsuje Wam to zabawy w kooperacji. Jeżeli macie dwa Move to zabawa w kooperacji będzie przednia, albo pobawicie się w mofo grając samemu na dwie giwery.
Pół-nagie paniusie, filtry udające przekłamania i zakłócenia obrazu, najwięcej przekleństw w historii gier wideo, dobry i zły humor a także pokręcony design zapewniają jednak, że nie jest to dobra gra familijna (tak, wiem, odkrycie). Nie jest to shooter, który spodoba się każdemu, bo wielu graczy podobna stylistyka odrzuci. Nie mówiąc już o nie-graczach. Ale jeżeli ktoś jest otwarty na takie klimaty to będzie wprost wniebowzięty.
House to również dobrze pomyślany score system, pełen mieszanek słowa orgazm, masakra i gore, z sieciowymi tablicami wyników (gdzie jak prawie zawsze nie znajdę się na żadnym godnym uwagi miejscu), 9 leveli (każdy to 20-30 minut zabawy) hołdujących różnym kliszom z filmów klasy B, i – początkowo – nieskończone kontynuację. Na szczęście grę wyposażono też w opcję director’s cut, która limituje nam kontynuację, dodaje więcej wrogów, przedłuża levele i czyni grę znacznie trudniejszą oraz dłuższą, choć czasami na siłę.
W Overkill znajdziemy świetną muzykę. W Overkill wysłuchamy najwięcej bluzgów w historii gier wideo. W Overkill będziemy mordować tabuny zombie, przy oprawie stylizowanej na lata 70te, muzyce stylizowanej na lata 70te, średniej technicznie, lecz zdającej swoje zadania grafice i doskonałych, campowych dialogach. Ta gra to esencja campu, grindu i shootera na szynach – będąc obok obu części Resident Evil od Cavii, najlepszymi celowniczkiem w jakiego grałem.
O Overkill pozytywnie wypowiadali się posiadacze Wii, prasa oraz fani „celowniczków” Ale to co zastałem po zapakowaniu płytki w paszczę konsoli przeszło moje pojęcie o lulzie w grach wideo. Ta gra jest chora, głupia i bardzo, ale to bardzo grywalna. W końcu strzelanie strzelaniem, ale autorzy stworzyli takie dziwactwo, jakiego od dawna nie było w grach wideo. Grę cholernie niepoważną, świetnie stylizowaną na grind i z tonami bonusów. Białą grę, lecz kojarzącą się z wyczynami Sudy 51 co jest po prostu znakiem jakości samym w sobie. I tyle.